O tym spotkaniu do dziś krążą legendy. Bo jak to możliwe, by drużyna, która w świetnym stylu wygrała pierwszy mecz 3:2, dwa tygodnie później w rewanżu doznała upokarzającej porażki 1:6? Lechici byli cieniami samych siebie, słaniali się po boisku, wszystko robili jak na zwolnionych obrotach. Wiele wskazuje, że przyczyną tej metamorfozy był… sok pomarańczowy, serwowany w hotelowej stołówce. Skusiło się na niego tylko kilku zawodników, ale dziwnym trafem właśnie oni zaczęli potem zgłaszać problemy żołądkowe. Dariusz Skrzypczak czuł się tak źle, że zasnął w szatni na stole do masażu, Mirosław Trzeciak poprosił o zmianę już w 20. minucie. Dariusz Kofnyt, Czesław Jakołcewicz, Damian Łukasik i Marek Rzepka całą przerwę spędzili w ubikacji. Zatruli się jak nic. Ale nie było w tym przypadku. Niedługo potem wyszło na jaw, że charyzmatyczny prezes Olympique Bernard Tapie przy pomocy swoich ludzi lubił robić takie numery. Poznaniacy dali się oszukać.
15
É. Lada
14
D. Stojković
W taki – bardzo nowoczesny jak na owe czasy – sposób francuscy realizatorzy transmisji zaprezentowali skład Lecha. Szkoda tylko, że ustawienie dalekie jest od tego, jakie zauważyć można było w trakcie meczu.
Prasa we Francji podgrzewała atmosferę. Szef Olympique Bernard Tapie groził rewolucją w wypadku porażki lub remisu swojej drużyny. Słowa: „to najważniejszy mecz sezonu” powtarzano wielokrotnie i dodawano do tego: „porażka byłaby katastrofą”. Pierwszy zagrożony Franz Beckenbauer (trener OM – przyp. red.) na wszelki wypadek tłumaczył się kontuzjami Amorosa, Cantony i Stojkovicia, ale był optymistą. Optymistycznie podchodzili także do meczu piłkarze Lecha. Skoncentrowani, nawet zamyśleni poznaniacy wychodzili na stadion wiedząc, jak ciężko będzie grać przeciwko mistrzowi Francji. Podjęli jednak ryzyko i przez pierwsze minuty wydawało się, że mogą nawet to spotkanie wygrać.
Już na początku spotkania znakomitą okazję do zdobycia bramki miał Andrzej Juskowiak. Kto wie, jak skończyłby się ten mecz, gdyby udało mu się ją wykorzystać.
Ja też się dobrze nie czułem, jeżeli chodzi o bieganie, bo miałem takie momenty, że źle widziałem. Właściwie to widziałem podwójnie przy świetle, a jeszcze kilku zawodników miało różne problemy. Później, czytając o wydarzeniach, które miały miejsce w lidze francuskiej, okazało się, że nie tylko nam się takie coś przydarzyło. Tam każdy zespół jechał do Marsylii ze swoją wodą i swoim jedzeniem, bo wiedzieli, że w Marsylii dzieją się różne rzeczy.
Po niespełna godzinie gry poznaniacy wreszcie mieli powody do radości. Najpierw Pascal Olmeta sfaulował w polu karnym Bogusława Pachelskiego, a chwilę potem jedenastkę wykorzystał Czesław Jakołcewicz. W tym momencie Lech potrzebował już tylko jednego gola, aby doprowadzić do dogrywki.
W przerwie w szatni koledzy zobaczyli Skrzypczaka i Trzeciaka owiniętych w koce, targanych drgawkami. Wparował do niej delegat UEFA, który stwierdził, że lechici są pod wpływem niedozwolonych substancji i zarządził po meczu kontrolę antydopingową. Nic nie wykazała. (...) Po przylocie do Polski sześciu lechitów wysłano do szpitala. Zrobiono badania – pierwsza próbka wykazała wytrącenie z organizmu wapnia, potasu i pierwiastków śladowych. Druga – nie wykazała nic. Lech nie miał żadnych argumentów, by oskarżyć Francuzów o celowe zatrucie. Badań we Francji nie było sensu przeprowadzać. Skoro Tapie trząsł całym miastem, trząsł i szpitalami… Lechowi umknęła wielka szansa na przejście do historii polskiego futbolu.
