„To była nasza najważniejsza wygrana w latach sześćdziesiątych” – tak wspomina ten mecz jeden z jego uczestników Jacek Gmoch. Późniejszy selekcjoner i jego koledzy z reprezentacji polecieli do Glasgow jak na pożarcie, a wrócili jako bohaterowie, którzy nieoczekiwanie pokonali jedną z najlepszych ekip w Europie. Szkoci mieli wówczas gwiazd bez liku. Denis Law rok wcześniej został uhonorowany Złotą Piłką. Billy Bremner z Leeds, Alan Gilzean i Bill Brown z Tottenhamu oraz Pat Crerand z Manchesteru United zachwycali swoimi występami w Football League. Biało-czerwoni tymczasem należeli do kontynentalnych średniaków, a co gorsza fatalnie zaczęli eliminacje mundialu 1966: w trzech meczach zdobyli tylko dwa punkty, m.in. przegrywając na wyjeździe z Finlandią. Na wypełnionym po brzegi Hampden Park też długo zanosiło się na porażkę, ale w ostatnich minutach nagłą śmierć zadali gospodarzom Ernest Pohl i debiutujący w drużynie narodowej Jerzy Sadek. Dzięki temu Polacy wrócili do gry o awans.
Reprezentacje Szkocji i Polski wychodzą na murawę Hampden Park. Pierwszy z prawej maszeruje Stanisław Oślizło, za nim Jacek Gmoch.
Do 85. minuty meczu nic nie wskazywało na sukces Polaków. Gospodarze, po zdobyciu prowadzenia w 13. minucie ze strzału McNeilla, mieli jeszcze sporo dogodnych sytuacji podbramkowych. Doskonale spisujący się nasz bramkarz Kornek stanął jednak na wysokości zadania, a napastnicy polscy po pauzie coraz bardziej zagrażali bramce Browna. Wreszcie w 85. minucie Pohl zdobył ostrym strzałem wyrównanie, a w niespełna dwie minuty potem Sadek uzyskał zwycięską bramkę. Sto tysięcy widzów zebranych na stadionie zaskoczył tego rodzaju epilog meczu, w którym zespół szkocki, występujący w roli zdecydowanego faworyta, został pokonany tuż przed końcem zawodów.
Po porażce z Finlandią zrobiła się afera. Trener wystawił dwóch debiutantów: mnie i Jurka Sadka. Podczas zgrupowania przechodziłem chrzest za chrzestem. Związany był z każdą nową okolicznością w moim życiu: pierwszym przyjazdem na zgrupowanie, pierwszą podróżą samolotem, debiutem w kadrze. Za każdym razem polegał na tym samym: dostawałem po tyłku. Ale podczas meczu tremę odczuwałem tylko na początku, kiedy słyszałem krzyki i hymny. Potem wystarczyło jedno dobre zagranie i walczyłem jak równy z równym.
Gol dla Szkotów padł po błędzie Konrada Kornka, który minął się z piłką, ale potem polski bramkarz bronił jak w transie. Rywale chwalili go głównie za znakomitą grę na przedpolu – w walce o górne piłki nie miał sobie równych.
Sprzed meczu zapamiętałem program, w którym trener Szkotów Jock Stein mówił, że kluczem do zwycięstwa będzie poradzenie sobie z Gmochem. Miał rację, ale to dotyczyło nas wszystkich. Wiedzieliśmy, że Szkoci to wielcy wojownicy. Wielu z nich straciło na boisku zęby. Z nimi, w pierwszej kolejności, trzeba było podjąć walkę, a dopiero potem grać w piłkę. Kiedy przyjmowałem piłkę, zaraz był wślizg. Byliśmy jednak przygotowani. W Polsce znano mnie z tego, że grałem w angielskim stylu, Stasiu Oślizło też bardzo dobrze grał głową, Ernesta Pohla również nie dało się przewrócić.
Eugenisz Faber był jednym z wyróżniających się polskich piłkarzy w spotkaniu ze Szkocją. W Glasgow jednak dostał jeszcze jedną misję do spełnienia: w grudniu 1965 roku miał wziąć ślub, więc dzień przed meczem biegał po sklepach w poszukiwaniu materiału na suknię dla przyszłej żony.
