
Pierwsza połowa lat 80. była bardzo udana dla Juve. Turyńczycy dominowali nie tylko w kraju, ale również na Starym Kontynencie. W 1983 roku doszli do finału Pucharu Europy, ale ulegli Hamburger SV (0:1). W stolicy Piemontu doskonale pamiętano o tamtym niepowodzeniu. Gdy rok później nadarzyła się okazja na triumf w Pucharze Zdobywców Pucharów, żaden z piłkarzy nie dopuszczał do siebie myśli, że kolejne trofeum może przejść koło nosa. Tym bardziej, że lwia część zawodników Starej Damy grała w spotkaniu z HSV, a ich trenerem był także i wtedy Giovanni Trapattoni. „Rewanż” udał się, choć wygrana nie przyszła łatwo. Wynik został rozstrzygnięty już w 1. połowie. O zwycięstwie włoskiego zespołu zadecydował gol Zbigniewa Bońka. Dla Juventusu, który w drodze do finału wyeliminował m.in. Lechię Gdańsk (7:0 u siebie, 3:2 na wyjeździe), był to pierwszy – i jedyny – triumf w Pucharze Zdobywców Pucharów.
13
N. Caricola
Ogromnym zainteresowaniem cieszyło się finałowe spotkanie PZP. Transmitowało je 34 stacje telewizyjne, a akredytowanych było 300 dziennikarzy. Przed spotkaniem powszechnym faworytem byli Włosi i choć im przypadło w udziale zwycięstwo, trzeba podkreślić świetną grę Portugalczyków. Zaprezentowali oni szybki, techniczny futbol i przy odrobinie szczęścia mogli pokusić się o korzystniejszy rezultat.
Polski akcent mieliśmy nie tylko na boisku. W sektorach kibiców Juventusu powiewała biało-czerwona flaga. Byli to zapewne sympatycy naszego „rodzynka” w ekipie Starej Damy – Zbigniewa Bońka.
Triumfalnie powiewały klubowe flagi Juventusu na stadionie St. Jakob w Bazylei. Kilkadziesiąt tysięcy włoskich kibiców fetowało sukces swych pupilów, którzy po raz pierwszy wpisali się na listę triumfatorów PZP. (…) A nam było bardzo miło, że w zwycięskim zespole grał Zbigniew Boniek, który zdobył jakże cennego, drugiego gola dla Juventusu. Włoscy kibice przybyli na stadion m.in. z transparentem „Zibi – forever”, domagają się więc, żeby Boniek pozostał w Juventusie, podkreślają, że są z nim na zawsze.
Bramka zdobyta przez FC Porto wyglądała kuriozalnie. Jednak trudno winić za nią bramkarza Juventusu, gdyż po strzale Sousy piłka skozłowała tuż przed Tacconim, a to utrudniło mu interwencję.
Przed rokiem w Atenach w potyczce z HSV w Pucharze Mistrzów zespół z Turynu też był faworytem, ale celu nie osiągnął. „Dostojna dama” walczyła dziwnie apatycznie, zawiodło w jej szeregach kilku najwybitniejszych zawodników. Tylko Polak Zbigniew Boniek dzielnie bronił sławy i honoru ówczesnego mistrza. Tym razem w Bazylei było podobnie, Boniek znów błyszczał, zdobył nawet zwycięską bramkę. Udowodnił więc, że jest nie tylko równorzędnym partnerem Platiniego i Rossiego, lecz także – gra od nich skuteczniej, dynamiczniej – i że w wielkich zawodach potrafi osiągnąć bardzo dobrą formę.
Tak padł zwycięski gol dla Juve. W polu karnym znalazł się Zbigniew Boniek, który wykorzystał błąd obrońców i dalekie wyjście bramkarza Zé Beto i posłał piłkę do pustej bramki.
Przyznam się szczerze, że nie bardzo wiem, jak ta bramka padła. Jedna z dziwniejszych w mojej karierze - wychodziłem już na czystą pozycję, zamierzałem jeszcze nieco wysunąć sobie piłkę do przodu, żeby łatwiej mi było uderzyć, tymczasem piłka wpadła do bramki! Przyczynił się do tego bramkarz, który popełnił oczywisty błąd, wychodząc mi naprzeciw.
Trenerem FC Porto był António Morais – wychowanek klubu (na pierwszym planie), ale w prowadzeniu zespołu pomagał mu José Maria Pedroto. Wcześniej to on był pierwszym szkoleniowcem Smoków. Ale w styczniu 1984 r. Pedroto trafił do szpitala, po zdiagnozowaniu raka. Zmarł rok później, w wieku 56 lat. Po finale PZP Morais przestał pełnić funkcję trenera Porto. Niestety, także i on nie dożył sędziwego wieku. W 1989 r. zginął w wypadku samochodowym. Miał 54 lata.
Wiadomości, jakie docierały z Włoch przed drugim – z udziałem „Zibiego” – finałem PE (w znaczeniu: pucharu europejskiego, nie mylić z Pucharem Europy – przyp. red.) ulubieńców Turynu stawiały Polaka w dość jednoznacznej sytuacji. Umberto Agnelli zapowiedział nawet, że jego występy w drużynie Juventusu zostaną podsumowane po zakończeniu sezonu, a więc praktycznie po finale w Bazylei. Boniek, który dotąd znakomicie spisywał się w pucharowych bojach musiał zapewne mocno się sprężyć, a to nie zawsze pomaga w grze.
