Pożegnanie z pucharami w niecodziennych okolicznościach. Po tym jak piłkarze Franciszka Smudy w eliminacjach bez problemów uporali się z walijskim Bangor City, w 1. rundzie mierzyli się z bardziej wymagającym ukraińskim Czernomorcem. I choć w Odessie nie udało się zrealizować planu (czyli nie stracić bramki), przed rewanżem byli uważani za faworytów. Tym bardziej, że wraz z upływem czasu mieli coraz większą przewagę. Zarówno pod względem sytuacji bramkowych, jak i liczby piłkarzy. Goście od 35. minuty grali w dziesiątkę, a od 105. w dziewiątkę, ale łodzianie nie byli w stanie tego wykorzystać! Jeśli dodamy do tego fakt, że w kluczowym momencie serii rzutów karnych zawiódł najlepszy strzelec trzeba stwierdzić, że była to jedna z najbardziej wstydliwych porażek Widzewa na europejskiej arenie.

RADOŚĆ I SMUTEK

Dla pochodzącego z Ukrainy Michalczuka mecz z Czernomorcem był wyjątkowy. W Odessie pomocnik Widzewa odbywał bowiem służbę wojskową. Na boisku jak zawsze był nieustępliwy i starał się zagrażać bramce rywali. To on strzelił gola, który dał Widzewowi dogrywkę. W niej mógł rozstrzygnąć losy meczu, ale trafił w słupek. Swoich szans z dystansu szukał również Bajor, który najpierw przez 120 minut, a później w rzutach karnych nie był jednak w stanie znaleźć drogi do bramki. To on spudłował w decydującej serii jedenastek.