Sytuacja była niecodzienna. Po jednej z akcji Brazylijczyków piłka jak bumerang wracała pod nasze pole karne, a rywale ostrzeliwali słupki i poprzeczkę bramki Zygmunta Kukli. Polacy zostali sprowadzeni tylko do roli biernych obserwatorów. W końcu zlitował się nad nimi Roberto Dinamite i strzelił gola. Mecz z Brazylią był kwintesencją wszystkich polskich problemów na argentyńskim mundialu. Częste zmiany w składzie i taktyce, wolna, schematyczna gra oraz kiepska skuteczność to grzechy główne. Cóż z tego, że biało-czerwoni mieli więcej sytuacji podbramkowych, gdy znowu pudłowali na potęgę? Po porażce z Brazylią drużyna Jacka Gmocha wróciła z Argentyny bez medalu. Piąte-szóste miejsce zostało przyjęte w kraju jako duże rozczarowanie. Wszyscy mieli poczucie, że tę drużynę i tych piłkarzy stać było na więcej.
19
W. Lubański
Reprezentacja Brazylii, która zamknęła reprezentacji Polski drogę do strefy medalowej argentyńskiego mundialu. Stoją od lewej: Nelinho, Leão, Oscar, Amaral, Batista i Toninho Baiano. W przysiadzie od lewej: Gil, Zico, Roberto Dinamite, Dirceu i Toninho Cerezo.
Dwóch piłkarzy, z których jeden schodził z międzynarodowej sceny, a drugi na nią wkraczał. Dla Henryka Kasperczaka argentyński mundial nie był tak udany jak cztery lata wcześniej. Turniej w RFN, mimo że grał z trzynastym numerem, był dla niego pasmem sukcesów. Do historii przeszły jego dwie asysty przy kapitalnych golach Andrzeja Szarmacha i Kazimierza Deyny w meczu z Włochami (2:1). Na kolejnym mundialu Kasperczakowi zmienił się nie tylko numer na koszulce. Zagrał zdecydowanie słabiej, podobnie jak cały zespół. Na dodatek wystawienie go na środku obrony w starciu z Argentyną nie było najszczęśliwszym pomysłem Jacka Gmocha. Z Brazylią Kasperczak zagrał już w drugiej linii, ale został zmieniony w drugiej połowie. I był to jego ostatni występ w reprezentacji. Podobnie jak dla kolegów z drużyny: Jerzego Gorgonia i Kazimierza Deyny. Świat futbolu nie znosi jednak próżni. Mecz Polski z Brazylią wykreował nowego bohatera. Roberto nie bez powodu nosił przydomek Dinamite. O sile jego uderzeń przekonał się Zygmunt Kukla. 24-letniemu Brazylijczykowi wróżono wielką przyszłość, ale na tym się skończyło. Po mundialu Roberto Dinamite zaliczył epizod w Barcelonie (zagrał tylko w ośmiu meczach) i jak niepyszny wrócił do Brazylii, gdzie grał już do końca kariery. Na mundialu już nie zagrał, choć był w kadrze na España'82. Zamiast do galerii sław trafił do galerii... wielkich niespełnionych talentów.
Autor: Rafał Byrski
Oficjalny plakat mistrzostw świata w Argentynie.
A – jak „Alchemia Futbolu”. Bestseller Jacka Gmocha, który napisał razem ze znanym dziennikarzem Tadeuszem Olszańskim. Książka wyszła w obłędnym nakładzie 100 tysięcy egzemplarzy, a był jeszcze dodruk. Selekcjoner opisał w niej wiele nowatorskich pomysłów, jakie wprowadził do pracy z kadrą. Współpraca z psychologiem, informatykiem czy trenerem sportów walki, bardzo szczegółowy monitoring zawodników, przeprowadzanie co kilka tygodni konsultacji dla kilkudziesięciu wyróżniających się piłkarzy ekstraklasy, drobiazgowa analiza silnych i słabych stron rywali (łącznie z wywiadami, jakie trener i zawodnicy udzielili dziennikarzom w swoich krajach) – tymi wszystkimi działaniami Gmoch na pewno wyprzedził epokę.
