
„Za wysokie progi” – zgodnie zatytułowały pomeczową relację dzienniki „Sport” i „Tempo”. Redaktorzy – odpowiednio – Andrzej Kuczyński i Krzysztof Mrówka trafnie ocenili występ Lecha w rewanżowym spotkaniu 2. rundy Pucharu Zdobywców Pucharów. Szkocka drużyna okazała się za silna dla Kolejorza, co pokazało już pierwsze wyjazdowe starcie, przegrane przez lechitów 0:2. Owszem, gospodarze próbowali zaskoczyć czymś ekipę prowadzoną przez – wtedy jeszcze nie tak słynnego – Alexa Fergusona, ale z ich prób niewiele wynikało. Na wyróżnienie zasłużył tylko powracający po kontuzji Janusz Kupcewicz. Rywale nie pozwolili Lechowi złapać wiatru w żagle, a w 2. połowie dobili zdobywców Pucharu Polski. O zwycięstwie Aberdeen przesądził gol Dougiego Bella. Piłkarze Kolejorza mogli pocieszać się jednak tym, że polegli w konfrontacji z… triumfatorem rozgrywek, którego wyższość w finale musiał uznać Real Madryt (The Dons wygrali 2:1 po dogrywce).
► UWAGA! W archiwum TVP zachował się jedynie kilkusekundowy materiał o meczu.
13
R. Stroiński
14
J. Krzyżanowski
Lech Poznań przed meczem z Aberdeen FC. Stoją od lewej: Hieronim Barczak (kapitan), Zbigniew Pleśnierowicz, Józef Adamiec, Józef Szewczyk, Janusz Małek, Mariusz Niewiadomski, Bogusław Oblewski, Krzysztof Pawlak, Janusz Kupcewicz, Jacek Bąk, Mirosław Okoński.
Lech czekał na wylosowanie wielkiego rywala. W tej edycji PZP grali przecież: Real Madryt, FC Barcelona, Inter Mediolan czy Bayern Monachium. Zamiast tego trafili się Szkoci z niedocenianego zespołu FC Aberdeen. I to oni, a nie Real, Barcelona, Inter czy Bayern, sięgnęli po PZP w 1983 r. (…) Do Poznania Szkoci – pod wodzą mało wtedy znanego Alexa Fergusona – przyjechali po wymęczonym zwycięstwie nad albańskim Dinamo Tirana (1:0 i 0:0). Właściwie wszystkie sukcesy klubu z Aberdeen związane są z osobą trenera Fergusona i z tym okresem początku lat 80. Wcześniej i później FC Aberdeen zawsze pozostawał w cieniu Rangersów i Celtiku.
Jedna z najgroźniejszych akcji gości pod bramką Zbigniewa Pleśnierowicza w 1. połowie. Chwilę wcześniej bramkarz Lecha obronił strzał Marka McGhee (w górnym prawym rogu), a dobitkę Dougiego Bella (przy piłce) zdołał zablokować Józef Szewczyk.
Przed meczem w obu obozach panowało skupienie. Gospodarze „postawieni do kąta” w Aberdeen, gdzie słupki i poprzeczki uratowały ich kilkakrotnie od wyższej porażki, obawiali się szybkich i zdecydowanych Szkotów, a szczególnie ich gry głową i szybkich kontrataków. Nieśmiało liczono więc w Poznaniu na szybkie uzyskanie bramki w pierwszych minutach spotkania, co zasadniczo zmieniłoby sytuację. Jednak siła zespołu poznańskiego została znacznie osłabiona już przed zawodami przez odsunięcie od gry Strugarka za żółtą kartkę w Szkocji i kontuzję Partyńskiego. Kupcewicz również nie był w pełni sił po przebytym urazie przywodziciela mięśnia czworogłowego.
Już tylko starsi sympatycy Kolejorza pamiętają, że stary stadion przy Bułgarskiej przypominał z góry… podkowę. Spowodowane było to tym, że posiadał trzy trybuny.
Rewanż wywołał jednak w Poznaniu ogromne zainteresowanie. Choć bilety były drogie, a mecz rozpoczynał się w środę o godz. 14, przyszło 25 tys. widzów, a pod bramami stadionu rozgrywały się dantejskie sceny. Nie wszyscy bowiem mieli kupione bilety i chcieli wtargnąć do środka bez nich. „Bohaterem meczu był doskonały bramkarz Leighton, czego o naszym młodym Pleśnierowiczu jeszcze powiedzieć nie można” – napisały gazety po porażce 0:1. Nie upilnowany Douglas Bell z bliska wbił gola strzałem głową. Marzenia o meczach z Realem, Barceloną, Interem czy Bayernem prysły.
