Przed pierwszym gwizdkiem sędziego tylko niepoprawni optymiści wierzyli, że Legia będzie w stanie pokonać Sampdorię. Do Warszawy przyjechała w końcu jedna z najlepszych włoskich drużyn początku lat 90., której barwy reprezentowało wiele gwiazd calcio. Co więcej, blucerchiati sezon wcześniej triumfowali w Pucharze Zdobywców Pucharów (w finale pokonali po dogrywce Anderlecht 2:0). Legioniści byli więc z góry skazani na pożarcie. Tymczasem nad Wisłą wydarzył się cud. Stołeczny zespół zdołał pokonać przyszłego mistrza Włoch (Sampdoria wywalczyła scudetto w 1991 roku) i na rewanż do Genui miał pojechać z jednobramkową zaliczką.
15
W. Kowalczyk
Bardzo cieszę się z tego sukcesu. Myślę, że odbije się on dużym echem nie tylko w Polsce.
Bramkę Macieja Szczęsnego nękał najczęściej Roberto Mancini. Włoch był jedną z największych gwiazd Sampdorii obok wielkiego nieobecnego w meczu w Warszawie – Gianluki Viallego.
Gdzie Sampdoria, a gdzie Legia? Takie pytania zadawali złośliwi twierdząc, że każdy wynik z wyjątkiem wysokiej porażki zdobywców Pucharu Polski będzie niespodzianką. (...) No i proszę jacy my jesteśmy. Jeszcze wczoraj każdy kibic dałby sobie rękę odciąć za wyższość Sampdorii nad Legią, a dziś rozważamy szanse na awans warszawian do półfinału.
Dla Piotra Czachowskiego mecz przeciwko Sampdorii był debiutanckim występem w barwach Legii. Do Warszawy trafił na początku 1991 roku z mieleckiej Stali. Raczej nie przypuszczał, że już w kolejnym roku trafi do Włoch – do Udinese Calcio, a w przyszłości zostanie ekspertem od włoskiej piłki w stacji Eleven Sports.
Włosi byli rażąco wolni i ich handicap wynikający z rozegrania większej ilości spotkań można było włożyć między bajki. Mogę się z kilkoma panami dziennikarzami posprzeczać, ale już cztery lata temu stwierdziłem, że Arkadiusz Gmur może nie jest wielkim talentem, ale pracą jest w stanie dojść do największych zaszczytów.
Przed pierwszym gwizdkiem sędziego o postawę przetrzebionej defensywy Legii obawiano się najbardziej. Niektórym sen z powiek spędzała osoba Arkadiusza Gmura, na którym miała się opierać obrona Wojskowych w starciu z Sampdorią. Przed spotkaniem kontuzji doznał bowiem Krzysztof Budka i trener Władysław Stachurski był zmuszony do wystawienia pana Arkadiusza. Żałować takiego wyboru na pewno nie musiał. Gmur spisywał się dobrze, a i sam mógł strzelić gola po efektownym rajdzie z pierwszej połowy. W drugiej obrońcy Legii dopisało szczęście. Po jednej z interwencji niewiele zabrakło, aby skierował piłkę do własnej bramki. Za swój występ zebrał same pochwały.
Pod nieobecność Gianluki Viallego to jego obawiano się najbardziej. Nic dziwnego, gdyż Roberto Mancini należał do czołowych snajperów na Półwyspie Apenińskim. W spotkaniu z Legią stanowił spore zagrożenie pod bramką Macieja Szczęsnego. Napastnik Sampdorii miał kilka okazji ku temu, aby pokonać polskiego bramkarza i zapewnić swojej drużynie korzystny rezultat przed rewanżem. Z Warszawy wyjechał – na szczęście – bez gola i asysty. Mancini to jedna z największych legend drużyny z Genui. W jej barwach występował w latach 1982-1997. W tym czasie zanotował 424 występy i 132 trafienia. Po zakończeniu kariery został trenerem. Prowadził m.in Lazio Rzym, Inter Mediolan i Manchester City. W 2018 roku objął funkcję selekcjonera reprezentacji Włoch (jako piłkarz zagrał w niej 36 razy i zdobył 4 gole).
Skład był ustalony już dzień przed meczem i w planach trenera Władysława Stachurskiego miałem zasiąść na ławce rezerwowych. Na przedmeczowym treningu kontuzji kolana doznał jednak Krzysiek Budka. Przebywaliśmy wtedy na zgrupowaniu w pałacyku w Radziejowicach. Do moich drzwi zastukał trener Lucjan Brychczy, który zapytał, jak zapatruję się na krycie Gianluki Viallego. Na chwilę mnie zamurowało, bo to tak, jakby w dzisiejszych czasach zapytać młodego polskiego obrońcę, czy przypilnuje Leo Messiego. Odpowiedziałem jednak, że jak trzeba, to pokryję, choć trochę nie docierało do mnie to, co się dzieje. I tak pech jednego stał się szansą dla drugiego. (...) Dla mnie wskazówki były proste – gdy Gianluca Vialli szedł do toalety, miałem iść za nim. Co ciekawe, nie wiedzieliśmy, że coś nawywijał dzień przed meczem, że nieco wciągnęła go Warszawa, i za karę nie znalazł się w składzie na to spotkanie. To właśnie przewrotność losu – ja miałem nie grać, a zagrałem, on odwrotnie.
Przed meczem legioniści ustalali wysokość premii za przejście Sampdorii. Jako, że klubowi działacze sami nie wierzyli w awans... bez zastanowienia zgodzili się na premie „z kosmosu”. Nikt jednak nie przypuszczał, że klubowa kasa zostanie o tę kwotę uszczuplona. Stadion przy Łazienkowskiej zapełnił się publicznością. Wszyscy chcieli obejrzeć swój ukochany klub w walce ze światowej sławy zespołem. Niespodziewanie warszawska drużyna pokazała się z bardzo dobrej strony. Bramka padła tuż przed przerwą, a jej strzelec, Dariusz Czykier utonął w objęciach kolegów! A jednak można! Ligowy średniak pokonuje Sampdorię!
► 70. mecz polskiego klubu w PZP ze zdobytą bramką
► 30. mecz polskiego klubu w PZP bez zdobytej bramki
► 30. mecz polskiego klubu w PZP z dokładnie 1 zdobytą bramką
► 376. mecz polskiego klubu w europejskich pucharach
► 72. mecz Legii w europejskich pucharach
► 100. mecz klubu z Polski w Pucharze Zdobywców Pucharów
► Piąty mecz Legii w ¼ finału PZP i pierwsza wygrana, w poprzednich czterech Legia nie zdobyła żadnej bramki
► 20. wygrana polskiego klubu w europejskich pucharach na własnym boisku w rozmiarze 1:0
► 10. mecz polskiego klubu w ¼ finału europejskich pucharów na własnym boisku ze zdobytą bramką
► 30. mecz Legii w PZP