B – jak „Bolek”, czyli pseudonim Grzegorza Laty. Król strzelców poprzedniego mundialu tym razem nie zachował korony, ale i tak był najgroźniejszym napastnikiem z tercetu, który rozpoczynał turniej: Lato – Lubański – Szarmach. „Bolek” strzelał gole w meczach z Tunezją i Brazylią. Dwie bramki w dwóch kolejnych mundialowych starciach z reprezentacją „canarinhos” to rzadki wyczyn. Nic dziwnego, że Lato do dziś jest jednym z najpopularniejszych polskich piłkarzy w kraju pięciokrotnych mistrzów świata.
Dziesięć goli w trzech turniejach. Żaden z polskich piłkarzy jeszcze długo nie poprawi znakomitego bilansu Grzegorza Laty w finałach MŚ.
C – jak „cień Kempesa”. Taką rolę dostał Henryk Kasperczak w meczu z Argentyną. Jacek Gmoch przesunął pomocnika Stali Mielec na środek obrony, a Jerzego Gorgonia wysłał na trybuny. Ten wariant sprawdził się selekcjonerowi rok wcześniej w trakcie tournée kadry po Ameryce Południowej i Gmoch postanowił go powtórzyć. Argentyńczycy mieli grać dołem, a – zdaniem selekcjonera – szybki i zwinny Kasperczak nadawał się do takiej gry lepiej od wysokiego, potężnego i mniej zwrotnego Gorgonia. Niestety, Gmoch się przeliczył. Kempes strzelił dwa gole, a pierwszego głową ze środka pola karnego.
D – jak depesza. Gratulacyjna Edwarda Gierka po pierwszym meczu Polaków. Bezbramkowy remis z RFN-em został przyjęty w naszym kraju jako olbrzymi sukces. Neutralni obserwatorzy ocenili, że to biało-czerwoni byli bliżej zwycięstwa niż mistrzowie świata. A ekipa Gierka na gwałt potrzebowała sukcesu. Kryzys gospodarczy zbliżał się wielkimi krokami i mundialowe występy piłkarzy miały przynajmniej na chwilę odwrócić uwagę Polaków od coraz bardziej pustych półek. Spodziewanego sukcesu w Argentynie jednak nie było, kolejnych depesz od pierwszego sekretarza PZPR również.
Przy pingpongowym stole Jacek Gmoch (pierwszy z lewej) imponował taką samą ambicją jak na trenerskiej ławce. Obok selekcjonera najmłodszy piłkarz argentyńskiego mundialu Andrzej Iwan.
E – jak eksperymenty selekcjonera. Stara piłkarska prawda mówi, że gdy drużyna wygrywa, to nie zmienia się zwycięskiego składu. Polacy rozpoczęli od remisu, a później wygrali dwa kolejne spotkania. Gmoch mieszał i żonglował składem jednak od początku mundialu. Zaczął z Lubańskim w ataku, a z Bońkiem na ławce. Z Meksykiem posadził na trybunach Szarmacha, a na ławce Lubańskiego. W pierwszej jedenastce zadebiutowali Boniek i Iwan. Mającego do tej pory pewne miejsce w defensywie Maculewicza zastąpił Rudy. Z Argentyną Kasperczak zagrał na stoperze, ale już z Peru wylądował na ławce, by wrócić do składu na Brazylię. Na dwa ostatnie spotkania Gmoch przeprosił się z Gorgoniem, którego odsunął od meczu z Argentyną. I tak dalej, i tak dalej. Dużo zmian, ale awansu do strefy medalowej zabrakło.
F – jak fosa. Organizatorzy zainstalowali ją ze względów bezpieczeństwa na każdym mundialowym stadionie. Często zdarzało się, że w trakcie meczu piłka wpadała do wody. Wtedy porządkowi wyciągali ją za pomocą specjalnych czerpaków. Przed meczem z Tunezją kierownictwo naszej ekipy zwróciło się do organizatorów, by zwiększyli liczbę osób wydobywających futbolówkę z fosy. Argumentowano, że zespoły grające na czas lub rozpaczliwie broniące się przed rywalem celowo mogą wybijać piłkę poza boisko. Spodziewano się, że tak będą robić piłkarze z Afryki. W trakcie meczu okazało się, że to nasi zawodnicy rozpaczliwie wybijali piłkę po autach.
Gauchito – oficjalna maskotka argentyńskiego mundialu.
