„Bramka na wyjeździe awansowała Atlético. 2:1 bez pełni szczęścia. Trudno, stało się. Szanse były wielkie. W drugiej połowie wojskowi zdecydowanie przeważali, ale upragnionej trzeciej bramki nie zdobyli” – tak zaczęła relację z tego meczu redakcja katowickiego „Sportu”. W kwietniu 1971 roku mogło zdarzyć się coś, co nigdy wcześniej w historii naszego futbolu nie miało miejsca. Piłkarze Legii mieli szansę drugi raz z rzędu znaleźć się w półfinale europejskich rozgrywek – i to tych najważniejszych, z udziałem krajowych mistrzów. O ile jednak rok wcześniej uporali się na tym etapie rywalizacji z Galatasaray Stambuł, to tym razem trafili na mocniejszego od siebie przeciwnika. Doświadczona ekipa z Madrytu, w składzie z takimi tuzami, jak Luis Aragonés, Adelardo czy José Ufarte, nie dała sobie odebrać przewagi wywalczonej w pierwszym meczu i zameldowała się w najlepszej czwórce. Pogromcę znalazła dopiero w kolejnej rundzie, gdzie trafiła na późniejszego zdobywcę Pucharu Europy – Ajax Amsterdam.
13
J. Małkiewicz
14
T. Nowak
Piłkarze Legii Warszawa (po prawej) i Atlético Madryt przed rewanżowym meczem ¼ finału Pucharu Europy w sezonie 1970/71.
Przed meczem z Atlético przy Łazienkowskiej Wojskowi rozegrali w Bytomiu ligowe spotkanie z Polonią. Z myślą o czekającym ich rewanżu z Hiszpanami grali na zwolnionych obrotach, dlatego wynik 0:0 nie wzbudzał większych emocji. Tych piłkarze doświadczyli już wracając z Bytomia, gdzie na skutek awarii klubowego autokaru pod Piotrkowem Trybunalskim resztę trasy pokonywali szukając okazyjnych środków lokomocji.
Na półtorej godziny przed meczem, poza kilkoma rzędami na wirażach, wszystkie miejsca na stadionie były już zajęte. Z ledwością dopchałem się do loży prasowej, bo koledzy dziennikarze również nie wierzyli w cuda i wcześniej postanowili zająć miejsce na swoich ławkach. Stadion szumiał i huczał na długo przed wybiegnięciem zawodników na boisko. Trenowano okrzyki, wypróbowywano sprawność syren i trąbek. Przed kioskiem z czapeczkami o barwach Legii ustawiły się długie ogonki. Po raz pierwszy w historii naszej piłki kibice mieli się nareszcie w co ubrać, by ich można było poznać – czyimi są zwolennikami. Były także chustki na szyję – jednym słowem, jak w prawdziwym wielkim świecie piłki nożnej.
Robert Gadocha strzela na bramkę hiszpańskiej drużyny. W głębi widoczny jest sędzia główny meczu, Anglik Jack Taylor.
Zaczęło się wszystko od wyrzutu autu po mojej lewej stronie. Jeden z napastników Atlético nie był należycie pilnowany, na dodatek Niedziółka nie zdołał dosięgnąć toczącej się piłki do Salcedo. W tym momencie zrozumiałem, że mam niewielkie szanse na skuteczną obronę. Mignęła mi tylko myśl, że nie możemy przecież stracić bramki! W tej sytuacji zdecydowałem się bronić na wyczucie. Rzuciłem się w prawidłową stronę, ale zdołałem tylko lekko dosięgnąć piłkę, która jednak znalazła się w mojej bramce.
Spotkanie zaczęło się o 17.15 i zakończyło o zmierzchu, gdy widoczność na stadionie Legii była już mocno ograniczona. Szybującej piłce przygląda się Jan Pieszko, a do jej przejęcia szykują się Adelardo (10), Julio Iglesias (4) i Iselín Ovejero (5).
Z długotrwałego oblężenia Hiszpanie wyszli zwycięsko, a końcowy rezultat spotkania, tak korzystny dla gości, jest w pierwszym rzędzie zasługą doskonale grającej defensywy. Wkraczała ona ostro i zdecydowanie w każdą groźniejszą akcję, nieraz nawet przekraczając granice dozwolonej gry. W końcowych minutach, mimo dokonanych zmian i uzupełnienia składu wypoczętymi graczami (Małkiewicz, Nowak), legioniści opadli z sił, a ich ataki straciły na impecie.
„Rodri bronił znakomicie i jemu Hiszpanie w poważnej mierze zawdzięczają awans do półfinału Pucharu Europy” – oceniła redakcja „Przeglądu Sportowego”. W tej sytuacji bramkarz Atlético też nie dał się pokonać.
Obrońcy Atlético byli tym razem o wiele skuteczniejsi niż w Madrycie. Interweniowali zdecydowanie i bezpardonowo, nie pozostawiali za dużo swobody. W drugiej połowie, kiedy usiłowałem wyprzedzić jednego z rywali, zostałem mocno uderzony w brzuch i od tego momentu każda próba bardziej dynamicznego wejścia sprawiała mi duży ból.
