W zimny listopadowy wieczór Anno Domini 1988 stadion przy Bułgarskiej wypełnił się po brzegi. Wprawdzie telewizja nadawała bezpośrednią relację z meczu, ale zobaczyć na własne oczy wszystkie gwiazdy Barcelony z Gary’m Linekerem na czele – to była gratka nie lada. Ceny biletów, zwłaszcza u koników, osiągały astronomiczne kwoty, jednak żaden z 35 tysięcy kibiców, którzy tego wieczora znaleźli się na trybunach, nie żałował gotówki. To było jedno z najlepszych widowisk, jakie polski klub dał w starciu z europejskim potentatem. Zespół Henryka Apostela po sensacyjnym remisie na Camp Nou 1:1 mógł bronić wyniku, ale zamiast tego zaatakował z pasją i zdobył prowadzenie. Gdy krótko potem stracił gola, nie poddał się i do końca toczył równą walkę. Przegrał ją dopiero po serii rzutów karnych, którą zakończył pechowy strzał w poprzeczkę Damiana Łukasika. Zabrakło tak niewiele… A Katalończycy? Wzięli po tym meczu głęboki oddech i przez dalszą część rozgrywek przeszli jak burza. Pół roku później w wielkim finale pokonali Sampdorię Genua 2:0.
16
M. Głombiowski
13
P. Bereszyński
Rewanż zaczął się podobnie jak spotkanie w Barcelonie – bo od rzutu karnego. Tym razem jednak sędzia przyznał go poznaniakom za faul na Jerzym Kruszczyńskim. Do siatki trafił sam poszkodowany.
Katalończycy przyjechali do stolicy Wielkopolski już dwa dni przed meczem. Zawodnicy oraz sztab szkoleniowy w dawnym Hotelu Poznań zostali podjęci niczym najważniejsi polityczni dygnitarze – dostępu do nich broniła bowiem brygada antyterrorystyczna. W czasie, gdy piłkarze przygotowywali się do spotkania, nieco inne zajęcie miał Cruyff. Holender nie obserwował jednak piłkarzy Lecha, a postanowił... kupić konia. Do transakcji nie doszło, gdyż Cruyff i właściciel stadniny nie dogadali się finansowo (podobno rozbiło się o 5 tysięcy dolarów). Jeden z celów na ten wyjazd nie wypalił, zatem trener Barcelony nie mógł już sobie pozwolić na kolejne niepowodzenie.
Podobieństw było więcej, bo gola dla Barcelony – tak jak w pierwszym meczu – strzelił Robert. Hiszpana próbuje zatrzymać Andrzej Słowakiewicz (pierwszy z prawej).
Jestem zadowolony z postawy mojego zespołu, który wzniósł się na wyżyny swych możliwości. Przegrać z Barceloną to żaden wstyd. Zawodnicy są trochę przygnębieni, ale doznali porażki z nie byle kim. To się zdarza.
Legendarny Johan Cruyff (w środku) znów zawitał do Polski – tym razem jako trener. W Poznaniu przeżył horror, ale pół roku później świętował z Blaugraną zwycięstwo w finale Pucharu Zdobywców Pucharów.
Aż rzutów karnych potrzebowała słynna Barcelona, by awansować do ćwierćfinału Pucharu Zdobywców Pucharów. Gdyby przed rozpoczęciem dwumeczu Lecha z jedenastką Johana Cruyffa ktoś przewidywał takie zakończenie, wypadałoby go uznać za niepoprawnego optymistę.
Gary Lineker (9) w obu meczach z Lechem nie błysnął skutecznością, a to jego właśnie najbardziej bali się poznańscy defensorzy. Dwa lata wcześniej na mundialu w Meksyku w spotkaniu z Polską angielski snajper popisał się hat-trickiem.
Nie spodziewaliśmy się, że osiągniemy taki dobry wynik. Szkoda, że nie udało się awansować, choć po losowaniu nikt na to nie liczył. Wszyscy podchodziliśmy do tych pojedynków na luzie, zależało nam na tym, by nie zostać rozgromionym.
Zacięta walka w Poznaniu trwała przez 120 minut, a kwestię awansu trzeba było rozstrzygnąć w rzutach karnych. W tamtym sezonie Lech był jedyną drużyną, która w pucharach tak ostro postawiła się wielkiej Barcy.
Cieszyć się możemy z postawy poznaniaków. W dwóch meczach zdobyli dwa punkty – jakże drogocenne dla polskiej ligowej piłki – a przede wszystkim pokazali, że ambicją i wolą walki można zneutralizować siłę wielkich futbolowych nazwisk. Co najważniejsze, bardzo dobrze zagrali nie tylko piłkarze, którzy z racji reprezentacyjnych aspiracji zaliczani są do graczy europejskiego formatu, ale także ci maluczcy, mało doświadczeni i znani jedynie krajowym znawcom futbolowych tajników. Ba, właśnie w tych najważniejszych chwilach decydujących o ostatecznym wyniku spotkania zawiedli właśnie ci, na których najbardziej liczono. Jarosław Araszkiewicz, Bogusław Pachelski i Damian Łukasik. Choć czy naprawdę możemy mówić o zawodzie?