G – jak Gauchito. Sympatyczny malec o tym imieniu był oficjalną maskotką turnieju. Ubrany w strój reprezentacji Argentyny uśmiechał się w czasie mundialu niemal z każdego plakatu czy witryny sklepowej. Na głowie miał kapelusz, na szyi apaszkę, a w dłoni trzymał bicz. To atrybuty gaucho, czyli południowoamerykańskiego kowboja lub jak kto woli pastucha bydła.
Mirosław Hermaszewski – pierwszy Polak w kosmosie. Od 27 czerwca do 5 lipca 1978 roku razem z Rosjaninem Piotrem Klimukiem odbył lot na statku Sojuz 30.
H – jak Hermaszewski Mirosław. Pierwszy Polak w kosmosie wyruszył w tę historyczną misję 27 czerwca 1978 roku, czyli dwa dni po finałowym meczu argentyńskiego mundialu. Gdyby o złoto zagrała drużyna Gmocha, to efekt propagandowy tych dwóch wydarzeń byłby dla ekipy Gierka nie do przecenienia. Niestety, piłkarze nie pokazali w Argentynie „kosmicznej” gry i to Hermaszewski został niekwestionowanym bohaterem polskich mediów.
I – jak Iwan Andrzej. Czyli najmłodszy piłkarz argentyńskich MŚ. W dniu rozpoczęcia turnieju miał 18 lat i 208 dni. Nie zagrał w meczach towarzyskich przed mundialem, gdyż zgodnie z przepisami nie mógłby wtedy wystąpić w finałach ME do lat 18. Na turnieju, który odbył się w maju 1978 roku w Polsce, biało-czerwoni zdobyli brązowy medal. Iwan był największą gwiazdą drużyny prowadzonej przez Edmunda Zientarę. Debiut w dorosłej kadrze napastnik krakowskiej Wisły zaliczył w meczu z Tunezją, a następne spotkanie z Meksykiem rozpoczął w wyjściowej jedenastce. Po latach wspominał, że udział w mundialu trochę go przerósł. Nie był ani fizycznie, ani psychicznie gotowy do gry w tak wielkim turnieju.
Były prezes PZPN Michał Listkiewicz (z lewej) odznacza Alojzego Jarguza z okazji 85-lecia Polskiego Związku Piłki Nożnej.
J – jak Jarguz Alojzy. Pierwszy polski sędzia, który wystąpił w finałach mistrzostw świata. Jako główny prowadził mecz Peru – Iran (4:1), a w dwóch spotkaniach był liniowym. Sędziował także cztery lata później na mundialu w Hiszpanii, gdzie był rozjemcą w starciu Francji z Irlandią Północną (4:1). Ostry, bezkompromisowy, surowy, ale sprawiedliwy. Przebojem wdarł się do czołówki najlepszych arbitrów świata i został w niej na lata. Zmarł w kwietniu 2019 roku.
K – jak karny. Najsłynniejszy i zapewne najważniejszy w historii polskiego futbolu. Pod koniec pierwszej połowy meczu z Argentyną, przy stanie 1:0 dla gospodarzy, Kempes wybił piłkę ręką po główce Laty. Kazimierz Deyna strzelił podobnie jak cztery lata wcześniej w meczu z Jugosławią. Lekko, w środek bramki. Wtedy całkowicie zmylił Envera Maricia, który rzucił się w lewy róg. Argentyński bramkarz Ubaldo Fillol wiedział jednak, czego się spodziewać. Stał jak wmurowany i bez trudu złapał piłkę. Znany dziennikarz i historyk futbolu Andrzej Gowarzewski zwrócił uwagę, że nie była to pierwsza „jedenastka”, jaką Deyna zmarnował w spotkaniu z Argentyną. W towarzyskim meczu w grudniu 1968 roku w Mar del Placie uderzenie Deyny obronił Edgardo Andrada. „Czy Jacek Gmoch, mając wiedzę o niewykorzystanym rzucie karnym przez Deynę, pozwoliłby mu próbować po raz wtóry?” – pytał Gowarzewski. To jedna z tajemnic mundialu.
Jan Tomaszewski z czworonożnym przyjacielem w ośrodku „Jockey Club”, położonym niedaleko Rosario.
