To była czwarta edycja Superpucharu Polski (zwanego też Superpucharem Gloria Victis – fundacja miała honorowy patronat nad meczem mistrza Polski ze zdobywcą Pucharu Polski). Dla mistrzowskiego Ruchu Chorzów oraz triumfatora PP Legii Warszawa było to pierwsze starcie o to trofeum. Spotkanie rozegrano w Zamościu, co było nie lada gratką dla miejscowej publiczności, która sama do końca nie wiedziała… za kogo trzymać kciuki. „Początkowo jakby woleli mistrza i wtórowali kibicom chorzowskim. Z minuty na minutę aplauz zbierała Legia” – relacjonował tygodnik „Piłka Nożna”. I rzeczywiście Wojskowi zasłużyli na duże brawa, bo choć w ich składzie zabrakło kilku uznanych zawodników (w tym Dariusza Dziekanowskiego, sprzedanego do Celtiku Glasgow), to oni byli zdecydowanie lepszym zespołem od... najlepszej drużyny w kraju w sezonie 1988/1989. Wygrana 3:0 była w pełni zasłużona. Warto w tym miejscu wspomnieć, że Wojskowych poprowadził w tym spotkaniu po raz pierwszy Rudolf Kapera, który trenerskiego fachu uczył wcześniej chociażby… ówczesnego opiekuna Ruchu, Jerzego Wyrobka. Szkoleniowiec chorzowian przyznał po meczu: „Grał tylko jeden zespół – Legia!”.
► UWAGA! Materiał filmowy niekompletny. Brakuje pierwszej połowy.
14
D. Łukasik II
17
M. Mosór
Krótki przegląd składów mówi nam, że Niebiescy wystąpili w maksymalnym zestawieniu, a Wojskowi w porównaniu z wyjściową jedenastką, ot choćby z finałowego pojedynku o Puchar Polski z Jagiellonią, byli mocno osłabieni, ale przecież wszyscy kibice w naszym kraju zdają sobie doskonale sprawę ile warta jest ławka rezerwowych Legii. Zresztą i w Zamościu usiedli na niej zawodnicy z reprezentacyjną przeszłością, że wymienimy choćby Szczęsnego czy Kubickiego. Tak więc nieobecność Dziekanowskiego, Karasia, Ryszarda Robakiewicza i Terleckiego nie rzucała się zbytnio w oczy. Ba, wśród obserwujących to spotkanie fachowców byli i tacy, którzy twierdzili, że warszawianie bez wymienionych wcześniej gwiazd wreszcie grają zespołową piłkę, widząc w niej klucz do osiągania sukcesów.
„W 62. minucie, trzydzieści metrów przed linią środkową boiska, Andrzej Łatka był faulowany i stracił piłkę, ale nim sędzia Kazimierz Orłowski zdążył zagwizdać, dopadł jej Roman Kosecki i pognał z nią do przodu. Minął wszystkich, jakich miał po drodze, wyciągnął z bramki Kołodziejczyka i strzelił mu w długi róg bramki. Było 3:0 dla Legii i stadion zgotował legioniście wielką owację. Całe szczęście, że sędzia nie zdążył włożyć gwizdka do ust, gdyż pozbawiłby widownię najpiękniejszej akcji meczu” – tak sytuację ze zdjęcia opisał w tygodniku „Piłka Nożna” Paweł Smaczny.
Do trzech razy sztuka – mówi stare porzekadło, i często się sprawdza, czasem nawet w bardzo dziwnych okolicznościach. Tym razem było tak: boczny obrońca Legii Marek Jóźwiak przeprowadził ofensywną akcję i bez trudu znalazł się pod bramką Ruchu, gdzie zdecydował się na strzał. Kołodziejczyk zdołał go odbić, ale zupełnie nieatakowany Szuster zamiast spokojnie zażegnać niebezpieczeństwo, głową zdobył gola dla Legii.
Patrząc na tablicę z wynikiem kibice mogli zastanawiać się, czy aby na pewno to Ruch był mistrzem Polski. Mimo gry w najsilniejszym składzie, Niebiescy byli tego dnia tylko tłem dla dobrze dysponowanych zdobywców Pucharu Polski.
– Ruch siedział na walizkach, myślami był już w Ameryce – twierdził bohater meczu – Roman Kosecki, rozwijając wątek niedyspozycji chorzowian. Faktycznie, byli oni właściwie już spakowani, bo przecież w poniedziałek odlatują zamiast kadry za Wielką Wodę, stąd wirus Ameryki wywołał u nich niebezpieczne objawy piłkarskie w postaci letargu, małej koncentracji i niedostatku waleczności. Duch walki, który towarzyszył Ruchowi w każdym meczu ligowym, ulotnił się niczym kamfora...
Roman Kosecki z Legii Warszawa był najjaśniejszą postacią meczu o Superpuchar Polski 1989. Jego postawę docenili dziennikarze, który w wewnętrznym plebiscycie wybrali „Kosę” graczem spotkania.
„Radarowe” krycie Koseckiego powodowało co chwila gorące spięcia na przedpolu Kołodziejczyka. Długowłosy, reprezentacyjny napastnik najpierw sam przedarł się w najbliższe sąsiedztwo bramkarza Ruchu, ale strzelił tuż nad okienkiem, a minutę później kolejny raz uciekł swoim opiekunom i po wyciągnięciu z bramki ostatniej instancji Ruchu zacentrował wprost na głowę pozbawionego opieki Dariusza Wdowczyka, który musiał tę akcję zakończyć zdobyciem gola.
