Gdy punktualnie w południe 6 lipca 1983 roku w genewskim hotelu Intercontinental rozpoczęło się losowanie pierwszej rundy europejskich pucharów, niewielu spodziewało się, że Opatrzność sprawi takiego figla. Ale stało się! Sensacyjny zdobywca Pucharu Polski, beniaminek drugiej ligi Lechia Gdańsk trafiła na naszpikowany gwiazdami zespół z Turynu. Piłkarze, którzy jeszcze wiosną rywalizowali z Pomowcem Gronowo Elbląskie, Wełną Rogoźno czy Wielimem Szczecinek, teraz mieli się zmierzyć z jedną z najwyżej cenionych drużyn klubowych na świecie! Nad Wisłą ten wyrok losu przyjęto z umiarkowanym entuzjazmem, bo wynik dwumeczu był łatwy do przewidzenia. Zbigniew Boniek, wówczas jeden z liderów Starej Damy, pocieszał swoich rodaków z Trójmiasta: „Nie ma się co martwić, panowie. Mówiąc po widzewsku, jak spaść, to z dobrego konia”. W Turynie ten upadek był jednak bolesny. Nieczęsto traci się w jednym meczu aż siedem goli.
13
N. Caricola
16
B. Vignola
Tak zaczęło się ostre strzelanie na Stadio Comunale. Po dośrodkowaniu Claudio Gentilego błąd popełnił Tadeusz Fajfer, wypuszczoną przez niego piłkę przejął Domenico Penzo, a akcję sfinalizował Michel Platini. Dziesięć minut później gospodarze prowadzili już 4:0.
We Włoszech nikt nie miał złudzeń co do tego, że Juventus jest drużyną lepszą. Niemniej pewne nauczki z przeszłości sprawiły, że przygotowania do meczu z Lechią potraktowano poważnie. Po wysokim zwycięstwie w meczu ligowym 7:0 nad Ascoli Giovanni Trapattoni zebrał swój zespół w klubowym ośrodku w Villar Perosa. „Trap” – tak nazywają dziennikarze trenera Juve – we wszystkich wypowiedziach podkreślał, że nie lekceważy rywala i choć oczekuje przejścia do drugiej rundy rozgrywek, nie przypuszcza, iż będzie to spacerek. Jeśli chodzi o gdańszczan, to nastroje w obozie Polaków, umieszczonych w ośrodku sportowym „Hasta” 50 kilometrów od Turynu, były bojowe. Trzeba przyznać, że zawodnicy zostali przygotowani do meczu znakomicie. Przede wszystkim pod względem psychicznym. Nie wyczuwało się podejścia do słynnego przeciwnika na kolanach.
Jeśli stajesz oko w oko z królem strzelców mistrzostw świata i masz obronić jego uderzenie z jedenastu metrów, jesteś raczej na straconej pozycji. Tadeusz Fajfer pokazał jednak, że i z takiej opresji można wyjść obronną ręką. W drugiej połowie nie dał się pokonać z karnego słynnemu Paolo Rossiemu.
Lechia zaczęła bez kompleksu. Już w 1. minucie pod bramką Tacconiego znalazł się Kamiński i tifosi nie chcieli wierzyć własnym oczom, że mogło im się przytrafić nieszczęście. Włosi byli jednak spokojni. Bynajmniej nie atakowali z furią, czego należało się spodziewać, lecz ich ataki były starannie przygotowywane przez drugą linię. Platini i Boniek reżyserowali każdą akcję, kontrolowali ustawienie szyków obronnych gdańszczan przed Fajferem. Minuty uciekały, zdenerwowanie – już wydawało się – minęło i właśnie wówczas otworzył się spadochron z bramkami.
To była najlepsza okazja dla Lechii na strzelenie gola. W końcówce spotkania sędzia podyktował rzut wolny pośredni z odległości 6 metrów od bramki, ale najpierw Jerzy Kruszczyński, a chwilę potem Dariusz Wójtowicz nie zdołali przechytrzyć rywali.
Turyn to nie Mediolan – cudu nie było. Gdańska Lechia doznała na Stadio Comunale druzgocącej klęski i praktycznie pożegnała się już z Pucharem Zdobywców Pucharów. Sądzimy, że rezultat wczorajszego pojedynku utkwi w pamięci działaczom naszej piłkarskiej centrali i zmusi ich do wprowadzenia choćby dwumeczów w Pucharze Polski.
