Na ławce trenerskiej Cesarz – Franz Beckenbauer, który ledwie trzy i pół miesiąca wcześniej sięgnął z reprezentacją RFN po mistrzostwo świata. Na boisku niesamowity Éric Cantona, a wraz z nim inne gwiazdy futbolu przełomu lat 80. i 90.: Jean-Pierre Papin, Chris Waddle i Éric Di Meco oraz kończący karierę Jean Tigana. W takim składzie jesienią 1990 roku przyjechała do Poznania drużyna Olympique Marsylia, by stoczyć pierwszą z dwóch bitew o ćwierćfinał Pucharu Europy. Mistrzom Polski nie dawano szans, a jednak potrafili zaskoczyć i po heroicznej walce odnieśli niespodziewane zwycięstwo. A największy w nim udział miała młodzież. Szkoleniowcem Lecha był wówczas zaledwie 32-letni Andrzej Strugarek – były piłkarz Kolejorza, który przedwcześnie zakończył karierę z powodu wady serca. Decydującą bramkę zdobył zaś Andrzej Juskowiak – dwudziestolatek, sensacyjny król strzelców ekstraklasy. Niestety, w rewanżu nie było już tak miło. Poznaniacy przegrali aż 1:6 i odpadli z rozgrywek.
Od 0:1 do 2:1. Kilka minut przed końcem pierwszej połowy kapitalną akcję przeprowadzili Mirosław Trzeciak i Bogusław Pachelski. Pierwszy zaliczył asystę, drugi strzelił gola i natychmiast pobiegł podzielić się swoją radością z kibicami Lecha.
Na wyraźne żądanie marsylczyków przesunięto termin spotkania, rezygnując z tradycyjnej „pucharowej środy” na rzecz czwartku i wyznaczając jego godzinę na 20.45, co wynikało wprost z francuskich potrzeb reklamowych i faktu rozgrywania meczu w tym samym terminie przez inny zespół z tego kraju. Jak wieść niesie, w zamian za wypracowanie tegoż kompromisu Lech otrzymał 100 tys. dolarów, sprzęt sportowy renomowanego niemieckiego producenta wart kolejnych 50 tys. w tej samej walucie, pokrycie kosztów pobytu Kolejorza we Francji w czasie meczu rewanżowego oraz kamery, magnetowid i sporych rozmiarów telewizor, których przy Bułgarskiej dotąd po prostu nie było.
Dwa lata wcześniej na tej samej ławce siedział Johan Cruyff i też przeżywał katusze. Wówczas jednak w 1/8 finału Pucharu Zdobywców Pucharów jego Barcelona uporała się z Lechem po serii rzutów karnych. Słynny Franz Beckenbauer (drugi od prawej) wrócił z Poznania na tarczy – prowadzona przez niego drużyna z Marsylii doznała niespodziewanej porażki.
Francuzi zarezerwowali całe piętra w hotelach Polonez i Poznań. Wybrali apartament dla Bernarda Tapie, jednak ostatecznie szef klubu z Marsylii do Poznania nie przyjechał. Zapowiedzieli także, że przywiozą z sobą żywność, dwóch kucharzy i dwie kelnerki. Zapomnieli jednak o najważniejszym – rozpracowaniu rywala. Po prostu zlekceważyli Kolejorza i uznali, że mają pewny awans jeszcze przed dwumeczem. Lech – wprost przeciwnie. Jerzy Kopa (menedżer, faktycznie współprowadzący drużynę z trenerem Strugarkiem – przyp. red.) dwa razy samochodem pokonywał drogę do Francji, by w meczach ligowych obserwować rywala. Przywiózł bardzo dużo materiałów.
Andrzej Juskowiak (drugi od lewej) w objęciach kolegów po zdobyciu gola na 3:1. 20-letni snajper Lecha był wówczas na ustach kibiców w całej Polsce. Dwa lata później dał się poznać światu, zdobywając tytuł króla strzelców olimpijskiego turnieju w Barcelonie.