„Apogeum nastąpiło po przerwie, gdy Stachurski z rzutu wolnego niesamowitym »szczurem« zdobył prowadzenie dla Legii. Wacek Kuchar siedzący na trybunie honorowej – ten przemiły człowiek miał zawsze gołębie serce – rozpłakał się. Na oczach wszystkich. Rozpłakał się i odmłodniał o kilkadziesiąt lat. Gdyby tak jeszcze jedna bramka… to Wacek byłby gotów wybiec na boisko i sam strzelić czwartą” – relacjonował „Przegląd Sportowy”. Niestety, ten znakomity przed wojną piłkarz, a także reprezentant Polski w hokeju na lodzie i łyżwiarstwie szybkim, nie doczekał się kolejnego gola. Nadzieja, którą w serca kibiców Legii celnym strzałem z wolnego wlał jej prawy obrońca, ulotniła się z ostatnim gwizdkiem. Jak na defensora, Stachurski był bardzo skuteczny. W tamtych rozgrywkach trafił do siatki jeszcze dwa razy w meczach z Göteborgiem.
Jedna z legend Atlético, w którego barwach grał przez całą karierę: od ligowego debiutu w styczniu 1959 roku w przegranym spotkaniu z Realem Oviedo (1:2) aż do zwycięstwa w finale Pucharu Hiszpanii nad Valencią (2:1) w lipcu roku 1972. W tym czasie dwa razy sięgnął po mistrzostwo kraju, cztery razy po Copa del Rey (wówczas rozgrywki nosiły nazwę Copa del Generalísimo) i raz po Puchar Zdobywców Pucharów (w sezonie 1961/62). Przy okazji w 1964 roku zdobył z reprezentacją tytuł mistrza Europy. W drużynie narodowej nie zagrzał jednak długo miejsca – rozegrał w niej tylko 13 spotkań, zwykle jako lewy obrońca. Co ciekawe, po zakończeniu kariery całkowicie zerwał z futbolem. Ponieważ z wykształcenia był prawnikiem, założył w Madrycie swoją kancelarię i aż do emerytury pracował jako radca. Zmarł w 2019 roku, w wieku 82 lat.
Legia zagrała znacznie lepiej niż w Madrycie. Wykazała bez porównania wyższy poziom niż w spotkaniach z krajowymi rywalami. Nie wystarczyło to jednak do przejścia do następnej rundy rozgrywek PEMK. Dlaczego tak się stało? Złożyły się na to trzy powody. Pierwszy – to niewątpliwa klasa rywala. Już po kilku minutach gry okazało się, że w pierwszym spotkaniu Atlético musiało mieć słaby dzień. W Warszawie oglądaliśmy drużynę na wysokim europejskim poziomie, imponującą techniką, szybkością, balansem ciała, górującą tymi elementami wyraźnie nad wojskowymi.
Uważam, że uczyniliśmy wszystko, co mogliśmy. Decydujące znaczenie miała dla nas stracona na początku meczu bramka. To pokrzyżowało nam szyki, a Hiszpanów dodatkowo zmobilizowało; mogli wówczas odpowiednio ustawić sobie grę. Zablokowali środkową strefę obronną, starając się za wszelką cenę nie utracić zbyt wielu bramek. Udało im się to. Przegraliśmy z klasowym zespołem, a obydwa mecze pokazały, że musimy jeszcze nadal pracować nad rozwijaniem piłkarskich umiejętności.
► 107. mecz polskiego klubu w europejskich pucharach
► 56. mecz klubu z Polski w Pucharze Europy Mistrzów Krajowych
► Szósty mecz polskiego klubu w ¼ finału europejskich pucharów, szósty bez remisu, piąty kolejny ze zdobytą bramką i piąta kolejna wygrana
► Trzeci mecz polskiego klubu w ¼ finału PEMK na własnym boisku i trzecia wygrana
► 18. mecz Legii Warszawa w Pucharze Europy Mistrzów Krajowych
► 20. mecz Legii Warszawa w europejskich pucharach ze straconą bramką
► 10. mecz Legii Warszawa w PEMK ze straconą bramką
► 33. mecz Legii Warszawa w europejskich pucharach
► Czwarty kolejny mecz polskiego klubu w ¼ finału europejskich pucharów na własnym boisku ze strzelonymi dokładnie 2 bramkami
► 40. gol stracony przez polskie kluby w europejskich pucharach na własnym boisku
► 20. gol stracony przez polskie kluby w PEMK na własnym boisku
► 20. mecz polskiego klubu w PEMK ze straconą dokładnie 1 bramką
► Pierwszy gol dla Legii Warszawa był jej bramką nr 50 strzeloną w europejskich pucharach
► 30. zwycięstwo polskiego klubu w Pucharze Europy Mistrzów Krajowych
► 50. mecz polskiego klubu w europejskich pucharach na własnym boisku
► 50. potyczka (dwumecz lub trójmecz) polskiego klubu w europejskich pucharach i 26. raz bez awansu do następnej rundy
► 25. mecz polskiego klubu w europejskich pucharach ze strzelonymi dokładnie 2 bramkami
► 10. wygrana polskiego klubu w PEMK w rozmiarze 2:1
► 10. potyczka (dwumecz) Legii Warszawa w europejskich pucharach kończona na własnym boisku i czwarty raz bez awansu do kolejnej rundy
► Siódmy mecz Legii Warszawa w PEMK ze strzelonymi dokładnie 2 bramkami i siódmy z dokładnie 1 straconą
► Dziewiąty mecz Legii Warszawa w PEMK na własnym boisku i dziewiąty bez porażki (8 zwycięstw i 1 remis)
► Trzeci mecz Legii Warszawa w ¼ finału europejskich pucharów na własnym boisku i trzeci bez remisu
► Drugi mecz Legii Warszawa w ¼ finału PEMK na własnym boisku i druga wygrana
► Pierwszy gol dla Legii Warszawa był jej bramką nr 20 strzeloną w meczach PEMK na własnym boisku
► Po tym meczu bilans bramkowy polskich klubów w PEMK stał się dodatni: 83-82