Szczęśliwi piłkarze Legii odebrali kryształowe nagrody m.in. z rąk prezesa PZPN Jerzego Domańskiego (na zdjęciu). Sukcesu gratulował Wojskowym także Andrzej Strejlau (z tyłu), były trener stołecznego klubu, a wówczas już selekcjoner reprezentacji Polski.
Pamiętając o tym, że Ruch przygotowuje się innym cyklem do sezonu, że jesteśmy właśnie po obozie kondycyjnym w Zakopanem, a przed planowanym na poniedziałek wyjazdem do USA, i że ten termin meczu o Superpuchar nie był najlepszy, chciałem powiedzieć, że w sobotnim spotkaniu na boisku był tylko… jeden zespół. Wielkie gratulacje dla Legii, która pokazała dobrą piłkę. A mamy właśnie ten niecały już miesiąc czasu do pracy nad tym, żeby grać tak dobrze jak oni.
Zdajemy sobie sprawę z tego, że jesteśmy u progu sezonu i dobrze grać będziemy dopiero w lidze. Teraz po tym występie czeka nas miesiąc wytężonej pracy. Pracy, do której przystępujemy w dobrych nastrojach. Skoro na początek zdobyliśmy Superpuchar, to w następnych meczach może już być chyba tylko lepiej.
Legenda klubu z ulicy Cichej, człowiek związany z tym klubem od juniora. Można o nim powiedzieć, że był prawdziwym przykładem człowieka przywiązanego do barw klubowych. Do pierwszej drużyny Ruchu dołączył w 1983 roku i występował w niej przez 11 lat. Zaliczył przez ten czas 233 spotkania w ekstraklasie. Nie był to jednak czas obfitujący w sukcesy klubu z Chorzowa. Dopiero w 1989 roku Fornalik sięgnął z ukochanymi Niebieskimi po mistrzostwo Polski. To pozwoliło jego drużynie zagrać o Superpuchar Polski, ale tam bezapelacyjnie lepsza okazała się Legia. „Waldek King” po zakończeniu kariery piłkarskiej był związany z Ruchem jako trener. Wywalczył z nim wicemistrzostwo kraju, dwukrotnie doprowadził Niebieskich do finału Pucharu Polski. W 2012 roku został selekcjonerem reprezentacji Polski, do której poszedł przeniósł się… z ulicy Cichej w Chorzowie. W 2019 roku zdobył mistrzostwo z Piastem Gliwice.
Było ich dwóch – Mieczysław i Leszek. Obaj trafili do Legii mniej więcej w tym samym czasie. Pierwszy z wymienionych nie zrobił w stołecznym klubie takiej kariery, jak jego starszy o nieco ponad 2 lata brat. Gdy jednak ktoś popatrzył na sposób gry Mieczysława Pisza, sposób poruszania się po boisku, fryzurę, a nawet posturę (był wprawdzie wyższy o 11 cm), z daleka mógł odnieść wrażenie, że obserwuje popisy Leszka. Bracia byli bowiem bardzo do siebie podobni. Mieczysław grał w Legii 3 lata, rozgrywając przez ten czas tylko 22 mecze. Zdobył z tym klubem 2 Puchary Polski (nie grał z Jagiellonią w 1989) oraz Superpuchar. W 1990 roku odszedł do Motoru Lublin. W piłkę skończył grać w 2002 roku. W październiku 2015 roku Polskę obiegła informacja o śmieci Pisza. Młodszy z braci zmarł w wyniku obrażeń doznanych w wypadku samochodowym. Miał 46 lat.
Od czasu kiedy po meczu finałowym Pucharu Polski w zeszłym roku z Lechem przejąłem opaskę kapitana od Pawła Janasa, mamy szczęście do pucharów. Z tym, ze olsztyński finał PP z Jagiellonią był dla nas trudniejszym spotkaniem niż ten mecz w Zamościu. Rywale w Olsztynie byli bardziej „sprężeni” i my też musieliśmy grać „pod presją”. A tu bardziej na luzie, choć oczywiście także z myślą o zwycięstwie. Chcieliśmy potwierdzić dobrą markę naszej drużyny i fakt zrozumienia z nowym trenerem.
► 4. Superpuchar Polski
► Trzeci mecz o Superpuchar, w którym przegrany nie zdobył żadnej bramki
► Po raz trzeci w Superpucharze triumfuje zdobywca Pucharu Polski, tylko raz wygrał mistrz Polski, rok wcześniej Górnik Zabrze 2:1 z Lechem Poznań w Piotrkowie Trybunalskim
► We wszystkich 4 dotychczasowych meczach o Superpuchar przegrane drużyny zdobyły zaledwie 1 bramkę, rok wcześniej Lech Poznań w przegranym 1:2 meczu z Górnikiem w Piotrkowie Trybunalskim
► Po raz czwarty mecz o Superpuchar rozpoczął się o godzinie 17:00 (wszystkie dotychczasowe mecze o to trofeum rozpoczynały się właśnie o tej godzinie)
► Największa liczba bramek zdobyta przez zwycięzcę Superpucharu
► Pierwszy w historii Superpuchar Polski rozegrany w Zamościu
► Pierwszy w historii Superpucharu wynik 3:0
► Pierwszy występ Legii w Superpucharze
► Pierwszy występ Ruchu w Superpucharze
► Po raz pierwszy w historii Superpucharu mecz obserwowało ok.11000 widzów, to druga najniższa frekwencja