To był niezwykły czas dla kibiców Zagłębia Lubin. Najpierw w sezonie 1987/88 ich ukochana drużyna spadła z ekstraklasy, rok później do niej wróciła, by w ciągu kolejnych miesięcy okazać się rewelacją rozgrywek i sensacyjnie zdobyć tytuł wicemistrza Polski. W nagrodę u schyłku kalendarzowego lata 1990 roku Miedziowi po raz pierwszy przystąpili do rywalizacji w europejskich pucharach. Los nie był jednak dla nich łaskawy. Już w pierwszej rundzie trafili na klub z Bolonii, mający w składzie takie gwiazdy, jak Antonio Cabrini, Lajos Détári czy Massimo Bonini. Nikt nie spodziewał się cudu, ale pierwszy mecz pokazał, że dzielna ekipa z Dolnego Śląska może podjąć walkę ze stuprocentowym faworytem. Lubinianie zagrali ambitnie, stworzyli sobie kilka okazji do zdobycia gola (warto było się starać, bo nowy sponsor klubu za każdą bramkę obiecał równe trzy miliony złotych nagrody) i tylko pech sprawił, że żadnej nie zdołali wykorzystać. Rywale mieli więcej szczęścia i wrócili do Włoch ze skromną, ale satysfakcjonującą ich zaliczką.
14
M. Ciliński
Drużyna Zagłębia Lubin przed meczem z Bologna FC w 1/32 finału Pucharu UEFA w sezonie 1990/91. Stoją od lewej: Jarosław Bako, Dariusz Marciniak, Marek Godlewski, Jarosław Góra, Andrzej Wójcik, Romuald Kujawa, Zdzisław Pietrzykowski. W dolnym rzędzie: Stefan Machaj, Zbigniew Szewczyk, Adam Zejer, Jarosław Chwaliszewski.
Włosi zjawili się w Polsce już w poniedziałek, ale do Lubina dotarli dopiero na cztery godziny przed meczem. To zrozumiałe, w tym mieście nie ma odpowiedniej klasy hotelu, a dla zawodowców ważniejszy jest odpoczynek niż możliwość treningu na boisku rywala. Zespół z Bolonii ćwiczył więc we Wrocławiu na obiekcie Ślęzy i – jeśli wierzyć opinii naszych szkoleniowców pilnie obserwujących zajęcia – trener Francesco Scoglio nie przemęczał swych podopiecznych.
Na przełomie lat 80. i 90. takie urządzenie na polskich obiektach sportowych było absolutną nowością: tablica świetlna produkcji węgierskiej, na której można było zaprezentować nie tylko wynik, ale także składy drużyn. Stadion w Lubinie był wtedy jednym z najnowocześniejszych w kraju, oddano go do użytku w lipcu 1985 roku.
Trener Świerk przyznał na łamach gazet, że o przeciwniku wie tylko tyle, co przeczytał w prasie. (...) Działacze Zagłębia nie zadbali o to, aby szkoleniowiec mógł zobaczyć na żywo ósmą drużynę z najdroższej ligi świata w spotkaniu z Pisą, gdyż nie załatwiono na czas wizy. Co innego Włosi, którzy czterokrotnie gościli w Lubinie filmując nie tylko mecze, ale również treningi Zagłębia!
Starcie pod bramką gości. O piłkę walczą Dariusz Marciniak (w białej koszulce) i Renato Villa. Sytuacji przyglądają się Massimo Bonini (po lewej) i Paolo Negro.
Choć gra była wyrównana, to zarysowała się wyraźna przewaga Włochów w generalnie pojmowanej kulturze gry, co sprawiło, iż równowagę na boisku osiągnęli w pierwszej połowie przy znacznie mniejszym nakładzie sił niż przeciwnik. Zagłębie w pierwszej odsłonie nie zaprezentowało się źle. W 27. minucie w doskonałej sytuacji znalazł się Marciniak, ale – po błędzie obrony – zamiast rzucić się „szczupakiem” do piłki, wybrał wariant krajowy (podejście) i zdecydowana interwencja Nello Cusina uratowała jego zespół.
Tym razem Jarosław Bako zdołał zatrzymać Herberta Waasa. Niemiecki napastnik był jednym z trzech internacjonałów w ekipie z Bolonii, obok Węgra Lajosa Détáriego i Bułgara Nikołaja Iliewa.
„Kilkakrotnie wykazał się niezłym refleksem. W 69. minucie obronił strzał z bliskiej odległości Herberta Waasa, a w 75. minucie, kiedy to obrońcy z Lubina rozminęli się z piłką, nie dał się zaskoczyć Iliewowi. Jednakże w 79. minucie był bezradny, kiedy to po centrze z prawej strony boiska w wykonaniu Tricelli i przy biernej postawie obrońców gospodarzy Bonini w pełnym biegu strzelił nie do obrony” – relacjonowała redakcja katowickiego „Sportu”. Bako był wtedy jednym z najmocniejszych punktów drużyny z Lubina. Obok Dariusza Marciniaka, Marka Godlewskiego i Adama Zejera miał już na koncie występy w reprezentacji Polski, a do tego spore doświadczenie ligowe, które zdobył grając w barwach Łódzkiego KS. Sezon 1990/91 był jego drugim i ostatnim spędzonym w Lubinie – o tyle szczęśliwym, że zakończonym zdobyciem tytułu mistrza Polski. Latem 1991 roku podpisał kontrakt z Beşiktaşem Stambuł.
Najsłynniejszy w historii piłkarz z San Marino i… dobry znajomy Zbigniewa Bońka. Przez lata razem bronili barw Juventusu Turyn – ba! wspólnie przyczynili się do wyeliminowania łódzkiego Widzewa z Pucharu Europy w sezonie 1982/83 oraz gdańskiej Lechii z Pucharu Zdobywców Pucharów rok później. Tym razem do Polski przyleciał sam i już jako zawodnik innego klubu, i właśnie on przesądził o zwycięstwie drużyny gości. Do kraju wrócił ze specjalnym trofeum, co opisała redakcja „Piłki Nożnej”: „Wszyscy członkowie ekipy z Bolonii zostali obdarowani suwenirami, za co nie omieszkali podziękować trener Scoglio i działacze, przyrzekając przy tym godny rewanż. Najwięcej do noszenia przypadło jednak Boniniemu. Otóż szef firmy z Legnicy o nazwie Rexpol Ryszard Piotrowski ufundował dla strzelca (strzelców) bramki nagrodę – dla Polaka 3 miliony złotych, dla Włochów – końskie siodło. Trofeum zabrał wyraźnie uradowany obywatel San Marino”.
W sumie o wygranej Włochów zadecydowało większe doświadczenie i obycie w trudnych meczach. Lubinianie swoją postawą z pewnością zasłużyli na remis, nie przynieśli wstydu, ale w debiucie na pucharowej arenie musieli jednak zapłacić przysłowiowe „frycowe”, choć na konferencji prasowej ich trener podkreślał, że jeszcze nic straconego i wszystko rozstrzygnie się w rewanżu.
► Historyczny pierwszy mecz Zagłębia Lubin w europejskich pucharach
► 362. mecz polskiego klubu w europejskich pucharach
► 131. mecz klubu z Polski w Pucharze UEFA
► 190. gol stracony przez polskie kluby w europejskich pucharach na własnym boisku
► 20. porażka polskiego klubu w europejskich pucharach na własnym boisku w rozmiarze 0:1
► 25. mecz polskiego klubu w 1/32 finału Pucharu UEFA bez zdobytej bramki
► 10. porażka polskiego klubu w 1/32 finału Pucharu UEFA w rozmiarze 0:1