Trybuny stadionu w Poznaniu wypełnione były po brzegi. Fani Kolejorza liczyli, że ich pupile zdołają odrobić dwubramkową stratę ze Szkocji.
Gra się tak, jak się umie – taki był wydźwięk pomeczowej wypowiedzi poznańskiego szkoleniowca. I oczywiście – na ile rywale pozwolą. Wcześniejsze założenia nie zostały zrealizowane. Przeciwnik był lepszy i zasłużenie awansował. Trener Alex Ferguson największe uznanie miał dla trenera Łazarka za wysoką ocenę jego zespołu i za to, że nie szukał przyczyn porażki w siłach nadprzyrodzonych.
Szkoci strzelili w Poznaniu jeszcze jednego gola. Zbigniewa Pleśnierowicza pokonał na raty Gordon Strachan. Pierwszy strzał Polak jeszcze obronił, ale przy dobitce był już bezradny. Jednak gracze Aberdeen nie cieszyli się zbyt długo, bo arbiter bramki nie uznał.
Nie potrafiliśmy grać zgodnie z wcześniej przyjętymi założeniami taktycznymi. Byliśmy zbyt słabi w ofensywie. Z każdą minutą coraz mniej było wiary w to, co robimy. Nie chcę mówić o sytuacjach, których nie wykorzystaliśmy. Jasne, że wówczas byłby inny mecz, inna atmosfera… Z chwilą jednak, gdy pierwsza połowa zakończyła się wynikiem 0:0, znając doświadczenie zawodników Aberdeenu i ich świetną wytrzymałość, mocno wątpiłem w możliwość odrobienia strat. Mimo to nie mogę powiedzieć, że mój zespół grał zupełnie źle. Po prostu skala trudności była taka, że nie daliśmy rady.
Lechowi trudniej było dzisiaj odrobić straty, niż nam utrzymać kapitał wywalczony w pierwszym meczu. W mojej drużynie najlepiej grała para stoperów Miller – McLeish. W Lechu mimo wszystko najbardziej podobał mi się Kupcewicz, zawodnik światowego formatu, jedyny, który potrafił spośród piłkarzy tego zespołu celnie podawać na 40-50 metrów. Dziękuję Lechowi za wspaniałą walkę w obydwu spotkaniach i za przyjazne przyjęcie, jakiego doznaliśmy w Poznaniu.
„Lech zawiódł na całej linii. Dobrze zaprezentował się tylko Janusz Kupcewicz” – napisano w krakowskim „Tempie”. Nawet Alex Ferguson chwalił po meczu pomocnika Kolejorza, nazywając go „graczem międzynarodowej klasy”. Zdaniem szkockiego szkoleniowca, gdyby lechita występował w silniejszym klubie, byłby jeszcze lepszym piłkarzem. Jednak najlepsze lata kariery Kupcewicz spędził w Polsce, bo na wyjazd na Zachód przed 30. rokiem życia nie zezwalały przepisy. Pan Janusz to legenda Arki Gdynia, z której trafił w sezonie 1982/83 do Lecha. W Poznaniu medalista mundialu 1982 sięgnął po tytuł mistrza kraju, a następnie wyjechał do francuskiego AS Saint-Étienne. Później grał w greckim AE Larisa, Lechii Gdańsk i tureckim Adanasporze. Po zakończeniu kariery pracował jako trener oraz skaut, a nawet kandydował do Sejmu. „Król środka pola” – jak o nim mówiono – zmarł 4 lipca 2022 r. Miał 66 lat.
