Godne pożegnanie z piłkarską elitą. Już przed meczem Widzewa z Borussią (ostatnim u siebie w fazie grupowej) mistrzowie Polski wiedzieli, że aby zachować choćby matematyczne szanse na ćwierćfinał, muszą pokonać ekipę z Dortmundu. Zadanie wydawało się niezwykle trudne, bo w czterech pierwszych kolejkach łodzianie ponieśli aż trzy porażki, a najlepsza ekipa Niemiec pewnie kroczyła do awansu. I mimo że przy Alei Piłsudskiego to goście szybko objęli prowadzenie, gospodarze nie zamierzali się poddawać. Po dwóch bramkach Jacka Dembińskiego długo prowadzili. Ostatecznie mecz zakończył się podziałem punktów, który zapewnił miejsce w najlepszej ósemce rozgrywek piłkarzom Ottmara Hitzfelda. Widzewiacy mogli odczuwać pewien niedosyt, ale jak się okazało zremisowali z późniejszym triumfatorem całych rozgrywek.

PRZEDE WSZYSTKIM SKUTECZNOŚĆ

W meczach o dużą stawkę liczy się przede wszystkim to, co wpada do bramki. Kierując się taką filozofią, zdecydowanie najwyżej podczas meczu w Łodzi należy ocenić napastnika Widzewa. Po stracie gola Dembiński potrzebował pięciu minut, żeby odwrócić losy spotkania. Był bardzo aktywny, ale przede wszystkim do bólu skuteczny. Na jego tle zdecydowanie blado wypadł Ricken. Piłkarz, który całą karierę spędził w Dortmundzie, tym razem niczym specjalnym się nie wyróżnił. Kibice klubu z Zagłębia Ruhry z pewnością mu to wybaczyli, po tym, jak kilka miesięcy później przypieczętował triumf Borussii w wielkim finale z Juventusem Turyn w Monachium.