Ten mecz nawiązał swym klimatem do słynnych pucharowych bojów Górnika, Legii i Widzewa. Było w nim wszystko – złość i radość, rozpacz i uśmiech losu. Zaczęło się głupio. Lech, który miał u siebie nie stracić bramki, już w ósmej minucie paskudnie się odsłonił, a Fournier nie tylko nie przejął się pułapką ofsajdową, ale zdołał jeszcze kopnąć piłkę obok Sidorczuka. 0:1! Zanosiło się na typowy dla naszych drużyn pucharowy falstart. Przez dwadzieścia minut lechici nie potrafili znaleźć sobie miejsca na boisku i przepchnąć się przez środek pola. Wyglądało to bardzo nieciekawie, na pewno nikt wówczas nawet nie przypuszczał, że Lech zdoła się pozbierać.
Tak wyglądał stadion Lecha przed przebudową w 2010 roku. Składał się tylko z trzech trybun; w miejscu czwartej miała powstać pływalnia i sale gimnastyczne, ale tego planu nigdy nie zrealizowano.
Po niemrawym kwadransie Kolejorz przycisnął swojego przeciwnika, który jednak bronił się wyjątkowo szczęśliwie. To szczęście opuściło podopiecznych Beckenbauera w 30. minucie. Z pozoru niegroźne dośrodkowanie Mirosława Trzeciaka wywołało ogromny popłoch w szeregach Olympique. Piłka odbiła się niemal na linii bramkowej od Damiana Łukasika i na tablicy świetlnej było już 1:1. Jeszcze przed przerwą świetną akcję na skrzydle przeprowadził Trzeciak. Pochodzący z Koszalina zawodnik wystawił piłkę Bogusławowi Pachelskiemu, który dał Lechowi prowadzenie. Druga połowa to koncertowa gra mistrza Polski. Bardzo sprytny strzał Dariusza Skrzypczaka z rzutu wolnego sprawił sporo problemów Pascalowi Olmecie. Jeszcze bliżej był Kazimierz Moskal, który zakończył świetną akcję lechitów uderzeniem w słupek. Błysnął także bramkarz Sidorczuk, przerywając głową groźną akcję gości poza polem karnym. Bramka wisiała w powietrzu i ku uciesze kilkudziesięciu tysięcy poznańskich kibiców w końcu padła. Niesamowitym spokojem przed bramką rywali popisał się niespełna 20-letni Andrzej Juskowiak, król strzelców poprzedniego sezonu Ekstraklasy. Już wtedy, jak mówił w telewizyjnej relacji Dariusz Szpakowski, „nierealne stawało się bardziej realne”.
„Lech w transie. Po piętnastu minutach drugiej części Andrzej Juskowiak zdobywa się na akcję, której nie powstydziłby się nawet Włodek Lubański, nie mówiąc już o Papinie czy Cantonie. Przejmuje długie podanie Gębury z głębi pola, przewraca obrońcę, wychodzi na czystą pozycję i trafia między słupki. Wspaniale! Jest 3:1 – wynik, który może przyprawić o zawrót głowy!” – zachwycała się jego grą redakcja „Piłki Nożnej”. Wychowanek Kani Gostyń zadebiutował w ekstraklasie w barwach Kolejorza, gdy miał 18 lat, a niedługo potem wywalczył mistrzostwo Polski, przy okazji sensacyjnie sięgając po tytuł króla strzelców ekstraklasy. Bramką w meczu z Marsylią zwrócił na siebie uwagę zagranicznych menedżerów, którzy już w 1990 roku zagięli na niego parol. Wyjechał z kraju jednak dopiero po igrzyskach w Barcelonie, podpisując kontrakt ze Sportingiem Lizbona.
Enfant terrible, czyli okropne dziecko francuskiego futbolu. Z tym „dzieckiem” to może mała przesada, bo gdy grał przeciw Lechowi miał już 24 lata, a jak wiemy ekscesom godnym chłopca przed mutacją oddawał się grubo po czterdziestce, ale faktem jest, że Cantona zasłużenie cieszył się opinią piłkarza dość niekonwencjonalnego na boisku i poza nim. Przy Bułgarskiej pokazał to na początku meczu, przy stanie 1:0 dla Marsylii. Ruszył do dośrodkowania, a gdy już wiedział, że nie sięgnie piłki głową, wyciągnął obie ręce i ostentacyjnie wepchnął piłkę do siatki. Był potem mocno zdziwiony, że sędzia nie uznał gola, a kibice dziwili się jeszcze bardziej, że Francuz za to zagranie nie obejrzał żółtej kartki. Z aktorskich zdolności zrobił użytek po zakończeniu kariery. Wystąpił w ponad trzydziestu produkcjach filmowych, choć rolę pierwszoplanową zagrał tylko raz – u słynnego Kena Loacha w biograficznym obrazie „Szukając Erica”.