W tym miejscu z reguły umieszczamy zawodników. Ale tym razem zrobiliśmy wyjątek i skupiliśmy się na szkoleniowcu Aberdeen. Tego pana przedstawiać nie trzeba – w szczególności sympatykom Manchesteru United. Przecież gdy tylko pada nazwisko Fergusona, na myśl przychodzi drużyna z Old Trafford i pasmo sukcesów, jakie z tym klubem osiągnął szkocki menedżer. Nim jednak objął ekipę Czerwonych Diabłów, sięgał po laury w rodzimym kraju. Najpierw wywalczył awans do najwyższej klasy rozgrywkowej z St. Mirren FC. W 1978 r. został trenerem Aberdeen FC. To za jego kadencji The Dons zanotowali najlepszy okres w historii. Trzykrotnie sięgnęli po mistrzostwo i Puchar Szkocji, triumfowali również w Pucharze Ligi. Największym osiągnięciem było jednak zdobycie Pucharu Zdobywców Pucharów w sezonie 1982/83. Trzy lata później Ferguson objął Man Utd i prowadził go aż do 2013 roku!
Wynik bezbramkowy do przerwy, przy nierównej grze całej drużyny, niepewnych interwencjach Pleśnierowicza, nie mógł napawać optymistycznie. Gdyby jeszcze niemal pełen stadion dopingował jak trzeba swoich ulubieńców, może wykrzesaliby z siebie resztki sił i walczyli energiczniej do końca. Ale trybuny przeważnie milczały lub gwizdem kwitowały poszczególne akcje.
Liczono na mocne uderzenie gospodarzy od pierwszej minuty, ale praktycznie nic takiego się nie wydarzyło. Dobre chęci oraz wola walki to za mało, by myśleć o awansie do ćwierćfinału rozgrywek Pucharu Zdobywców Pucharów. (…) Kiedy (…) Szkoci zdobyli gola, sprawa awansu została definitywnie przesądzona. Widzowie gremialnie zaczęli opuszczać trybuny, zaś wszyscy – włącznie z piłkarzami obydwu drużyn – spoglądali coraz częściej na zegar. Bardziej spieszyło się gościom, którzy godzinę po meczu odlecieli do domu.
Widać było od początku, że za Aberdeenem przemawia znacznie większe doświadczenie międzynarodowe, dojrzałość. Natomiast Lech ciągle jeszcze jest zespołem na dorobku. Gdyby gospodarze potrafili się szybciej uspokoić, gdyby nie grali tak nerwowo, może potrafiliby skonstruować choć kilka skutecznych akcji. Imponowała mi – i chyba wszystkim, którzy obserwowali mecz – postawa gości, ich zachowanie na boisku, rozważna, spokojna gra.
► 277. mecz polskiego klubu w europejskich pucharach
► 75. mecz klubu z Polski z Pucharze Zdobywców Pucharów
► 10. potyczka (dwumecz lub trójmecz) polskiego klubu w 1/8 finału PZP
► 10. mecz polskiego klubu w 1/8 finału PZP na własnym boisku
► Czwarty mecz Lecha w Pucharze Zdobywców Pucharów
► Trzecia potyczka (dwumecz) Lecha w europejskich pucharach, wszystkie kończyły się na własnym boisku
► 44. mecz polskiego klubu w PZP bez wygranej
► 22. mecz polskiego klubu w PZP bez zdobytej bramki
► Szósty mecz Lecha w europejskich pucharach i szósty bez remisu
► Drugi mecz Lecha w PZP bez zdobytej bramki i drugi z minimum 1 golem straconym
► Drugi mecz Lecha w 1/8 finału europejskich pucharów i drugi przegrany do zera – w pierwszym meczu w Aberdeen porażka 0:2
► 220. mecz polskiego klubu w europejskich pucharach bez remisu
► 25. porażka polskiego klubu w europejskich pucharach w rozmiarze 0:1
► 60. mecz polskiego klubu w PZP bez remisu
► 100. gol stracony przez polskie kluby w meczach PZP
► 50. mecz polskiego klubu w 1/8 finału europejskich pucharów bez remisu
► Pierwsza porażka Lecha w europejskich pucharach w rozmiarze 0:1, pierwsza różnicą 1 bramki i pierwszy mecz ze straconym dokładnie 1 golem
► 44. mecz polskiego klubu w 1/8 finału europejskich pucharów ze straconą minimum 1 bramką
► 10. mecz polskiego klubu w 1/8 finału PZP ze straconą dokładnie 1 bramką
► 30. gol stracony przez polskie kluby w meczach 1/8 finału europejskich pucharów na własnym boisku
► 11. porażka polskiego klubu w meczu 1/8 finału europejskich pucharów różnicą 1 bramki
► Po tym starciu bilans bramkowy Lecha w meczach europejskich pucharów na własnym boisku stał się ujemny: 5-6