W naszej drużynie wszystkim zawodnikom należą się słowa uznania za ogromną ambicję. Od 37. minuty polski zespół grał w zasadzie w dziesiątkę, bowiem Nieroba, brutalnie sfaulowany przez obrońcę gospodarzy McNeilla, był raczej statystą. W polskiej drużynie bardzo silnym punktem był Pohl. Mimo że pilnowany przez dwóch Szkotów, był świetnym dyrygentem naszej drużyny. Dobrze grali także Liberda oraz debiutant Sadek. Obrona i pomoc także bez zarzutu.
Na pierwszym planie Ernest Pohl, przy piłce Jerzy Sadek. Po akcji tych zawodników padła zwycięska bramka dla Polski. Strzelec gola meczem ze Szkocją zadebiutował w reprezentacji.
Polacy świętowali zwycięstwo na oficjalnym bankiecie. Zapewniają, że później nie ruszyli, by dalej bawić się w miejscowych lokalach. „Było zimno, a my nie mieliśmy wystarczająco ciepłych ubrań” – tłumaczy Stanisław Oślizło. „A za co niby mieliśmy balować?” – pyta retorycznie Gmoch. „Dostawaliśmy wtedy dietę w wysokości 1,5 dolara. Na takim wyjeździe można było kupić za to koszulę, ale na płaszcz ortalionowy już nie wystarczało” – dodaje.
„Nie było z nim łatwo. Kiedy nie mógł się wyswobodzić, uderzył mnie głową w wargę, aż polała się krew. Ale w drugiej połowie, kiedy był odwrócony i przyjmował piłkę, trafiłem go w staw skokowy i już nie mógł grać na 100 procent. Nie faulowałem go umyślnie. To nie był rewanż za tamtą sytuację” – opowiadał po latach Jacek Gmoch o swoich starciach z Denisem Lawem. Obrońca Legii dostał zadanie pilnowania największej gwiazdy reprezentacji Szkocji i wywiązał się z niego znakomicie. A nie było to proste, bo urodzony w Aberdeen napastnik znajdował się wówczas w szczytowym okresie kariery. Rok wcześniej zdobył Złotą Piłkę dla najlepszego piłkarza lig europejskich, a późną wiosną 1965 roku sięgnął po mistrzostwo Anglii z Manchesterem United. Stał się legendą tego klubu. To właśnie jego wizerunek umieszczono obok George’a Besta i Bobby’ego Charltona na słynnym pomniku „United Trinity”, stojącym przed stadionem Old Trafford.
„Chciałem pokazać, że nie jestem za stary ani za wolny, by grać w reprezentacji. Pretensje do mnie, że nie mam kondycji, można włożyć między bajki” – powiedział po meczu wysłannikowi „Przeglądu Sportowego”. Napastnik zabrzańskiego Górnika liczył sobie już 33 wiosny i od pewnego czasu w mediach toczyła się dyskusja, czy w tym wieku warto go jeszcze powoływać do drużyny narodowej. Pohl zawsze był zdania, że w życiu liczą się nie słowa, lecz czyny, więc w 90 minut udowodnił, ile znaczy dla zespołu. Najpierw to po jego plasowanym strzale biało-czerwoni zdobyli wyrównującą bramkę, a krótko potem właśnie on wypatrzył przed polem karnym Jerzego Sadka i posłał mu piłkę, którą napastnik ŁKS-u umieścił w siatce. Kijem Wisły jednak nie zawrócił. Po występie w Glasgow zagrał w koszulce z orłem na piersi już tylko dwa razy. Pożegnanie z kadrą miał wyjątkowo przykre: w listopadzie 1965 roku biało-czerwoni przegrali w Rzymie z Włochami aż 1:6.
