Jest 7 maja 1972 roku, Warszawa. Na trybunach Stadionu Dziesięciolecia siedzi ponad 60 tysięcy ludzi, ale wprawne oko fotoreportera bezbłędnie wyławia z tłumu tego jednego człowieka – uśmiechniętego pana w ciemnych okularach, który na głowie ma czapeczkę z gazety (może „Trybuny Ludu” – do tego nadawała się wyśmienicie), a w prawej dłoni trzyma transparent. Ot, zwykły kibic jakich miliony. A jednak nietuzinkowy, niepowtarzalny, jedyny w swoim rodzaju. Nie tylko ze względu na bardzo optymistyczne – nawet jak na ówczesne czasy – przesłanie o ośmiu golach. Niepowtarzalny, bo on tam był. Widział na własne oczy. Zachował wspomnienia. A może znasz tego kibica?
Sto lat polskiego futbolu to dziesiątki wybitnych piłkarzy, setki tysięcy niezapomnianych meczów, ale przede wszystkim miliony ludzi, którzy przez ten czas odwiedzali stadiony, słuchali radiowych relacji lub śledzili boiskowe wydarzenia, patrząc w ekran telewizora. I tak jak bez widzów nie byłoby teatru, tak bez kibiców nie byłoby żadnego sportowego spektaklu. To dla nich wybiegał na boisko Ernest Wilimowski, to oni po zwycięskim meczu z ZSRR nosili na rękach Gerarda Cieślika, to im dziękowali piłkarze z drużyny Kazimierza Górskiego, gdy specjalnym autokarem jechali ulicami Warszawy po zdobyciu trzeciego miejsca na świecie, to z nimi na Okęciu cieszyła się ekipa Antoniego Piechniczka po wspaniałym sukcesie w Hiszpanii. Byli wierni zarówno w okresie wielkiej prosperity, jak i wtedy, gdy naszym Orłom za dobrze nie szło. Cierpliwie czekali, aż polscy piłkarze wrócą na salony i znów zagrają na mundialu. Trzymali kciuki, wierzyli, zdzierali gardła w dopingu.
Te miliony kibiców to miliardy wspomnień, biliony wzruszeń i biliardy sekund spędzonych na rozmowach o futbolu. Ale magia wielkich liczb blednie tutaj przy bardzo osobistych doświadczeniach, jakie każdy z nas – gotowych przełożyć własny ślub z powodu meczu – nosi w sercu, piłkarskim sercu. Ta chwila, gdy trzymani za rękę przez ojca po raz pierwszy wchodzimy na stadion, gdy stojąc wśród kolegów z podwórka w podnieceniu czekamy na autograf od któregoś z idoli przed klubowym budynkiem... Z trudem zdobywane plakaty wieszane nad łóżkiem, piętrzące się na półkach zeszyty, w które wklejaliśmy prasowe sprawozdania z meczów i pieczołowicie wycinane zdjęcia, stosy kartek z własnoręcznie sporządzanymi statystykami, skarby kibica sprzed lat, darowane z pokolenia na pokolenie książki Hałysa, Kukulskiego i Aleksandrowicza. I mnóstwo różnych bibelotów: stare bilety, mundialowe maskotki, programy meczowe, albumy z naklejkami, przypinki, proporczyki, koszulki, szaliki, breloczki i klubowe flagi.
Piłkarskie pamiątki i wspomnienia gromadzone przez miniony wiek to nasze wielkie dziedzictwo. Powinniśmy je pielęgnować i przekazywać następnym pokoleniom. Bo jaki będzie kibic przyszłości, jeśli z opowieści pradziadka nie dowie się, jak się gra w cymbergaja i dlaczego na Ernesta Pohla koledzy mówili Yła, jeśli dziadek się nie pochwali, że kiedyś łowił ryby z Andrzejem Szarmachem, a tata nie pokaże zdjęcia, na którym uśmiecha się do obiektywu obok samego Jerzego Dudka? O tym nie można zapomnieć. Dlatego z Waszą pomocą chcemy stworzyć wielkie archiwum pamięci, do którego będzie mógł zajrzeć każdy, kto zasypia z korkami na stopach.
Chcemy, aby ten portal należał do Was – prawdziwych kibiców polskiej piłki, zarówno klubowej, jak i reprezentacyjnej. Przysyłajcie do nas swoje wspomnienia w formie maili i tradycyjnych listów, cyfrowe prywatne zdjęcia i skany z domowych albumów, nagrane własnoręcznie filmy wideo, fotografie najcenniejszych pamiątek – słowem wszystko, co z futbolem ma związek i może wzbogacić nasz serwis o Wasze przeżycia. Najciekawsze materiały będziemy publikować, a te najbardziej chwytające za serce – nagradzać w wyjątkowy sposób.
Materiały prosimy przysyłać na maila biblioteka@pzpn.pl lub na adres: ul. Bitwy Warszawskiej 1920 r. 7, 02-366 Warszawa z dopiskiem BIBLIOTEKA – OKIEM KIBICA. Warunkiem wykorzystania materiałów przez redakcję jest posiadanie konta na portalu laczynaspilka.pl/biblioteka i zaakceptowanie regulaminu.