Drugi krok w stronę awansu. Po pewnej wygranej w Turcji (4:1), na inaugurację walki o mistrzostwa Europy 2026, polscy futsaliści podejmowali teoretycznie najsilniejszego rywala w grupie. Słowacja „na papierze” miała czym postraszyć, ale boiskowa rzeczywistość w Gorzowie Wielkopolskim okazała się wyjątkowo łaskawa dla biało-czerwonych. Już w pierwszej połowie podopieczni Błażeja Korczyńskiego wypracowali trzybramkową przewagę i kontrolowali przebieg rywalizacji. Gości zza południowej granicy stać było tylko na honorowe trafienie.
Reprezentacja Polski przed meczem ze Słowacją. Od lewej: Sebastian Leszczak, Michał Kubik, Paweł Kaniewski, Sebastian Szadurski, Michał Marek, Kacper Pawlus, Piotr Skiepko, Mateusz Madziąg, Sebastian Grubalski, Albert Betowski, Krzysztof Iwanek, Mikołaj Zastawnik, Michał Kałuża, Tomasz Kriezel (kapitan).
POLSKA
Wyjściowy skład: 1. Michał Kałuża (BR), 5. Albert Betowski, 7. Mikołaj Zastawnik, 8. Sebastian Grubalski, 13. Tomasz Kriezel (C).
Rezerwowi: 12. Krzysztof Iwanek (BR), 2. Michał Kubik, 3. Mateusz Madziąg, 4. Piotr Skiepko, 6. Paweł Kaniewski, 10. Sebastian Leszczak, 14. Michał Marek, 15. Sebastian Szadurski, 20. Kacper Pawlus.
Trener: Błażej Korczyński
SŁOWACJA
Wyjściowy skład: 2. Marek Karpiak (BR), 8. Sebastián Bačo, 13. Martin Doša, 16. Tomáš Drahovský (C), 17. Patrik Zaťovič.
Rezerwowi: 1. Tomáš Mičuda (BR), 3. Filip Vaktor, 5. Marek Kuruc, 6. Miroslav Ivan, 7. Martin Směřička, 10. Dominik Ostrák, 11. Róbert Greško, 14. Kristián Medoň, 19. Filip Marton.
Trener: Marián Berky
Sędziowie: Chiara Perona (ITA), Dario Pezzuto (ITA).
Było więcej determinacji po naszej stronie. Mieliśmy także chyba lepszy pomysł na ten mecz. Ale jest jeszcze kilka elementów do poprawy. Chociażby gra w defensywie. Straciliśmy gola, a Słowacy mieli jeszcze kilka innych okazji. Trzeba się tego wystrzegać, bo gdyby trafili ponownie do siatki, to końcówka spotkania byłaby nerwowa.
Kluczem w tym wypadku był szybki doskok, agresywna gra. Na za wiele nie pozwalaliśmy przeciwnikowi, zarówno w grze indywidualnej, jak również zespołowej. Wiedzieliśmy na kogo mamy uważać, zdało to egzamin. To był idealny mecz dla golkipera. Podziękowania dla kolegów, bo za wiele pracy w tym pojedynku nie miałem. Właściwie jedynie w końcówce musiałem się wykazać. Szkoda straconej bramki, bo w tej sytuacji mieliśmy przewagę liczebną. Słowacy w przekroju całego spotkania zbyt wielkiego zagrożenia pod naszą bramką nie stworzyli.
Mieliśmy dokładnie rozpracowanych Słowaków. Poświęciliśmy im sporo czasu na analizach. Wiedzieliśmy, że chcemy ich jak najszybciej napocząć, najlepiej po stałym fragmencie gry. Udało się to w pełni zrealizować.
Mimo pewnych obaw gospodarzy przed spotkaniem, boiskowa rzeczywistość pokazała zdecydowaną wyższość biało-czerwonych nad południowym sąsiadem. Zarówno jako drużyna, jak i indywidualnie, Polacy wyraźnie dominowali nad rywalami. Najskuteczniejszym zawodnikiem w ekipie Błażeja Korczyńskiego okazał się Mateusz Madziąg, który jako jedyny dwukrotnie trafił do siatki. Słowacy odpowiedzieli tylko jednym trafieniem, kiedy Michała Kałużę pokonał Patrik Zaťovič. Zdecydowanie więcej groźnych sytuacji stworzył Tomáš Drahovský, ale kapitanowi drużyny wyraźnie brakowało tego dnia skuteczności.
Jeszcze kilka lat temu reprezentacja Polski w futsalu po dwóch rozegranych meczach też czasem miewała sytuacje niemalże jasną. Tyle, że w „drugą stronę”, tracąc nawet teoretyczne szanse na wyjazd na turniej finałowy. Wtorkowym zwycięstwem nad Słowacją w Gorzowie Wielkopolskim Polacy zrobili ogromny krok w kierunku przyszłorocznych Mistrzostw Europy, a ci najbardziej optymistyczni kibice mogą już powoli planować przyszłoroczne urlopy na przełom stycznia i lutego. – To nie przyszło same, to efekt pracy wykonywanej przez lata. Dlatego też teraz możemy być optymistami, bo to co jest oparte na mozolnej i systematycznej pracy, jest bardzo stabilne. Nie skończy się z dnia na dzień – mówi trener Błażej Korczyński, który rzadko kiedy jest w pełni zadowolony z gry swoich zawodników. Po meczu ze Słowacją powodów do narzekań miał bardzo mało.