L – jak „Libertador”. Tak nazywał się hotel w Rosario, w którym w czasie mundialu mieszkała reprezentacja Polski. Na treningi zawodnicy dojeżdżali na obiekty podmiejskiego „Jockey Clubu”. Tam po zajęciach mogli pospacerować, zagrać w ping-ponga, spróbować sił na polu golfowym czy po prostu napić się kawy. Narzekali jednak na uciążliwe dojazdy. Tym, którzy byli cztery lata wcześniej na niemieckim mundialu, brakowało sielskiej i rodzinnej atmosfery hotelu „Sonne Post” w Murrhardt, gdzie mieszkała drużyna Kazimierza Górskiego.
M – jak młodzi, gniewni. Zbigniew Boniek i Adam Nawałka to piłkarze, którzy przebojem weszli do kadry Gmocha. Zebrali także najwięcej pochwał za argentyński mundial. Młodzi, zdolni, utalentowani i… pewni swego. Czasami nawet do przesady, a to nie zawsze podobało się starszym graczom. Gmoch postawił na Bońka dopiero w meczu z Meksykiem, a ten dwoma kapitalnymi golami nie oddał już miejsca w jedenastce. Nawałka od początku był pewniakiem, zagrał w pięciu z sześciu spotkań. Obaj mieli być reprezentantami na lata, ale los chciał inaczej. Boniek pojechał na dwa kolejne mundiale, ale Nawałka przegrał z kontuzjami.
N – jak nagrody. FIFA postanowiła iść z duchem czasu i jeszcze bardziej uatrakcyjnić mundial. Z tego powodu przyznano nowe trofea. „Złotą Piłkę” otrzymał najlepszy piłkarz, a „Złotego Buta” najlepszy strzelec. Obie nagrody trafiły do Mario Kempesa. „Złota Piłka” i „Złoty But” miały swoje odpowiedniki w wersji srebrnej i brązowej. Otrzymali je drugi i trzeci zawodnik w poszczególnych klasyfikacjach. Doceniono także strzelca najszybszego gola. Francuz Bernard Lacombe dostał złoty zegarek za zdobycie bramki w 38. sekundzie meczu z Włochami (1:2).
O – jak obsesja szpiegowania. Gmoch był odpowiedzialny za „bank informacji” w drużynie Kazimierza Górskiego. Nic dziwnego, że gdy został selekcjonerem, przywiązywał do rozpracowywania rywali olbrzymią wagę. Z tego powodu doszło do niecodziennej sytuacji. Kilka miesięcy przed mundialem Gmoch wysłał na towarzyski mecz RFN – Brazylia kilkunastu (!) obserwatorów. Każdy z nich miał za zadanie rozpracować tylko jednego (!) niemieckiego piłkarza. Okazało się, że ta szczegółowa wiedza nie była potrzebna. Niemcy przywieźli do Argentyny jedną z najsłabszych drużyn w historii. Z sześciu spotkań wygrali tylko jedno (6:0 z Meksykiem).
P – jak pożegnania z kadrą. Mecz Polaków z Brazylią był ostatnim w reprezentacji dla trzech wybitnych piłkarzy: Kazimierza Deyny, Jerzego Gorgonia i Henryka Kasperczaka. Cała trójka jeszcze przed wylotem do Argentyny zapowiedziała, że po mundialu pożegna się z drużyną narodową. I słowa dotrzymała.
Trener i jego asy. Od lewej: Kazimierz Deyna, Grzegorz Lato, Jerzy Gorgoń, Jacek Gmoch, Włodzimierz Lubański i Andrzej Szarmach.
R – jak rewelacja turnieju. Na to miano zasłużyli Tunezyjczycy. Do Argentyny przyjeżdżali w roli chłopców do bicia, a wyjeżdżali jako prawdziwi mężczyźni, którzy postawili się mistrzom świata i trzeciej drużynie poprzedniego mundialu. Z Niemcami zremisowali bezbramkowo, z Polską przegrali tylko 0:1 po wyrównanej grze. Już w pierwszym grupowym starciu Tunezyjczycy, których selekcjonerem był absolwent słynnej trenerskiej szkoły w Kolonii Abdelmajid Chetali, sprawili sensację, wygrywając z Meksykiem (3:1). Dzięki temu Tunezja została pierwszym afrykańskim krajem, który wygrał mecz w finałach MŚ. Piłkarski Czarny Kontynent powoli budził się ze snu.
S – jak starania. Argentyna długo bezowocnie ubiegała się o organizację piłkarskich mistrzostw świata. Kraj znad La Platy chciał gościć uczestników mundialu już w 1962 i 1970 roku. Wtedy przegrał z Chile i Meksykiem. Udało się dopiero za trzecim podejściem. 6 lipca 1966 roku na kongresie FIFA w Londynie oficjalnie przyznano Argentynie prawo do organizacji mistrzowskiego turnieju w 1978 roku.
