Było tak blisko, a jednak się nie udało. Reprezentacja Polski w ampfutbolu przeżyła dramat w półfinale mistrzostw Europy. Po raz drugi w tym turnieju biało-czerwoni zmierzyli się z Hiszpanią. Oba starcia miały jeden wspólny mianownik – podopieczni Marka Dragosza musieli gonić wynik. O ile spotkanie w fazie grupowej skończyło się remisem 1:1, tak tym razem polski zespół, mimo że wyrównał, to pozwolił sobie wbić jeszcze jednego gola. I przegrał 1:2. Zabolało to naszych zawodników podwójnie, bo stracili oni przez to szansę na grę o złoty medal Euro 2021. Na pocieszenie biało-czerwonym pozostawała walka o trzecie miejsce (z Rosją) i powtórzenie sukcesu z 2017 roku, kiedy to udało się sięgnąć po brązowy krążek mistrzostw Europy. Wówczas Polacy stanęli na najniższym stopniu podium po tym, jak ograli… Hiszpanów 3:1.
3
T. Miś
W porównaniu do pierwszego spotkania obu zespołów w trzeciej kolejce fazy grupowej, tym razem goście musieli sobie radzić bez Marcosa Gonzaleza, ważnego zawodnika, który pauzował za nadmiar żółtych kartek. Nieobecność Gonzaleza była widoczna, bo obrona Hiszpanów od początku była nieszczelna.
Reprezentacja Polski w ampfutbolu przed meczem z Hiszpanią w półfinale mistrzostw Europy. Stoją od lewej: Przemysław Świercz (kapitan), Łukasz Miśkiewicz, Jakub Kożuch, Kamil Rosiek, Krystian Kapłon, Kamil Grygiel, Bartosz Łastowski.
To jest to! To jest nasz Messi! Fantastyczny rzut wolny! Co za bramka w półfinale mistrzostw Europy!
Olbrzymie wsparcie oraz głośny ponad pięciu tysięcy kibiców, wśród których był prezydent RP Andrzej Duda, pomogły Polakom w walce z Hiszpanami, ale to nie wystarczyło. Goście z Półwyspu Iberyjskiego zdobyli dwie bramki, a biało-czerwoni odpowiedzieli tylko pięknym trafieniem Bartosza Łastowskiego z rzutu wolnego i choć mieli ambicje na walkę o złoty medal Mistrzostw Europy, staną przed szansą zdobycia krążka brązowego, drugi raz z rzędu.
Po ostatnim gwizdku widać było, ile ten turniej znaczył dla naszych zawodników. Zawodnicy i sztab szkoleniowy pocieszał Krystiana Kapłona, który płakał z powodu porażki.
Mecz z Hiszpanią w półfinale ME był dla kapitana biało-czerwonych 100. występem w drużynie narodowej. O Przemysławie Świerczu można powiedzieć, że jest największym ambasadorem ampfutbolu w Polsce. Mocno zaangażował się w promowanie tej odmiany piłki nożnej. Gdy wychodził na boisko w koszulce z orzełkiem, zawsze dawał z siebie wszystko. To prawdziwy lider, który niejednokrotnie potrafił zmobilizować i poderwać kolegów do walki. Sam tę najważniejszą – o życie – stoczył w 2009 roku. Wówczas w norweskim Stavanger doszło do dramatycznego wypadku z udziałem Świercza. Motocykl prowadzony przez Polaka zderzył się z kamperem. Karetka, transport helikopterem do szpitala i walka o życie. Udało się je uratować, nogi już jednak nie. „Ujęcie nogi to nie jest informacja, którą łatwo przyjąć. Ale ja jednak wtedy, po tamtym doświadczeniu, skupiłem się przede wszystkim na tym, że nie umarłem” – mówił w rozmowie z portalem weszlo.com. Przed wypadkiem był… tancerzem zespołu ludowego, instruktorem pływania, żeglarstwa, koszykówki i narciarstwa. Grał też w piłkę nożną – w Narwi Ostrołęka.
Mówi się, że bramkarze mają czasami pełne ręce roboty. W ampfutbolu to powiedzenie nijak ma się do rzeczywistości. Golkiper bronić może tylko zdrową ręką lub nogami. Jak jednak pokazuje przykład Łukasza Miśkiewicza, dla ludzi po amputacji kończyny górnej nie ma rzeczy niemożliwych. Jego historia mogła skończyć się tragicznie, a wszystko przez moment zagapienia. Miśkiewicz stracił rękę podczas pracy w kopalni przy agregacie pompująco-mieszającym (maszyna mieszająca cement z wodą, której sercem jest tzw. ślimak). Tylko przytomności umysłu zawdzięcza, że wówczas nie zginął. Pierwszej pomocy udzielili mu koledzy. Stracił mnóstwo krwi, konieczna była amputacja poharatanej ręki. „Nie jestem megawierzący, ale tamtego dnia ktoś u góry czuwał nade mną. Mogłem się przecież wykrwawić” – mówił na łamach „Sportu”. Po operacji dość szybko znalazł nową drogę w życiu, którą był ampfutbol. W 2012 roku ta dyscyplina dopiero raczkowała w Polsce. Nie było klubów, istniała jedynie reprezentacja. „Na początku najtrudniej było nauczyć się rzucać, łapać piłkę jedną ręką. Teraz to potrafię” – zapewnił w rozmowie z portalem eurosport.tvn24.pl.
Na gorąco trudno o głębokie analizy, ale Hiszpanie byli skuteczniejsi. Strzelili jednego gola więcej i tyle. Taka jest piłka, czasem brutalna.