Taka gratka nieczęsto się zdarza. Jesienią 1988 roku PZPN dostał propozycję, aby z okazji 90-lecia powstania Federazione Italiana Giuoco Calcio polscy piłkarze rozegrali pokazowy mecz z drużyną gwiazd Serie A. Proponowany termin nie był wprawdzie wymarzony, bo spotkanie miało się odbyć raptem kilka dni po pucharowych zmaganiach Górnika Zabrze z madryckim Realem i poznańskiego Lecha z Barceloną, ale takiej okazji nie można było przepuścić. I stało się. 12 listopada na słynnym San Siro biało-czerwoni w ligowym składzie stanęli naprzeciw ekipy, w jakiej znaleźli się m.in. Diego Maradona, Lothar Matthäus, Careca i Claudio Caniggia. Starcie, w którym drużynie Wojciecha Łazarka nie dawano większych szans na sukces, zakończyło się remisem, a niewiele brakowało, by to nasz zespół zakończył je nieoczekiwanym zwycięstwem. Po meczu jednak więcej niż o bohaterach spotkania mówiło się o tym, który tego dnia nie wybiegł na murawę. Andrzej Rudy nie zagrał, bo już we Włoszech... uciekł ze zgrupowania. Wkrótce odnalazł się w RFN, gdzie kontynuował karierę. Do kadry wrócił dopiero pięć lat później, po upadku komuny.
12
M. Landucci
14
A. Gregucci
15
J. Barbas
16
G. Marocchi
18
R. Gaúcho
17
C. Caniggia
Powitanie kapitanów obu drużyn, Jana Urbana i Diego Maradony. Między nimi austriacki arbiter Horst Brummeier.
Początek spotkania nie zapowiadał ani emocji, ani wysokiego poziomu. Atmosfera na stadionie przypominała raczej piknik. (…) Z boiska wiało nudą i zabłąkany gołąb ze spokojem mógł sobie spacerować po murawie. Także wysoko, ponad trybunami, robotnicy rozbudowujący stadion nie przerywali pracy. Dźwig raz za razem dostarczał im cement oraz inne materiały budowlane. (…) Obraz gry zmienił się wraz z wejściem na trybunę prasową… Grażyny Torbickiej z mężem. Nie, proszę nie myśleć, że wiedzieli o tym piłkarze. Akurat właśnie w tym momencie Robert Warzycha przechwycił piłkę przed polem karnym włoskiej drużyny, wyprzedził obrońcę i uzyskał prowadzenie. Gospodarze oniemieli. Do tej pory biało-czerwoni sprawiali raczej wrażenie przestraszonych i więcej uwagi poświęcali obronie.
Reprezentację Serie A poprowadził w tym meczu Arrigo Sacchi, ówczesny trener Milanu. Powołania, które wysłał, wzbudziły sporo kontrowersji, bo pominął trzy największe gwiazdy ze swojego klubu: Marco van Bastena, Ruuda Gullita i Franka Rijkaarda – Holendrzy czuli się zmęczeni sezonem. W Mediolanie musieli za to stawić się najlepsi piłkarze jego ligowych rywali: Lothar Matthäus z Interu, Claudio Caniggia z Hellasu Werona i oczywiście Diego Maradona oraz Careca z Napoli.
Po przerwie gra stała się jeszcze ciekawsza, a nasi zawodnicy w niczym nie chcieli ustępować konkurentom. Na strzał Manniniego z dystansu, obroniony przez Wandzika, odpowiedzieli golem, poprzedzonym kapitalną akcją. Wandzik przekazał ręką piłkę na lewą stronę do Wdowczyka. Legionista błyskawicznie powędrował z nią wzdłuż linii, tuż przed polem karnym przekazał Urbanowi, nie przerywając rajdu. Za moment ponownie otrzymał zagraną z „klepki” piłkę. Obrona włoska była już wymanewrowana, przed Wdowczykiem tylko Galli i bramka musiała paść. Pamiętacie gol strzelony w Barcelonie, podczas MŚ 1982 w meczu Belgia – Polska? Młynarczyk ręką do Dziuby, ten do Laty, dynamiczny rajd pana Grzegorza, podanie do Bońka i znakomity strzał tego ostatniego. Tu mieliśmy niemal kopię tej akcji, będącą znakomitą próbką nowoczesnego futbolu.