Tango w pełnej krasie. Oficjalna piłka mistrzostw świata w Argentynie.
T – jak Tango. Tym razem nie chodzi o namiętny argentyński taniec, ale o oficjalną piłkę turnieju. Futbolówka składała się z pięciokątów i sześciokątów. Zachwycano się jej nowoczesnym wyglądem, do czego przyczyniły się nadrukowane wzory, tworzące dwanaście okręgów. Do tej koncepcji wrócono po… 34 latach, przygotowując piłkę na polsko-ukraińskie Euro.
U – jak ustawiony mecz. Takie podejrzenia dotyczyły ostatniego spotkania w „polskiej grupie” Argentyna – Peru. Gospodarze mundialu musieli wygrać różnicą przynajmniej czterech goli, by awansować do finału. Przy innym wyniku o złoto zagraliby Brazylijczycy. Peruwiańscy piłkarze o nic już nie grali i pokazali to na boisku – przegrali 0:6. Do „czystości” tego wyniku wątpliwości pozostały do dziś, choć nic nikomu nie udowodniono. Najbardziej zniesmaczeni byli Brazylijczycy, którzy zamiast w finale zagrali tylko o trzecie miejsce.
Legendarny komentator Polskiego Radia i TVP Bohdan Tomaszewski (z lewej) w rozmowie z Bohdanem Masztalerem.
W – jak wykształcenie. Gmoch cenił piłkarzy, którzy potrafili myśleć. Nie tylko na boisku. Selekcjoner był z wykształcenia inżynierem, absolwentem Politechniki Warszawskiej. Nic dziwnego, że faworyzował piłkarzy o ścisłych umysłach, którzy tak jak on w trakcie kariery ukończyli prestiżowe uczelnie. Jego ulubieńcami byli Bohdan Masztaler i Henryk Maculewicz. Ten pierwszy był absolwentem Szkoły Głównej Planowania i Statystyki. Maculewicz skończył krakowską Akademię Górniczo-Hutniczą.
Z – jak „zerozeryzm”. Takie słowo proponowali kiedyś wprowadzić do słownika włoscy dziennikarze. Miało być synonimem nudy, jakiej z reguły towarzyszą mecze, w których nie ma goli. W trakcie spotkania Polski z RFN-em telewizyjne kamery kilkakrotnie pokazywały ziewających na trybunach widzów. Przywykłym do fajerwerków i efektownych akcji południowoamerykańskim kibicom trudno było oglądać mecz, który po jego zakończeniu nazwano eufemistycznie „partią szachów”.
Ż – jak żal. To uczucie chyba najbardziej dominowało po mundialowym występie biało-czerwonych. Drużyna Jacka Gmocha zajęła piąte miejsce, ale w zgodnej opinii obserwatorów stać ją było na znacznie więcej. Mieszanka rutyny z młodością mogła i powinna dać piorunujący efekt. Stało się inaczej, a jednym z największych grzechów Polaków była nieskuteczność. W przegranych starciach z Argentyną i Brazylią nasza drużyna długimi okresami dominowała, prowadziła grę i miała mnóstwo sytuacji podbramkowych. Niestety, pudłowała na potęgę. W sześciu meczach strzeliła tylko sześć goli.
► Siódmy mecz reprezentacji z Brazylią i szósta porażka
► Zagrało 12 zawodników z 7 klubów
► Pierwszy mecz reprezentacji rozegrany 21 czerwca
► Po raz pierwszy w historii rozjemcą w meczu reprezentacji był sędzia z Chile
► 330. oficjalny mecz reprezentacji
► 130. gol reprezentacji strzelony w mistrzostwach świata i Europy liczonych łącznie (eliminacje + finały)
► 90. bramka reprezentacji strzelona w czerwcu
► 50. występ w reprezentacji Władysława Żmudy
► 25. mecz Jacka Gmocha w roli selekcjonera reprezentacji
► 20. występ w reprezentacji Henryka Maculewicza
► Ostatni występ w reprezentacji w Kazimierza Deyny
► Ostatni występ w reprezentacji Henryka Kasperczaka
► Ostatni występ w reprezentacji Jerzego Gorgonia