Na mecz z Holandią Polska czekała 16 lat. Poprzednie spotkanie tych drużyn miało miejsce w czerwcu 2000 roku (porażka 1:3). „Oranje” przygotowywali się wówczas do gry na mistrzostwach Europy. Nasi piłkarze kolejny już raz nie zakwalifikowali się do Euro. Teraz sytuacja była diametralnie inna. To biało-czerwoni należeli do grona finalistów mistrzostw Starego Kontynentu, a Holendrzy mogli podziwiać ten turniej jedynie w telewizji. Przedostatni sprawdzian z silnym rywalem nie wypadł najlepiej. Czas pokazał jednak, że zimny prysznic, który ostudził nieco gorące głowy piłkarzy, wyszedł na dobre drużynie Adama Nawałki.

NA GORĄCĄ GŁOWĘ ZIMNY PRYSZNIC

Obok Wojciecha Szczęsnego Artur Jędrzejczyk był wyróżniającą się postacią. I to zarówno pozytywnie, jak i negatywnie. W pierwszej połowie ustawiony był na lewej obronie, gdzie zastąpił kontuzjowanego Macieja Rybusa. I to właśnie on pozwolił na dośrodkowanie Stevenowi Berghuisowi, po którym bramkę zdobył Vincent Janssen. W drugiej odsłonie Jędrzejczyk został przestawiony na prawą stronę. To po jego główce Polska wyrównała stan rywalizacji. Był to trzeci gol „Jędzy” w drużynie narodowej – co ciekawe, trzeci strzelony w meczu towarzyskim. Ostatnie słowo należało jednak do Holendrów, a konkretnie do Georginio Wijnalduma. Jego mocny strzał zapewnił przyjezdnym zwycięstwo 2:1. Gracz Newcastle United, a od lipca 2016 roku Liverpoolu, miał także udział przy pierwszym golu (zagrywał piłkę do Berghuisa, który zaliczył asystę).