Tego nikt się nie spodziewał. Po niespełna 30 minutach gry Ryszard Komornicki wykonał długie krzyżowe podanie do Roberta Warzychy, a ten mimo asysty Giuseppe Volpeciny pokonał bramkarza gospodarzy. Nasi ligowcy sensacyjnie objęli prowadzenie.
Dobrze pamiętam ten mecz, bo Diego strzelił nam gola, ale ja też trafiłem do siatki, co nie było zbyt częste. Zapamiętałem jedno z jego zagrań. Diego delikatnie podciął piłkę nad głową jednego z rywali, równocześnie kontrolując i piłkę i przeciwnika. To było niesamowite. A tym rywalem byłem ja. To był magik futbolu, a równoczesna kontrola piłki i zachowania przeciwnika robiła wielkie wrażenie.
Dariusz Wdowczyk w objęciach Roberta Warzychy, za nimi Krzysztof Warzycha. Piłkarz warszawskiej Legii przed chwilą zaskoczył rywali i zdobył bramkę na 2:1, wpisując się na listę strzelców w tym meczu jako drugi polski obrońca.
Kibiców zbulwersowała jedna wiadomość: absencja kreowanego powszechnie na lidera reprezentacji pomocnika GKS Katowice Andrzeja Rudego, który nie powrócił do kraju. Wszystko odbyło się według znanego scenariusza. Po piątkowym śniadaniu piłkarz zniknął. Wraz z nim wszystkie jego rzeczy. Pomagający Wojciechowi Łazarkowi Zdzisław Podedworny podobną sytuację przeżył w maju. Wówczas po meczu prowadzonej przez niego reprezentacji olimpijskiej w Danii zgubił się Leśniak. Obaj trenerzy uważają jednak, że nie można porównywać tamtego wydarzenia z tym, co zrobił Rudy. Motywem jego pozostania za granicą mają być jakoby powody osobiste, a nie pieniądze i chęć kontynuowania kariery w zawodowym klubie. Tak twierdzi przynajmniej Wojciech Łazarek, do którego Rudy zadzwonił w nocy z soboty na niedzielę. O czym rozmawiali? Tego trener nie zdradził. Powiedział tylko, że zawodnik przeżywa dramat i jest załamany. Wspomniana rozmowa telefoniczna daje jednak selekcjonerowi powody do nadziei, że Rudy zweryfikuje swoje postępowanie.
„W 72. minucie Argentyńczyk z wolnego trafił w słupek, a w 83. ku ogromnej radości swojej, kolegów i kibiców zdobył wyrównującego gola. Co prawda pomógł mu w tym wydatnie Kaczmarek, który przypadkowo odbił piłkę prosto na jego nogę, ale strzał Maradony był naprawdę przedni” – relacjonował „Przegląd Sportowy”. Józef Wandzik nie miał szans na skuteczną interwencję.
„Nie pamiętam wiele z przebiegu spotkania, za to najmocniej zapadła mi w pamięć rozgrzewka Diego. To wyglądało dokładnie tak jak na klipach, które można zobaczyć w internecie. Diego bawił się z piłką, ciągle w ruchu, coś sobie podśpiewywał, podbijał piłkę, rozciągał się i w ten sposób szykował się do meczu. Pełen luz, wielka klasa. Widać było, że gra w piłkę to dla niego po prostu przyjemność” – wspominał po latach Józef Wandzik w rozmowie z Mateuszem Migą z TVP Sport. Boski Diego z początku nie za bardzo miał ochotę na występ w tym meczu, ale ostatecznie dał się przekonać Arrigo Sacchiemu. Kiedy już wybiegł na murawę, jak zwykle dał z siebie sto procent. Najpierw zanotował asystę przy golu Mauro Tassottiego, a potem wykorzystał błąd Zbigniewa Kaczmarka i plasowanym strzałem zapewnił swojej drużynie remis. Tę sytuację polski bramkarz na pewno dobrze zapamiętał.
