Święto Czekolady. Tak w czasach PRL-u prześmiewczo mówiono na Święto Odrodzenia Polski, obchodzone 22 lipca w rocznicę ogłoszenia manifestu PKWN, który w naszym kraju rozpoczął ponurą epokę stalinizmu. Skąd więc to słodkie skojarzenie? Ano stąd, że po wojnie nazwę 22 lipca nosiła znacjonalizowana przez nowe władze fabryka E. Wedla, słynnego producenta łakoci. Osiemnaście lat po upadku komuny właśnie na ten dzień wyznaczono datę starcia o Superpuchar, w którym po raz pierwszy zagrała drużyna... z łapanki. Stało się tak, bo kilkadziesiąt godzin przed meczem udziału w nim odmówili zdobywcy Pucharu Polski. Działacze Groclinu Dyskobolii Grodzisk Wlkp. uznali, że trzy dni to za mało, by ich zespół zdołał zregenerować się po rozegranym w Baku spotkaniu kwalifikacji Pucharu UEFA. Wtedy zaczęło się gorączkowe szukanie rywala dla Miedziowych. Najpierw zaproszono finalistę PP, ale piłkarze Korony Kielce mieli już swoje plany. Ostatecznie do Lubina przyjechał wicemistrz Polski, GKS Bełchatów. Przyjechał, zagrał i przegrał. No, cóż… W 2007 roku wyjątkowo gorzki smak miało to Święto Czekolady.
9
W. Łobodziński
24
M. Pietroń
2
M. Chałbiński
Lśniące trofeum, dziewczyny z pomponami i niemal puste trybuny. Mecz o Superpuchar w 2007 roku przeszedł do historii jako wyjątkowo dziwne wydarzenie.
W specjalnym oświadczeniu władze związku stwierdziły, że niedzielny mecz będzie miał charakter spotkania towarzyskiego, ponieważ wystąpi w nim nieuprawniona drużyna. Działacze z Miodowej argumentowali decyzję tym, że podstawową i niezmienną regułą rozgrywania Superpucharu jest udział mistrza Polski i zdobywcy krajowego pucharu. W odpowiedzi Ekstraklasa SA, która w ubiegłym roku przejęła organizację cyklicznego wydarzenia, argumentowała, że regulamin wzorowany jest na meczu o Superpuchar UEFA. Przy okazji przypomniano związkowym pedantom, że nazwa trofeum od roku jest już zmieniona na Superpuchar Ekstraklasy, ale na Miodowej mało kto zwrócił na to uwagę.
Decydujący moment meczu. W 25. minucie André Nunes obsłużył świetnym podaniem Michała Golińskiego, a ten posłał piłkę obok wybiegającego z bramki Łukasza Sapeli. Więcej goli tego dnia nie padło.
Wygraliśmy, ale jakość gry wiele pozostawiała do życzenia. Jeśli jeszcze raz zdobędziemy mistrzostwo, to i okres letni musimy przepracować po mistrzowsku. Teraz nie zdołaliśmy nowych zawodników nauczyć wszystkiego tego, co chcieliśmy, a i nasi dotychczasowi piłkarze nie zrobili wielkich postępów. Przerwa między sezonami jest zbyt krótka, brakuje czasu na zgranie drużyny. I to było dzisiaj widać na boisku.
Czesław Michniewicz siedem lat wcześniej oglądał mecz o Superpuchar z perspektywy ławki rezerwowych (był wówczas bramkarzem Amiki Wronki), teraz historia się powtórzyła – choć tym razem wystąpił w roli trenera. Miał powody do radości, bo prowadzone przez niego Zagłębie po raz pierwszy w swojej historii sięgnęło po to trofeum.
Po słabej pierwszej połowie goście nieco lepiej zaprezentowali się w drugiej. W 52. minucie mieli świetną okazję do wyrównania, ale piłkę po lobie Carlosa Costly'ego nad bramkarzem Zagłębia z linii bramkowej wybił Rui Miguel. W 67. minucie do bramki bełchatowian trafił Piotr Włodarczyk, ale arbiter odgwizdał spalonego. Później gości od utraty bramki uratował słupek po uderzeniu Michała Chałbińskiego. Zgrzytem było wydarzenie z ostatnich minut, kiedy to Jakub Tosik uderzył w twarz Grzegorza Bartczaka i tylko sędzia wie, dlaczego młody piłkarz z Bełchatowa nie wyleciał za to niesportowe zachowanie z boiska, a jedynie zobaczył żółtą kartkę.
Chwilo, trwaj! Tak lubinianie cieszyli się ze zwycięstwa nad GKS-em Bełchatów i zdobycia Superpucharu. Po trofeum sięgnęło międzynarodowe towarzystwo: dziewięciu Polaków, dwóch Portugalczyków oraz Czech, Brazylijczyk i Kolumbijczyk.
