„Nareszcie zwycięstwo nad Czechami w 10-tym meczu międzypaństwowym w piłce nożnej. Rewanż za Pragę udał się” – grzmiał wielki tytuł na okładce katowickiego „Sportu”. Mijał właśnie trzeci rok od zakończenia wojny, nad Wisłą instalowała się komuna, nic więc dziwnego, że treść informacji była nieco zafałszowana. Naszymi rywalami byli bowiem nie tylko Czesi, ale również Słowacy, a mecz miał numer 92. – nowa władza wyraźnie uznała, że dzieje piłkarstwa polskiego zaczęły się dopiero z ogłoszeniem Manifestu Lipcowego, i kazała liczyć wszystko od zera. Jedno w tym tekście się zgadzało na pewno: biało-czerwonym udało się zmazać plamę po porażce z sierpnia 1947 roku, gdy na Letnej stracili aż sześć goli. Stojący wówczas w bramce debiutant Antoni Janik schodząc z boiska miał łzy w oczach. Tym razem popłakał się ze szczęścia. W Warszawie zagrał tak dobrze, że kibice znieśli go na rękach do szatni.
H. Spodzieja
E. Białas
Reprezentacja Polski przed meczem z Czechosłowacją w Warszawie. Od lewej: Tadeusz Parpan, Antoni Janik, Henryk Bobula, Antoni Barwiński, Henryk Janduda, Jan Przecherka, Gerard Cieślik, Edward Cebula, Henryk Gajdzik, Mieczysław Gracz, Tadeusz Waśko i selekcjoner Zygmunt Alfus.
– Idziesz pan, panie Krówka, na ten kopany w piłkie mecz z Czechamy?
– Cholere tam idę, panie szanowny, bileta nie mogłem dostać.
– Faktycznie, czytałem gdzieś w gazecie, że podobnież w rekordowem czasie zostały rozprzedane.
– Rzeczywiście w rekordowem, bo zaczem byli wydrukowane, już ani jednego nie było.
– Wszystko, co czeskie, taki szalony odbyt u nasz ma obecnie. Moda taka. Kubek w kubek, jak z temy butamy od Baty. Przyszło ich podobnież na Warszawę kilkadziesiąt tysięcy par i w try miga sprzedane. Ja stałem przez tydzień w ogonku i zaczem doszłem do sklepu, z wyrobów Baty już tylko łyżki aluminiowe byli do wkładania kamaszy. Trzy kupiłem, bo zgrabne, leciutkie i osiem złotych całego kramu kosztuje sztuka. Na pamiątkie wzięłem. Mam teraz talon i komplecik łyżek. Może i do kamaszy z czasem dojdę. A pan też takżesamo nie zdążyłeś kupić?
– No rzeczywiście, ale mnie chociaż obojczyk złamali w drzwiach, jak ogonek dał dubla do sklepu po te buty. Trzy tygodnie w gipsie przeleżałem i obuwie nie było mnie potrzebne. Teraz tyż mogie sobie na następny transport troszkie poczekać. Sucho, ładnie, to chociaż na samych skarpetkach chodzę. Nie odczuwam tego.
– A patrz pan, w Czechach podobnież najładniejsze golfy za kilo słoniny pan dostaniesz. Dobrze mają, co?
– No, rzeczywiście. Ale z drugiej znowuż strony za najładniejsze golfy kila słoniny pan nie otrzymasz. Tyż nie klawo!
– No to w taki sposób, co oni tam wtrajają?
– Listki.
– Jakie?
– Jakie podlecą. Przeważnie sałata, szpinak, szczaw.
– Co pan powiesz! To mnie by się tam nie spodobało. Lubię listki, ale na drzewach, w Skaryszewskiem parku, albo jak się na ksiuty na Bielany wybierze.
– No, a jednakowoż Czechy, chociaż listkamy karmione, w nożne piłkie zasuwają jak anioły. Pół Europy naparzają jak chcą. Nasze chłopaki ciężkie przeprawę będą z niemi mieli i kto wie, czy letkich knotów nie otrzymają.
– To już chyba z przyzwyczajenia.
– Nie! Podobnież przez witaminy, co w sałacie siedzą.
– W każdem bądź razie przyjemnie jest, że to nożna piłka, a nie na przykład boks. Bo do czego by to było podobne, żeby Słowian Słowiana w nos naparzył, żeby sojusznik sojusznika zajuszał? A tak elegancko po sąsiedzku z piłeczką sobie poskaczą. Nasze te dwa, trzy gole w kuchnie dostaną. I „na zdar”, i „niech żyje”!
– A może Czechy tą razy nie zwyciężą?
– Zwyciężą. Takie ich rude prawo.
Radziecki sędzia Nikołaj Łatyszew w towarzystwie dwóch polskich arbitrów liniowych. Czternaście lat po meczu w Warszawie moskwianin dostąpił największego zaszczytu w swojej karierze, a przy okazji znów był rozjemcą w starciu Czechosłowaków. Poprowadził finał mistrzostw świata 1962, w którym nasi południowi sąsiedzi przegrali 1:3 z Brazylią.