Największy pechowiec, ale zarazem najszczęśliwszy z polskich piłkarzy, który zagrał przeciwko drużynie gwiazd Serie A. Przy golu na 2:2 zanotował przypadkową asystę, bo to od niego odbiła się piłka, którą chwilę potem do siatki posłał Diego Maradona. Równie dobrze jednak rykoszet mógł dosięgnąć innego z Polaków. „Pod koniec meczu dziwiło mnie, że Diego jest kryty przez dwóch, trzech naszych piłkarzy. Dopiero po chwili zrozumiałem, że chodzi im o koszulkę. Chcieli być jak najbliżej Maradony, gdy sędzia gwizdnie po raz ostatni” – wspominał potem Jarosław Araszkiewicz. Kaczmarek wykazał się największym cwaniactwem i to właśnie z nim Argentyńczyk dokonał tradycyjnej wymiany. „Ta koszulka to moja najcenniejsza pamiątka z kariery piłkarskiej. Co prawda nie wisi w honorowym miejscu, trzymam ją z innymi koszulkami, ale jest absolutnie bezcenna” – przyznał w rozmowie z Mateuszem Migą z TVP Sport.
Miałem z Diego takie zajście. Przyjął piłkę na klatkę, sprowadził ją do ziemi, stanął. Ja przed nim. Na chwilę zastygł, ja czekam na dobry moment, by zaatakować. Wreszcie mówię sobie: „Teraz!”. Ruszyłem nogą, a on był już cztery metry ode mnie i zobaczyłem tylko „dziesiątkę” na jego plecach.
Sprawdziły się niestety prognozy co do słabej frekwencji. Na trybunach stadionu San Siro zasiadło zaledwie 5-6 tysięcy widzów. Główną przyczyną takiego stanu rzeczy był po prostu pewien już przesyt futbolu międzynarodowego – wszak mecz ten toczył się w tygodniu, w którym rozgrywało swe mecze w europejskich pucharach sześć drużyn włoskich. Dodać też trzeba, że i bilety na sobotni mecz kosztowały niemało: za miejsce na trybunie centralnej trzeba było zapłacić nawet 100 tysięcy lirów (około 70 dolarów). Mecz nie mógł być też odpowiednio spopularyzowany, a to z powodu strajku prasy włoskiej w dniu poprzedzającym spotkanie. Inna sprawa, że również trybuna honorowa była prawie pusta. Odnotowano obecność prezesa ligi adwokata Nizzoli i selekcjonera reprezentacji Anglii Bobby’ego Robsona, brakło jednak prezesów wielkich klubów włoskich, takich jak Berlusconi (Milan) czy Pellegrini (Inter).
► Mecz nieoficjalny, zagrała pierwsza reprezentacja pod nazwą Liga Polska
► Na ten mecz powołani zostali zawodnicy występujący tylko w klubach polskich
► Podczas pobytu we Włoszech od reprezentacji odłączył się Andrzej Rudy i nie wrócił do kraju
► Po raz pierwszy reprezentacja zagrała w Mediolanie
► To drugi mecz, w którym Diego Maradona strzelił bramkę reprezentacji Polski (wcześniej w Buenos Aires 12.10.1980 w wygranym przez Argentynę 2:1 meczu towarzyskim)
► Ostatni mecz reprezentacji w roku 1988
► Mecz zorganizowano z okazji obchodów 90-lecia włoskiego związku piłkarskiego oraz inauguracji obchodów 70-lecia PZPN
► Trenerem reprezentacji Ligi Włoskiej był ówczesny szkoleniowiec AC Milan Arrigo Sacchi
► Reprezentacja rozpoczęła rok kalendarzowy 1988 remisem 2:2 w Hajfie z Izraelem i zakończyła remisem 2:2 z Ligą Włoską