Podopieczni Czesława Michniewicza przeważali niemal w każdym elemencie piłkarskiego rzemiosła. Świetną partię w barwach gospodarzy rozegrał Maciej Iwański, który był siłą napędową miedziowego zespołu. Z dobrej strony pokazał się też niechciany w warszawskiej Legii Piotr Włodarczyk. „Nędza” strzelił nawet gola, jednak sędzia Robert Małek uznał, że w trakcie akcji obrońca bełchatowian był nieprzepisowo powstrzymywany.
„Dobrze, że ten mecz w ogóle się odbył. Nagle się okazało, że Grodzisk zrezygnował z przyjazdu i w jego miejsce wystąpił Bełchatów. Skończyło się na tym, że kilku zawodników podstawowych z tego klubu zostało w domu i pewnie dlatego rywale nie zaprezentowali najwyższej formy. Cieszymy się ze zwycięstwa, ale musimy koncentrować się już na lidze, bo za tydzień czeka nas tutaj spotkanie z Widzewem” – mówił po meczu. Pikanterii tej sytuacji dodaje fakt, że strzelec zwycięskiego gola w meczu o Superpuchar 2007 jeszcze wiosną był piłkarzem... Groclinu Dyskobolii. Jego transfer do Zagłębia Lubin był tamtego roku jednym z głośniejszych w lidze, bo w końcu nieczęsto zdarza się, że piłkarz czołowej drużyny ekstraklasy przechodzi do największego rywala. W Lubinie doświadczony pomocnik spędził dwa sezony. Latem 2009 roku został zawodnikiem Cracovii.
„Orestowi Lenczykowi zdecydowanie brakowało w ekipie PGE GKS Łukasza Garguły. Bez lidera piłkarze z Bełchatowa nie byli w stanie przeprowadzić zbyt wielu akcji środkiem pola. Błąkający się samotnie w polu karnym Michala Václavíka Carlo Costly nie miał okazji do pokazania umiejętności. Poniżej oczekiwań wypadł również Mariusz Ujek” – relacjonowała „Piłka Nożna”. Gdy Honduranin biegał po boisku w Lubinie, nikt nie przypuszczał, że z czasem stanie się jednym z bardziej wartościowych zawodników polskiej ekstraklasy. Bełchatów wypożyczył go pół roku wcześniej z klubu Platense i właśnie latem 2007 roku postanowił wykupić za 500 tysięcy euro. Opłaciło się. Costly był mocnym punktem drużyny, a niedługo potem zaczął odnosić sukcesy z reprezentacją: dwa razy sięgnął po brąz w Złotym Pucharze CONCACAF (2009, 2011) i miał swój udział w awansie na mundial 2010. Niestety, do RPA nie pojechał z powodu kontuzji.
► 18. Superpuchar Polski
► Po raz drugi w historii mecz o Superpuchar rozegrany został w Lubinie (dwa razy uczestników Superpucharu gościły jeszcze Płock i Warszawa)
► Z udziału w meczu o Superpuchar zrezygnowały zarówno zdobywca, jak i finalista Pucharu Polski, do udziału zaproszono więc finalistę Pucharu Ekstraklasy, będącego także wicemistrzem Polski; to jedyny taki przypadek w historii
► Po raz piąty mecz o Superpuchar rozegrany został na stadionie jednego z rywali
► Po raz szósty zwycięzca Superpucharu strzelił w podstawowym czasie 1 bramkę (to najczęstsza liczba bramek strzelonych przez zwycięzcę w historii tych rozgrywek)
► Po raz czwarty mecz o Superpuchar rozpoczął się o godz. 18:00
► Drugi występ Zagłębia Lubin w Superpucharze i pierwszy triumf
► Po raz ósmy po Superpuchar sięgnął mistrz Polski, 10 razy triumfował zdobywca (bądź finalista) Pucharu Polski
► Po raz piąty mecz o Superpuchar kończy się wynikiem 1:0 (to najczęstszy wynik w historii)
► Historyczny, pierwszy występ GKS-u Bełchatów w Superpucharze
► Po raz pierwszy mecz o Superpuchar obserwowało ok. 3000 widzów
► Po raz ósmy przegrany w Superpucharze nie strzelił żadnej bramki w podstawowym czasie gry
► Cztery ostatnie mecze o Superpuchar kończyły się albo wygraną różnicą 1 bramki, albo remisem
► Poprzedni mecz o Superpuchar rozegrany w Lubinie w 1992 roku obserwowało ok. 1000 widzów, co było najniższą frekwencją w historii tych rozgrywek