Na spodenkach numer 15, a na koszulce… ósemka. Andrzej Juskowiak (po prawej) miał ten mecz zacząć na ławce rezerwowych, ale krótko przed pierwszym gwizdkiem dowiedział się, że musi zastąpić Dariusza Skrzypczaka. O zmianie górnej części garderoby pamiętał, o dolnej zapomniał, co uszło uwadze sędziego.
Pół roku później odwiedziłem swojego przyjaciela we Francji, byliśmy w studiu radiowym, gadaliśmy o tym meczu. W czasie audycji dzwonili słuchacze i jeśli czemuś się dziwili, to Lechowi, że nie zadbał o własne wyżywienie i kucharza, bo w lidze francuskiej wszyscy wiedzieli, że do Marsylii trzeba jeździć z własnym prowiantem. Tak działali ludzie wszechmocnego właściciela klubu Bernarda Tapie. Pamiętam nawet świeży soczek z pomarańczy. Cudownie smakował. Brałem jedną, drugą, trzecią dolewkę, bo przecież same witaminy, czyste zdrowie. Taak, czyste zdrowie… Gdy wtedy o tym mówiłem w Poznaniu, ludzie nie wierzyli. Myśleli, że szukamy usprawiedliwień. A ja po 30 latach powtarzam to samo. W Marsylii dostaliśmy łomot, ale to nie była nasza wina.
„Trzy razy – w 34., 37. i 45. minucie – wykańczał akcje swoich kolegów Philippe Vercruysse. Raz na drodze piłki stanął Rzepka, ale dwa razy nic nie było w stanie przeszkodzić pomocnikowi Francuzów w zdobyciu goli. Dlatego już do przerwy wynik meczu brzmiał 3:0! (...) Gospodarze dalej atakowali ze wszystkich sił, próbując znaleźć dziurę w defensywie Lecha. Potrafili znaleźć, ale długo nie potrafili wykorzystać. Dopiero Vercruysse w 85. minucie jeszcze raz wykorzystał swoją umiejętność zdobywania bramek i hat-trickiem zakończył swój występ oraz… występy Lecha w Pucharze Europy Mistrzów Krajowych” – relacjonowała redakcja „Sportu”. Wychowanek Auxerre jak na piłkarza drugiej linii był wyjątkowo skuteczny, bo na francuskich boiskach strzelił ponad sto bramek. 21 z nich zdobył dla Marsylii, w której grał tylko trzy lata. Jego największym sukcesem jest trzecie miejsce, wywalczone z reprezentacją na mundialu w Meksyku.
„Wszyscy wiedzą pewnie, jakie były kulisy starcia w Marsylii. Niektórzy koledzy słaniali się wręcz na nogach, bo byli zatruci. Ja akurat czułem się dobrze, ale nic nie mogłem zrobić. Iskierka nadziei była po strzeleniu gola na 3:1. W końcówce meczu straciliśmy jednak kolejne gole i było po wszystkim. Ja bardziej jednak żałuję pierwszego spotkania. Wówczas prowadziliśmy 3:1, a Kaziu Moskal trafił piłką w słupek. Kto wie, jak potoczyłaby się rywalizacja, gdyby wówczas trafił... Pokonanie Marsylii to była jednak wielka sprawa. Przecież oni w tej edycji Pucharu Europy przegrali tylko jeden mecz – właśnie z nami. W finale lepsza okazała się Crvena Zvezda Belgrad, ale dopiero po rzutach karnych” – wspominał po latach w rozmowie z Maciejem Henszelem z „Gazety Wyborczej”. Sidorczuk nie miał w Marsylii dobrego dnia. Jego konto najbardziej obciąża gol na 3:0, nie popisał się też w końcówce spotkania, gdy w ciągu pięciu minut rywale wbili mu trzy bramki.