Zainteresowanie meczem piłkarskim Czechosłowacja – Polska objęło nie tylko Warszawę, ale dosłownie całą Polskę. Już od wczesnych godzin rannych samochody i autobusy wyrzucały pod bramą stadionu Wojska Polskiego dziesiątki i setki osób, przybyłych nawet z najdalszych krańców kraju. Mimo że otwarcie stadionu zapowiedziano na godzinę 12-tą, już o godz. 10 tysiące widzów zaczęło lokować się dookoła boiska. Na dwie godziny przed rozpoczęciem zawodów stadion był wypełniony około 30 tysiącami osób, a w chwili rozpoczęcia meczu prawdopodobnie 40 tysięcy widzów z biciem serca przypatrywało się grze. Tysiące ludzi, którzy nie mogli się dostać na teren boiska z powodu braku biletów, obozowało w promieniu kilkuset metrów dokoła stadionu, a odważniejsi usadowili się na pobliskich ruinach, a nawet śmiałkowie okupowali komin byłej cegielni.
Bolesław Bierut na trybunach stadionu Legii. Rok wcześniej po sfałszowanych wyborach sejm wybrał go prezydentem i tę funkcję pełnił przez pięć lat – do czasu ustanowienia konstytucji PRL, która zniosła stanowisko głowy państwa. Co ciekawe, gdy w 1947 roku ten zagorzały stalinista i agent NKWD składał prezydencką przysięgę, zakończył ją słowami: „Tak mi dopomóż Bóg”.
Czesi w czerwonych koszulkach, białych spodenkach i niebieskich sztucach. Polacy w białych koszulkach, niebieskich spodenkach i biało-czerwonych pończochach. Polaków prowadzi Parpan, Czechów – Bican. Drużyny ustawiają się szeregiem na środku boiska. (...) Orkiestra odegrała hymny radziecki, polski i CSR, po czym przez megafon przemawia inż. Kuchar Tadeusz w imieniu Naczelnej Rady Młodzieżowej GUKF, witając w serdecznych słowach gości na stadionie warszawskim. Inż. Kuchar podkreślił znaczenie i wartość zgodnego współżycia naszych dwu bratnich narodów, zwracając uwagę, że spotkanie niedzielne jest dla Polaków tym bardziej ważne, że po raz pierwszy na ziemi polskiej odbywa się mecz wchodzący w skład turnieju igrzysk bałkańsko-środkowoeuropejskich.
Nasi południowi sąsiedzi nie przebierali w środkach, by powstrzymać świetnie dysponowanych polskich napastników. Już na początku spotkania z powodu kontuzji boisko musieli opuścić Edward Cebula i Henryk Bobula. Potem mocno ucierpiał widoczny na zdjęciu Gerard Cieślik, ale piłkarzowi chorzowskiego Ruchu na szczęście udało się wrócić do gry.
W 7. minucie gry Cebula zostaje sfaulowany i sędzia Łatyszew dyktuje rzut wolny, który egzekwuje Gajdzik. Piłkę otrzymuje Cieślik i bije dalekim strzałem w prawy róg bramki czeskiej. Interwencja bamkarza Reimanna jest spóźniona. Polska prowadzi 1:0. (...) W 14. minucie do piłki dochodzi Cieślik, ale strzela w słupek, piłka odbija się, wraca na boisko, przejmuje ją Gracz i z bliskiej odległości strzela, zdobywając drugą bramkę dla Polaków w 15. minucie gry. (...) W 38. minucie (drugiej połowy – przyp. red.) Gracz z Przecherką wyrabiają pozycję, przenosząc w rezultacie piłkę na lewą stronę, skąd Spodzieja głową strzela do bramki. W tym momencie Przecherka przytomnie zasłonił pole widzenia bramkarzowi czeskiemu i Polska prowadzi 3:1.
Radość ze zwycięstwa była tak wielka, że kibice znieśli polskich piłkarzy na ramionach do szatni. Po lewej bramkarz Antoni Janik, po prawej pomocnik Tadeusz Waśko.
Zbliżają się ostatnie minuty gry. Goście tylko w polu prowadzą efektowne akcje, które jednak kończą się na naszej pomocy i obronie. Pozostaje dwie minuty do końca. Gracze czescy są jak gdyby zrezygnowani, zmęczeni i oto nagle – gwałtowny zryw Polaków. Piłkę dostaje Białas. Idzie ostro na przebój. Pozostaje sam na sam z bramkarzem, który jednak w ostatniej chwili długim rzutem pod nogi wybiera piłkę napastnikowi spod nóg. W 30 sekund później sędzia Łatyszew odgwizduje koniec meczu. W tej chwili olbrzymie tłumy widzów przerywają kordony milicji, rzucają się na boisko i wynoszą polskich graczy na rękach. Widzimy, jak płynie nad tłumami długonoga sylwetka Parpana, Janik jest niemal rozrywany na kawałki, klepany, obcałowywany. Chłopcy nasi widać, że są zmęczeni, lepią się od potu, ale wszyscy bez wyjątku… są uśmiechnięci.