Zapowiadano przed spotkaniem niespodziankę i nie były to obietnice bez pokrycia. Lech zagrał na sto procent. Pokazał futbol, którego darmo oczekiwaliśmy od reprezentacji – męski i zarazem skuteczny. Beckenbauer nie chciał wyróżnić żadnego z poznaniaków, ale musiałby pewnie wymienić więcej niż pięć nazwisk. Wielki mecz Trzeciaka, wielki mecz Marka Rzepki, wielki mecz całego zespołu. To nie żarty. Powtarzam raz jeszcze – nie interesują nas kłopoty personalne zespołu z Marsylii, mamy większe. W grze dwóch drużyn, które są mistrzami swych krajów – Polacy się nie zbłaźnili i zasłużyli na wygraną. Zastanawiam się, czy nie za dużo tych pochwał, ale w końcu nie co roku polski zespół klubowy „łamie” zawodowców z Zachodu.
Miliony kibiców z Lazurowego Wybrzeża oglądały w „prime-time’ie" porażkę ukochanego zespołu. Lech zwyciężył w Poznaniu 3:2 po najprawdopodobniej najlepszym meczu w historii klubu. MVP spotkania Damian Łukasik na tyle frustrował francuską ekipę, że został opluty przez ówcześnie jeszcze wielki talent Érica Cantonę. W lokalnej prasie na Tapiego (właściciel Olympique – przyp. red.) wylano wiadro pomyj. On reagował jedynie groźbą procesów sądowych oraz zapowiadał: „Wyeliminujemy Lecha!”.
► 372. mecz polskiego klubu w europejskich pucharach
► 121. mecz klubu z Polski w Pucharze Europy Mistrzów Krajowych
► Piąty mecz polskiego klubu w 1/8 finału europejskich pucharów na własnym boisku ze strzelonymi dokładnie 3 bramkami i piąty z 2 straconymi
► 19. mecz Lecha Poznań w europejskich pucharach
► Siódmy mecz Lecha Poznań w PE
► 25. mecz polskiego klubu w 1/8 finału PE ze straconą bramką
► Trzecia kolejna wygrana Lecha Poznań w PE
► Czwarty kolejny mecz Lecha Poznań w europejskich pucharach na własnym boisku ze zdobytą bramką
► Trzeci mecz Lecha Poznań w 1/8 finału europejskich pucharów na własnym boisku i wyrównany bilans: 1-1-1, bramki: 4-4
► Ostatni gol dla Lecha Poznań był jego bramką nr 10 strzeloną w PE
► 90. mecz polskiego klubu w PE ze zdobytą bramką
► 30. mecz polskiego klubu w 1/8 finału europejskich pucharów na własnym boisku ze zdobytą bramką
► 10. mecz Lecha Poznań w europejskich pucharach na własnym boisku
► Pierwsza wygrana polskiego klubu w 1/8 finału europejskich pucharów w rozmiarze 3:2
► Pierwsza wygrana Lecha Poznań w PE w rozmiarze 3:2 i pierwszy mecz w PE ze straconymi dokładnie 2 bramkami
► Pierwszy mecz Lecha Poznań w PE na własnym boisku ze straconymi dokładnie 2 bramkami
► Pierwszy mecz Lecha Poznań w 1/8 finału PE
► Pierwsza wygrana Lecha Poznań w europejskich pucharach na własnym boisku w rozmiarze 3:2
► W żadnym z 4 meczów Lecha Poznań w PE na własnym boisku nie padł remis
► Pierwszy gol dla Olympique Marsylia był bramką nr 560 straconą przez polskie kluby w europejskich pucharach
► Pierwszy gol dla Lecha Poznań był bramką nr 320 strzeloną przez polskie kluby w europejskich pucharach na własnym boisku
► Trzeci gol dla Lecha Poznań był bramką nr 40 strzeloną przez polskie kluby w 1/8 finału PE
► W każdym z pięciu meczów 1/8 finału europejskich pucharów Lech Poznań tracił minimum 1 bramkę