Czy mamy się teraz rzucić na Lecha, na trenerów i piłkarzy, i wytykać im słabości? Tego dnia z tak dobrze dysponowanym przeciwnikiem nie poradziłaby sobie chyba i reprezentacja naszego kraju, taka jest prawda. Doceńmy zatem, właśnie teraz, po rewanżu, jak wielką niespodziankę i jak wspaniały wynik poznaniacy uzyskali w pierwszym meczu. Niech lanie w Marsylii nie przesłoni nam tamtego spotkania.
► 375. mecz polskiego klubu w europejskich pucharach
► 122. mecz klubu z Polski w Pucharze Europy Mistrzów Krajowych
► Drugi mecz polskiego klubu w europejskich pucharach ze straconymi dokładnie 6 bramkami – w obu porażka 1:6, poprzednio w 1/32 finału Pucharu UEFA w sezonie 1972/73 Zagłębie Sosnowiec przegrało w Setúbal z Vitórią
► Ósmy mecz Lecha Poznań w Pucharze Europy i ósmy bez remisu
► 10. wyjazdowy mecz Lecha Poznań w europejskich pucharach i ósmy kolejny ze straconą bramką
► Po raz 10. nie udało się polskiemu klubowi awansować do ¼ finału Pucharu Europy
► Szósty mecz Lecha Poznań w 1/8 finału europejskich pucharów, w każdym stracona minimum 1 bramka
► Trzeci gol dla Olympique Marsylia był bramką nr 10 straconą przez Lecha Poznań w meczach 1/8 finału europejskich pucharów
► Trzeci gol dla Olympique Marsylia był bramką nr 40 straconą przez polskie kluby w wyjazdowych meczach 1/8 finału Pucharu Europy
► Piąty gol dla Olympique Marsylia był bramką nr 60 straconą przez polskie kluby w 1/8 finału Pucharu Europy
► Jubileuszowy 20. mecz Lecha Poznań w europejskich pucharach
► 10. wyjazdowy mecz polskiego klubu w 1/8 finału Pucharu Europy ze zdobytą bramką
► 25. potyczka (dwumecz lub trójmecz) polskiego klubu w Pucharze Europy kończona na wyjeździe
► 10. potyczka (dwumecz) Lecha Poznań w europejskich pucharach
► 111. wyjazdowy mecz polskiego klubu w europejskich pucharach ze zdobytą bramką
► Pierwsza porażka polskiego klubu w Pucharze Europy w rozmiarze 1:6, a zarazem pierwszy mecz w tych rozgrywkach ze straconymi dokładnie 6 bramkami
► Pierwszy mecz Lecha Poznań w europejskich pucharach ze straconymi dokładnie 6 bramkami, a zarazem pierwsza porażka w rozmiarze 1:6
► Pierwszy wyjazdowy mecz Lecha Poznań w 1/8 finału Pucharu Europy
► Po raz 50. nie udało się polskiemu klubowi awansować do kolejnej rundy w potyczce (dwumecz lub trójmecz) kończonej na wyjeździe
► Pierwszy gol dla Olympique Marsylia był bramką nr 10 straconą przez Lecha Poznań w wyjazdowych meczach Pucharu Europy
► Trzeci gol dla Olympique Marsylia był bramką nr 120 straconą przez polskie kluby w meczach 1/8 finału europejskich pucharów
► Piąty gol dla Olympique Marsylia był bramką nr 570 straconą przez polskie kluby w europejskich pucharach
► Ostatni gol dla Olympique Marsylia był bramką nr 200 straconą przez polskie kluby w Pucharze Europy
► We wszystkich 4 wyjazdowych meczach Pucharu Europy Lech Poznań tracił minimum 1 bramkę