„Janik uratował swoją grą naszą drużynę od porażki. Początkowo niepewny, wypuścił z ręki kilka piłek, które powinien był zatrzymać. Później jednak zademonstrował kilka parad na najwyższym poziomie piłkarskim. Takich powietrznych robinsonad do strzałów idących środkiem bramki nie produkował jeszcze żaden polski bramkarz” – zachwycała się jego występem redakcja tygodnika „Sport i Wczasy”. A na łamach „Robotnika” przytoczono taką anegdotę: „Janik po kilku pięknie obronionych strzałach stał się najpopularniejszą postacią na boisku. Jakiś jegomość, nie mając słów podziwu, po każdej złapanej przez Janika bombie w zachwycie powtarzał: »On zwariował, on dzisiaj zwariował!«”. Co ciekawe, polski bohater meczu – syn Ślązaka i Niemki – jeszcze trzy lata wcześniej nosił niemiecki mundur, służąc w marynarce wojennej. Do Polski wrócił w 1946 roku. W meczu z Czechosłowacją był jedynym kadrowiczem spoza pierwszej ligi – bronił wówczas barw Pogoni Katowice.
„Cieślik pod samą bramką podaje do Gracza, ten z najbliższej odległości strzela, bramkarz z najwyższym trudem paruje cios. Gracz poprawia, bramkarz znów broni, ale odrzuca piłkę po raz trzeci pod nogi Gracza, który tym razem lekkim półgórnym strzałem zdobywa drugą bramkę dla barw polskich, powitaną znów huraganem braw i długotrwałą owacją. Kapelusze i czapki lecą w górę” – relacjonował „Przegląd Sportowy”. Występ napastnika krakowskiej Wisły, mimo że wpisał się na listę strzelców, oceniono dość krytycznie. Podkreślano, że rolę lidera drużyny oddał młodemu Gerardowi Cieślikowi, a sam niedostatecznie angażował się w grę i przegrał wiele pojedynków z wysokimi Czechosłowakami. Ten drugi zarzut był raczej chybiony, bo trudno mieć pretensje do piłkarza mierzącego 163 cm, że w walce bark w bark i o górne piłki przegrywa z wyższymi o głowę rywalami. Gracz w reprezentacji wystąpił 22 razy i strzelił 4 bramki.
Zgromadzona publiczność liczyła się z możliwością porażki naszych piłkarzy i typowano, że Czesi odniosą zdecydowane zwycięstwo. A jednak mimo tych złowieszczych przepowiedni reprezentacja Polski zdobyła się na maksimum wysiłku i odniosła bardzo wartościowe zwycięstwo, bijąc reprezentację Czechosłowacji 3:1. Jest to pierwszorzędny sukces, który niewątpliwie odbije się głośnym echem w całym świecie sportowym. Jest to pierwszy poważny sukces odradzającego się sportu polskiego. Dotychczas nie mieliśmy szczęścia w zawodach międzynarodowych.
► 25. mecz reprezentacji rozegrany w Warszawie
► Piąty mecz reprezentacji przeciwko Czechosłowacji i pierwsza wygrana po 4 poprzednich porażkach
► Trzeci mecz reprezentacji rozegrany w kwietniu i pierwsza wygrana
► Najwcześniej rozegrany w roku kalendarzowym mecz reprezentacji na własnym boisku
► 40. towarzyski mecz reprezentacji rozegrany na własnym boisku
► 30. zwycięstwo reprezentacji w meczu towarzyskim
► Pobity rekord reprezentacji liczby kolejnych meczów ze zdobytą bramką (21) na własnym boisku
► Pobity rekord reprezentacji liczby kolejnych towarzyskich meczów na własnym boisku ze zdobytą bramką (19)
► Wyrównany rekord reprezentacji liczby kolejnych towarzyskich meczów na własnym boisku ze straconą bramką (7)
► Pierwsza wygrana po wojnie w oficjalnym meczu międzypaństwowym na własnym boisku
► Debiut Henryka Jandudy w reprezentacji
► Debiut Jana Przecherki w reprezentacji
► Nikołaj Łatyszew to pierwszy sędzia z ZSRR rozstrzygający w meczu reprezentacji Polski
► Zagrało 13 zawodników z 8 klubów
► Pierwszy gol dla Polski był bramką nr 190 strzeloną w meczach towarzyskich
► Po raz 50. AKS Chorzów „dał” reprezentanta Polski (Henryk Janduda lub Henryk Gajdzik – obaj zagrali od początku meczu)
► 8. gol Gerarda Cieślika w 9. występie w reprezentacji