► 190. oficjalny międzypaństwowy mecz reprezentacji Polski
► Czwarty mecz reprezentacji przeciwko Szkocji i po nim bilans dodatni: 2-1-1, bramki: 7-6
► Przerwana niechlubna rekordowa seria reprezentacji 10 kolejnych meczów bez wygranej w eliminacjach MŚ i ME liczonych łącznie
► Szósty wyjazdowy mecz reprezentacji w eliminacjach MŚ, szósty bez remisu i szósty ze straconą minimum 1 bramką
► Ósmy wyjazdowy mecz reprezentacji w eliminacjach MŚ i ME liczonych łącznie, ósmy bez remisu i ósmy ze straconą minimum 1 bramką
► Dziewiąty wyjazdowy mecz reprezentacji w eliminacjach wielkich turniejów (MŚ + ME + IO) liczonych łącznie, dziewiąty bez remisu i dziewiąty ze straconą minimum 1 bramką
► 16. mecz reprezentacji w wielkich turniejach (MŚ + ME + IO) liczonych łącznie rozegrany poza granicami kraju, 16. bez remisu i 16. ze straconą minimum 1 bramką
► 50. gol stracony przez reprezentację w wielkich turniejach (MŚ + ME + IO) liczonych łącznie (eliminacje + finały)
► 38. gol Ernesta Pohla w 44. występie w reprezentacji
► Przerwana niechlubna rekordowa seria reprezentacji 8 kolejnych meczów bez wygranej w wielkich turniejach (MŚ + ME + IO) liczonych łącznie (eliminacje + finały)
► 80. wyjazdowy mecz reprezentacji ze straconą bramką
► 220. gol stracony przez reprezentację w meczu wyjazdowym
► 10. gol stracony przez reprezentację w wyjazdowych meczach eliminacji MŚ
► Przerwana niechlubna rekordowa seria reprezentacji 7 kolejnych meczów bez wygranej w eliminacjach wielkich turniejów (MŚ + ME + IO) liczonych łącznie
► Siódmy mecz reprezentacji w eliminacjach MŚ rozegrany poza granicami kraju, siódmy bez remisu i siódmy ze straconą minimum 1 bramką
► Rekord frekwencji na meczu reprezentacji rozegranym poza granicami kraju – ponad 107 000 widzów (do dzisiaj nie pobity)
► 10. mecz reprezentacji w mistrzostwach świata ze zdobytą bramką, licząc łącznie eliminacje i finały
► 40. mecz reprezentacji rozegrany w październiku
► 30. występ Stanisława Oślizły w reprezentacji
► Po raz 10. Karol Krawczyk wystąpił w roli selekcjonera reprezentacji Polski – w tym meczu było trzech trenerów
► 10. mecz reprezentacji w MŚ i ME liczonych łącznie (eliminacje + finały) rozegrany poza granicami kraju, 10. bez remisu i 10. ze straconą minimum 1 bramką
► 10. mecz reprezentacji w eliminacjach wielkich turniejów (MŚ + ME + IO) liczonych łącznie, 10. bez remisu i 10. ze straconą minimum 1 bramką
► Pierwszy w historii reprezentacji mecz rozegrany 13 października
► Debiut Jerzego Sadka w reprezentacji i gol w debiucie
► Debiut Zygmunta Anczoka w reprezentacji
► Zagrało 11 zawodników z 6 polskich klubów (trzech z Górnika Zabrze)
► Ósmy mecz reprezentacji w MŚ (eliminacje + finały) rozegrany poza granicami kraju (mecz wyjazdowy lub na neutralnym gruncie), ósmy bez remisu i ósmy ze straconą minimum 1 bramką
► Dziewiąty mecz reprezentacji w eliminacjach MŚ i ME liczonych łącznie rozegrany poza granicami kraju, dziewiąty bez remisu i dziewiąty ze straconą minimum 1 bramką
► Pierwszy gol dla Polski był bramką nr 10 strzeloną przez reprezentację w MŚ (eliminacje + finały) w meczach rozegranych poza granicami kraju
► Drugi gol dla Polski był bramką nr 30 strzeloną przez reprezentację w wielkich turniejach (MŚ + ME + IO) liczonych łącznie (eliminacje + finały)
► Wszystkie dotychczasowe 190 meczów reprezentacji Polski rozstrzygali sędziowie z Europy
► Po tym meczu bilans bramkowy reprezentacji w MŚ (eliminacje + finały) stał się dodatni: 24-23