Pierwszy w historii finał Pucharu Polski z udziałem Śląska Wrocław i do tego zwycięski to sukces dwóch Władysławów... Żmudów. W 1974 roku obaj panowie noszący to samo imię i nazwisko, z których jeden był znakomitym trenerem, a drugi już utytułowanym piłkarzem, spotkali się w klubie z Oporowskiej i narobili niezłego zamieszania. Nie tylko dlatego, że gdy ktoś o nich pytał, nie było wiadomo, o którego chodzi. Przede wszystkim sprawili, że dość przeciętna dotychczas drużyna stała się jedną z najmocniejszych w kraju. Druga połowa lat 70. to dla wojskowych złoty okres, w którym trzykrotnie znaleźli się na ligowym podium. Największą niespodziankę sprawili zaś właśnie w Święto Pracy roku 1976, gdy sięgnęli po puchar, pokonując w decydującym meczu Stal. Miesiąc później mielczanie, w składzie z Grzegorzem Lato, Henrykiem Kasperczakiem i Janem Domarskim, zostali mistrzami Polski.
Z. Rybotycki
H. Kowalczyk
Piłkarze Śląska Wrocław, zdobywcy Pucharu Polski w sezonie 1975/76. Stoją od lewej: Tadeusz Wanat, Krzysztof Karpiński, Tadeusz Pawłowski, Henryk Kowalczyk, Tadeusz Rachwalski, Władysław Żmuda, Zygmunt Garłowski. W dolnym rzędzie: Jacek Wiśniewski, Janusz Sybis, Zdzisław Rybotycki, Mieczysław Kopycki, Jan Erlich, Zygmunt Kalinowski, Mieczysław Olesiak, Ireneusz Garłowski.
Obie strony zaczęły ostrożnie i z wzajemnym respektem. W 7. minucie Lato znalazł się sam na sam z Kalinowskim, strzelił jednak obok słupka. Następuje okres blisko półgodzinnej przewagi Mielca, ale akcjom tej drużyny brakuje inwencji i dynamiki. Defensywa wrocławska skutecznie blokuje dostęp do swojej bramki, podcina też skrzydła najgroźniejszemu w linii ofensywnej przeciwnika napastnikowi Grzegorzowi Lacie. Po przerwie obraz na boisku zmienia się diametralnie. Trwa szturm Śląska, nawet Żmuda wędruje na połowę boiska przeciwnika.
W 49. minucie z rejonów środka boiska Olesiak przekazał piłkę na prawą stronę do Sybisa. Napastnik Śląska po krótkim sprincie wykonał półgórne dośrodkowanie. Piłka minęła ustawionych w jednej linii – w zespole o takich aspiracjach jak Stal nie powinno się to zdarzać – czterech zawodników w czerwonych strojach, a nadbiegający z lewej flanki Erlich pewnie ukoronował dzieło, nie dając Kukli cienia szansy na obronę strzału.
Grzegorz Lato (w środku) w szarży na wrocławską bramkę. Pierwszy z lewej najlepszy polski arbiter lat 70. i 80. Alojzy Jarguz.
Sympatycy mielczan mieli nadzieję, że utrata bramki obudzi ich pupilów z letargu. Owszem, próbowali oni kontratakować, jednak bez większego efektu, w czym sporą zasługę miała wrocławska defensywa. Tymczasem pod bramką Kukli było nadal gorąco. W 58. minucie po centrze Olesiaka skaczącego do piłki Sybisa popchnięto na polu karnym i arbiter podyktował jedenastkę przeciwko Stali. Rzut karny pewnie wykorzystał Zygmunt Garłowski, strzelając silnie w róg.
„W atakach obu zespołów widać było wyraźnie brak rasowego środkowego napastnika. Jednak maleńki Sybis w tym meczu był bez wątpienia najlepszym napastnikiem na boisku, a niemal każda jego akcja stanowiła poważne zagrożenie dla bramki przeciwnika” – tak oceniła jego występ redakcja „Piłki Nożnej”. Istotnie, skrzydłowy z Wrocławia nie imponował wzrostem (mierzył zaledwie 164 cm), ale wcale nie przeszkadzało mu to w grze, nawet w walce o górne piłki. To właśnie w takiej sytuacji sędzia Alojzy Jarguz podyktował jedenastkę, uznając, że wyskakujący do dośrodkowania Sybis został popchnięty przez Mariana Kosińskiego. Rzut karny wykorzystał kapitan wojskowych Zygmunt Garłowski, ustalając wynik na 2:0.
„Nim jeszcze widzowie na dobre zorientowali się, jaką strategię zaprezentują drużyny, w 7. minucie Lato wykorzystał niezdecydowanie Żmudy, ale gdy był przed nim już tylko Kalinowski, strzelił minimalnie obok słupka” – relacjonowali dziennikarze katowickiego „Sportu”. Najlepszy snajper mistrzostw świata w RFN nie miał, zresztą jak cała drużyna Stali, dobrego dnia. Wprawdzie wyróżniał się na tle kolegów z zespołu, dużo biegał po prawym skrzydle, kilka razy wypracował sobie sytuację do zdobycia bramki, ale ostatecznie nic z tych starań nie wyszło. Na szczęście dwa miesiące później przypomniał sobie, jak się strzela gole, bo na igrzyskach w Montrealu trzy razy trafił do siatki. Z tego turnieju wrócił ze srebrnym medalem.
Śląsk zagrał bardzo poprawnie, rozsądnie, składniej – i to wystarczyło mu do wygrania. Mielczanie grali ambitnie, bojowo, lecz – co tu ukrywać – są w słabszej dyspozycji niż wczesną wiosną. Przypomnijmy choćby tylko ich mecz z HSV w Hamburgu. Najlepszy okres gry mieli, gdy zerwali się do ataku po utracie bramki. Ale więcej w tym było chaosu niż rozsądku, wyrachowania, przewodniej myśli. Utrata drugiego gola praktycznie przesądziła o losach meczu.
► 22. finał Pucharu Polski
► 23. mecz w finale PP (w sezonie 1953/54 rozegrane zostały dwa mecze Gwardia II Warszawa – Wisła Kraków, pierwszy po dogrywce zakończył się remisem)
► Trzecia w historii wygrana Śląska Wrocław w PP w rozmiarze 2:0
► 25. mecz Stali Mielec w PP ze straconą bramką
► Dla obu drużyn był to ich 36. występ w Pucharze Polski i dla obu pierwszy na neutralnym boisku
► Pierwszy, historyczny triumf Śląska Wrocław w Pucharze Polski w pierwszym występie w finale
► Pierwszy w historii występ Stali Mielec w finale PP
► Pierwszy mecz tych drużyn przeciwko sobie w Pucharze Polski i od razu w finale
► 12. mecz Śląska Wrocław w PP bez straconej bramki, 11 z nich kończyło się wygranymi, jeden porażką w rzutach karnych 7:8 z Gwardią Warszawa w ¼ finału sezonu 1968/69 po bezbramkowym remisie w meczu i w dogrywce
► W siedmiu meczach w PP Stal Mielec traciła dokładnie 2 bramki, a 6 z nich przegrała 0:2