Trudno o większego pechowca. Na Camp Nou to po jego zagraniu ręką sędzia podyktował jedenastkę, którą wykorzystał Robert Fernández. W rewanżu właśnie jego strzał zakończył serię rzutów karnych i rozwiał sny kibiców Kolejorza o wyeliminowaniu Barcelony. Łukasik podszedł do piłki jako czternasty i wiedział, że jak nie trafi, to cały wysiłek drużyny pójdzie w diabły. Jako stoper nie był specjalistą od stałych fragmentów, nie czuł się pewnie w tej roli. Podobno gdy ruszył w stronę bramki, miał powiedzieć do kolegów: „Co ma być, to będzie”, by zdjąć z siebie presję. Potem wziął krótki rozbieg i huknął z całej siły. Gdyby piłka poleciała kilka centymetrów niżej, Andoni Zubizarreta nie zdołałby jej odbić – rzucił się w przeciwnym kierunku. Niestety, słynnego bramkarza tym razem wyręczyła poprzeczka.
Kat reprezentacji Polski na mundialu w Meksyku i król strzelców tamtego turnieju w dwumeczu z Lechem zupełnie się nie popisał. Najlepszy dowód, że serię rzutów karnych obejrzał z perspektywy ławki rezerwowych, bo Johan Cruyff zdenerwowany nieporadnością Anglika zdjął go z boiska w dogrywce, zastępując obrońcą Alexanko. Duża w tym zasługa Damiana Łukasika, który zarówno na Camp Nou, jak i przy Bułgarskiej był indywidualnie odpowiedzialny za pilnowanie słynnego snajpera i wywiązał się z tego zadania znakomicie, wykorzystując swoje warunki fizyczne (był wyższy o prawie 20 centymetrów). Sezon 1988/89 to zmierzch Linekera w Katalonii. Wiosną sięgnął jeszcze z drużyną po Puchar Zdobywców Pucharów, ale latem wrócił na Wyspy, gdzie podpisał kontrakt z Tottenhamem.
Można będzie porozpaczać, ponarzekać na los, za jakiś czas powspominać to sportowe wydarzenie, które z jednej strony przywróciło wiarę w możliwość równej, w miarę wyrównanej walki z zagranicznymi zespołami o ustalonej renomie, a z drugiej znów oddaliło tak zdawałoby się realne marzenia o pucharowych sukcesach. Wspomnijmy więc kiedyś to, że Lech Poznań, zespół w skali europejskiej zaledwie przeciętny, dzięki mądrej i uważnej grze, zdyscyplinowaniu i zaangażowaniu zawodników, rozsądnej i możliwej do zrealizowania taktyce, przypomniał nam już dawno zapomniany smak pucharowych emocji. Pozwolił żyć nadziejami (złudzeniami?) przez ponad dwie godziny i zszedł z placu z honorem.
► 352. mecz polskiego klubu w europejskich pucharach
► 93. mecz klubu z Polski w Pucharze Zdobywców Pucharów
► 10. remis polskiego klubu w PZP w rozmiarze 1:1
► Czwarty mecz Lecha Poznań w 1/8 finału PZP i czwarty bez wygranej
► Po raz 25. nie udało się awansować polskiemu klubowi do następnej rundy w PZP
► Czwarty kolejny mecz Lecha Poznań w PZP ze zdobytą bramką
► 110. mecz polskiego klubu w europejskich pucharach na własnym boisku ze straconą bramką
► 20. remis polskiego klubu w europejskich pucharach na własnym boisku w rozmiarze 1:1
► 25. mecz polskiego klubu w 1/32 finału europejskich pucharów ze strzeloną dokładnie 1 bramką
► 20. potyczka (dwumecz) polskiego klubu w 1/8 finału europejskich pucharów kończona na własnym boisku
► Po raz 50. nie udało się polskiemu klubowi awansować do kolejnej rundy europejskich pucharów w potyczce kończonej na własnym boisku
► 80. gol strzelony przez polski klub w meczach 1/8 finału europejskich pucharów
► 50. mecz polskiego klubu w europejskich pucharach na własnym boisku ze strzeloną dokładnie 1 bramką
► 10. mecz polskiego klubu w 1/8 finału PZP ze strzeloną dokładnie 1 bramką
► 30. gol strzelony przez polskie kluby w 1/8 finału PZP
► 10. mecz polskiego klubu w PZP na własnym boisku ze strzeloną dokładnie 1 bramką
► Pierwszy mecz Lecha Poznań w europejskich pucharach zakończony dogrywką i rzutami karnymi
► Pierwszy remis Lecha Poznań w europejskich pucharach na własnym boisku w rozmiarze 1:1
► 11. mecz polskiego klubu w 1/8 finału PZP na własnym boisku ze zdobytą i 11. ze straconą bramką
► 16. mecz Lecha Poznań w europejskich pucharach
► 10. gol strzelony przez Lecha Poznań w PZP
► 8. mecz Lecha Poznań w Pucharze Zdobywców Pucharów
► 10. gol stracony przez Lecha Poznań w europejskich pucharach na własnym boisku
► W każdym z czterech meczów 1/8 finału PZP Lech Poznań tracił minimum 1 bramkę, a w trzech ostatnich dokładnie jedną