„Tylko do 18. minuty meczu podopieczni trenera Jerzego Jastrzębowskiego potrafili utrzymać czyste konto. Wtedy to właśnie po dośrodkowaniu z prawej strony boiska doszło do zderzenia pomiędzy bramkarzem Fajferem i Salachem. Z prezentu skorzystał Platini, uzyskując prowadzenie dla »bianconerich«. Następne dziesięć minut przypominało trzęsienie ziemi. Najpierw popisowa kontra w wykonaniu Platiniego i Cabriniego zakończyła się dokładnym podaniem tego ostatniego i pozyskany niedawno z Verony Penzo rozpoczął swój festiwal strzelecki. W chwilę później zupełnie bez opieki pozostawiony Platini miękko gasi piłkę na piersi i lekkim technicznym strzałem nie daje szans Fajferowi” – relacjonowali dziennikarze krakowskiego „Tempa”. Znakomity Francuz grał w tym meczu tylko godzinę, ale to wystarczyło, bo pokazał swój kunszt. Tego dnia przebił go jednak zdobywca czterech bramek Domenico Penzo.
„W nocy przyśnił mi się karny, tylko że we śnie strzelał Platini. Jego bałem się najbardziej. Rossiego mniej. Jeszcze zanim uderzył piłkę, wiedziałem, że będę rzucał się w prawo, no i trafiłem. Platini jest bardziej niebezpieczny. Dwa razy mnie pokonał, ale to jest mistrz nad mistrzami” – tak najbardziej pamiętną sytuację ze spotkania w Turynie, przynajmniej z punktu widzenia kibiców Lechii, wspominał bramkarz gdańszczan na łamach książki Mariusza Kordka i Karola Nawrockiego „Lechia – Juventus. Więcej niż mecz”. Fajfer tego dnia musiał aż siedem razy sięgnąć po piłkę do siatki, ale mimo to zebrał dobre recenzje. Nie tylko za obronę karnego, bo z tej umiejętności słynął w Polsce, ale też za kilka znakomitych interwencji, które uchroniły drugoligowca przed dwucyfrówką. Co ciekawe, w barwach Lechii w ekstraklasie wystąpił tylko w 8 meczach. Cały sezon rozegrał dopiero w Groclinie Dyskobolii Grodzisk Wlkp., gdy zbliżał się już do czterdziestki.
Oczywiście Lechia nie musiała przegrać tak wysoko. Wystarczyło skupić wszystkich zawodników w pobliżu własnej bramki, wybijać piłkę byle dalej, posyłać ją na aut, nawet na trybuny. Lechia postanowiła jednak stoczyć otwartą walkę ze sławnym Juventusem, 20-krotnym mistrzem Włoch, finalistą ostatniego Pucharu Europy. I dzięki takiej właśnie odważnej postawie zaskarbiła sobie sympatię kibiców w Turynie, którzy radowali się ze zdobycia bramek przez Domenico Penzo (30 lat, przyszedł do Juve z Verony) czy Michela Platiniego, ale także nagradzali śmiałe niekiedy ataki młodych gdańskich piłkarzy.
► Druga w historii porażka polskiego klubu w europejskich pucharach w rozmiarze 0:7 (poprzednio Ruch Chorzów przegrał na wyjeździe z Ajaksem Amsterdam w Pucharze Miast Targowych w sezonie 1969/70)
► Trzeci mecz polskiego klubu w europejskich pucharach ze straconymi dokładnie 7 bramkami
► Trzecia w historii najwyższa porażka polskiego klubu w europejskich pucharach – wszystkie na wyjazdach i wszystkie w 1/16 finału
► 30. porażka polskiego klubu w PZP
► 140. wyjazdowy mecz polskiego klubu w europejskich pucharach
► 285. mecz polskiego klubu w europejskich pucharach
► 76. mecz klubu z Polski w Pucharze Zdobywców Pucharów
► 30. wyjazdowy mecz polskiego klubu w PZP ze straconą przynajmniej jedną bramką
► 40. mecz polskiego klubu w 1/16 finału PZP
► 20. mecz polskiego klubu w 1/16 finału PZP na wyjeździe
► Historyczny pierwszy mecz Lechii Gdańsk w europejskich pucharach
► Najwyższa w historii porażka polskiego klubu w PZP
► Pierwszy gol dla Juventusu Turyn był bramką nr 50 straconą przez polskie kluby w meczach 1/16 finału PZP
► Czwarty gol dla Juventusu Turyn był bramką nr 130 straconą przez polskie kluby w wyjazdowych meczach 1/16 finału europejskich pucharów
► Piąty gol dla Juventusu Turyn był bramką nr 60 straconą przez polskie kluby w wyjazdowych meczach PZP
► Siódmy gol dla Juventusu Turyn był bramką nr 440 straconą przez polskie kluby w europejskich pucharach