Świetny mecz „Zibiego”. To on zapewnił Juve triumf w Pucharze Zdobywców Pucharów. Przy odrobinie szczęścia mógł zakończyć spotkanie z dwoma trafieniami i asystą. Chwilę przed bramką miał świetną okazję, gdy błąd na przedpolu popełnił Zé Beto. „Zibi” zdołał kopnąć piłkę, ale z linii bramkowej wybił ją jeden z obrońców. W 2. połowie niewiele brakowało, aby Boniek miałby koncie ostatnie podanie. Sytuację sam na sam zmarnował jednak Paolo Rossi. Przed finałem PZP włoska prasa spekulowała o możliwym rozstaniu Bońka z Juventusem. Sam zainteresowany wyśmiewał takie pogłoski. „Muszę przyznać, że męczą mnie te wieczne tłumaczenia swojej przyszłości w Turynie. Nic nie wskazuje, żebym miał zmienić klub. Prasa, która widziała już na moim miejscu przynajmniej kilkunastu piłkarzy, powoli zaczyna zmieniać zdanie. Być może pod wpływem kibiców, którzy na licznych transparentach od kilku tygodni domagają się, abym został…” – mówił w wywiadach. I ostatecznie został w Juve na kolejny sezon. W styczniu 1985 r. zdobył z nim Superpuchar Europy, a później Puchar Europy.
Postać bramkarza FC Porto przypominamy z dwóch powodów. To on w dużej mierze ponosi winę za porażkę. Nie popisał się przy pierwszym golu, a przy trafieniu Bońka niepotrzebnie wybiegł z bramki, co skończyło się dla jego drużyny fatalnie. Ale Zé Beto nie był bramkarzem… wysokich lotów. W finale PZP popełniał sporo błędów: niepewnie interweniował na przedpolu i wypuszczał piłkę z rąk. Portugalczyk miał jeszcze jeden… feler – sprawiał problemy wychowawcze. Pod koniec meczu w Bazylei wdał się w sprzeczkę z arbitrem liniowym, przez którego został oskarżony o napaść (miał go uderzyć chorągiewką). UEFA zawiesiła bramkarza na rok. I tu dochodzimy do drugiego powodu – wątku polskiego. Od stycznia 1986 r. Zé Beto rywalizował w FC Porto z Józefem Młynarczykiem o bluzę z numerem 1. Górą był reprezentant Polski. Karierę portugalskiego bramkarza przerwała śmierć. Portugalczyk zginął w wypadku samochodowym 4 lutego 1990 roku. 17 dni przed 30. urodzinami…
W nagrodę za wygranie Pucharu Zdobywców Pucharów, piłkarze Juventusu polecieli latem do Australii, na wyprawę bardziej turystyczną niż szkoleniową. Zbigniew Boniek poleciał na Antypody razem z drużyną z Turynu, choć w Juventusie miało go już nie być. „Boniek wielki w swoim pożegnalnym meczu” – pisał dziennik „Corriere dello Sport” po finale z FC Porto. Spekulacje wokół odejścia Polaka z Juventusu przypomniał Roman Kołtoń w książce „Zibi, czyli Boniek”. Według plotek, reprezentanta Polski w Turynie miał zastąpić Bryan Robson z Manchesteru United. Sam Boniek w przekazach medialnych był za to łączony z Liverpoolem, Tottenhamem, PSG, Romą, Napoli i Veroną, a nawet z Realem Madryt. „Zibi, spakowałeś już walizki?” – pytał go ze śmiechem Michel Platini w telewizji. (…) Zbigniew Boniek odszedł z Juventusu rok po finale z FC Porto. Jego ostatnim występem w turyńskim zespole był finał Pucharu Europy z Liverpoolem, rozegrany 29 maja 1985 roku.
Szczęśliwy kapitan Juventusu Gaetano Scirea z Pucharem Zdobywców Pucharów. W 1984 r. w Bazylei ceremonia odbyła się zgodnie z planem. Rok później, gdy Juve zdobył Puchar Europy, Włoch nie miał już powodów do radości. Wielkie święto, jakim miał być finał najważniejszych rozgrywek na Starym Kontynencie, zakończył się na stadionie Heysel w Brukseli zamieszkami na trybunach, w których życie straciło 39 sympatyków Starej Damy.
Włosi bardzo często faulowali, nawet sam Platini zasłużył na żółtą kartkę, co jest najlepszym dowodem walki, w którą zaabsorbowani byli nawet wirtuozi. Cóż, tak bywa w pojedynkach, którego zwycięzca fetuje zdobycie cennego trofeum. To trofeum to również wielka zasługa naszego Bońka. Zdobył nie tylko decydującą bramkę, ale zaskarbił sobie łaski kibiców Juve, jego sponsorów na pewno też.
Pod wodzą włoskiego trenera Giovanniego Trapattoniego Juventus osiągnął wiele sukcesów. Za jego kadencji sześciokrotnie zdobył mistrzostwo Włoch, a dwa razy krajowy puchar. Z bardzo dobrej strony bianconeri pokazywali się także w Europie. W 1984 r. triumfowali w Pucharze Zdobywców Pucharów, a rok później w Pucharze Europy. A w międzyczasie triumfowali w Superpucharze Europy. Do kompletu dorzucili również Puchar Kontynentalny. To w erze „Trapa” do Turynu trafił Boniek.