Zawsze gra się do ostatniego gwizdka sędziego. O tej starej, piłkarskiej zasadzie w wielkim finale Totolotek Pucharu Polski najwyraźniej zapomnieli podopieczni Ireneusza Mamrota. Kiedy piłkarzom Jagiellonii, podobnie jak większości obecnych na trybunach PGE Narodowego w Warszawie kibiców wydawało się, że nieuchronnie zbliża się dodatkowych 30 minut, decydujący cios zadali zawodnicy Lechii. Bohaterem gdańszczan został rezerwowy Artur Sobiech, który w ostatnich sekundach posłał piłkę do bramki Mariána Kelemena. Na odpowiedź drużynie z Podlasia zwyczajnie zabrakło już czasu. Tym samym prowadzony przez Piotra Stokowca zespół z Trójmiasta sięgnął po drugie w historii trofeum. Poprzedni raz biało-zieloni zwyciężyli w Pucharze Tysiąca Drużyn w 1983 roku.
77
M. Košťál
30
M. Twarowski
7
J. Wójcicki
29
G. Sandomierski
5
N. Mitrović
99
B. Kwiecień
26
M. Pospíšil
Odegranie Mazurka Dąbrowskiego w Dniu Flagi RP, było nieodzownym elementem przedmeczowej oprawy finału Totolotek Pucharu Polski.
W szatni podałem piłkarzom rękę, ale na razie nic nie mówiłem. Nie znajdzie się słów, które mogą pocieszyć ich po porażce w finale. Na rozmowy przyjdzie czas jutro, gdy trochę opadną emocje. Nie możemy się załamać, przed nami walka o czwarte miejsce w lidze i europejskie puchary.
Nie było to, jeśli chodzi o jakość, jakieś wyjątkowo piękne widowisko. Tak się jednak gra finały, żeby je wygrać. Cieszę się, że wytrzymaliśmy do końca i nie ulegliśmy presji. To nagroda za wszystko, przez co przeszliśmy. Myślę, że cały Gdańsk jest z nas dumny. Ja chciałbym zadedykować to zwycięstwo świętej pamięci Pawłowi Adamowiczowi. On na pewno cieszy się z niego najbardziej.
Jagiellonia zdominowała nas na początku drugiej połowy, ale graliśmy swoje. Sytuacji z obu stron nie było jednak za wiele. Dążyliśmy do strzelenia gola i cieszymy się, że puchar jest nasz. Napastnik powinien przewidywać to, co może się wydarzyć. Musi mieć nosa do zdobywania bramek. Wszyscy ciężko zapracowali na sukces, a ja dopełniłem formalności. Choć mamy zapewnioną grę w europejskich pucharach, teraz koncentrujemy się na kolejnym spotkaniu w lidze.
Kontuzje sprawiły, że Artur Sobiech nie zrobił kariery, jaką mógł. Przez ostatnie lata był blisko wielkiej piłki, grał w Bundeslidze, reprezentacji, ale czegoś brakowało i napastnik zawsze pozostawał w cieniu innych. Po powrocie do Polski stanął w końcu przed szansą osiągnięcia czegoś znaczącego. I to będąc w centrum zainteresowania, odgrywając jedną z głównych ról. To przecież Sobiech wprowadził Lechię do finału golem z Rakowem Częstochowa. A w Warszawie na Stadionie Narodowym wszedł z ławki rezerwowych, wykorzystał błąd obrony Jagiellonii i dał klubowi pierwsze trofeum od 1983 roku.
Ten mecz pokazał, że w futbolu nie trzeba być liderem, żeby zostać bohaterem. Obaj zawodnicy przystępowali do finałowej potyczki w odmiennych nastrojach. Brazylijczyk był jednym z filarów Jagiellonii i to na nim między innymi miała opierać się gra ekipy z Podlasia. Niczym szczególnym się jednak nie wyróżnił. Dla Sobiecha z kolei zabrakło miejsca w wyjściowym składzie Lechii, ale dostał swoją szansę w drugiej połowie. Gdyby nie to, co wydarzyło się w doliczonym czasie, o jego występie nie dałoby się napisać nic sensownego. Momenty decydują jednak często o końcowym sukcesie jednej ze stron, a ci którzy znajdują się w odpowiednim miejscu, w odpowiednim czasie, przechodzą do historii. Tak też było w przypadku byłego zawodnika Hannoveru 96.
Wydaje mi się, że podczas meczu nie mieliśmy żadnych kłopotów, Lechia nie miała groźnych sytuacji. Nieuznany gol Flávio Paixão był dla nas ostrzeżeniem, druga bramka była zdobyta prawidłowo i już nie mieliśmy nic do powiedzenia. Mimo, że mecz jest przegrany, to uczucie kiedy można zagrać na tym stadionie jest bardzo fajne. Jednak przyjechaliśmy tu wygrać, nie udało się, więc nie możemy być zadowoleni. (...) Miałem dobrą sytuację i nie ma wymówki, powinienem zdobyć bramkę. Dostałem idealne podanie i powinienem strzelać, a nie przyjmować piłkę. Poza tym przyjąłem ją źle. Winę biorę na siebie. A w końcówce chyba zabrakło koncentracji, Artur Sobiech to wykorzystał.
Ciągle mówimy o poziomie sportowym. Natomiast nie zdajemy sobie sprawy z tego, że zawodnicy prezentują na boisku taki poziom, jakie mają umiejętności. Gdyby na murawie byli Leo Messi i Cristiano Ronaldo, to zapewne poziom byłby wyższy. Mecz był zacięty, interesujący. Myślę, że Jagiellonia zagrała lepiej w pierwszej połowie, a w drugiej Lechia zaczęła się odbudowywać. W końcówce strzelili decydującą bramkę i gratuluję im zwycięstwa.
► 65. finał Pucharu Polski
► 74. mecz w finale PP (dziewięć razy rozstrzygał dwumecz)
► 122. mecz Lechii w PP
► 99. mecz Jagiellonii w PP
► Drugi mecz Lechii w PP na neutralnym gruncie (finał z Legią w sezonie 1954/55 rozegrany został na Stadionie Wojska Polskiego) i oba wygrane
► W meczach tych drużyn w PP żadna z nich nie strzeliła więcej niż 2 bramki
► W 4 meczach tych drużyn w PP w Gdańsku Lechia nigdy nie wygrała
► W 5 meczach tych drużyn w PP w Białymstoku 4 razy padał remis i raz wygrała Jagiellonia
► Jubileuszowy, 10. mecz tych drużyn w PP i dopiero pierwsze zwycięstwo Lechii
► Po raz trzeci Lechia zagrała w finale PP i po raz drugi triumfowała
► Po raz trzeci Jagiellonia zagrała w finale PP i po raz drugi przegrała, wszystkie trzy finały rozegrała na neutralnym boisku
► Bilans meczów Lechia - Jagiellonia w PP: 1-6-3, bramki 8:10
► Dwa mecze tych drużyn kończyły się rzutami karnymi, raz wygrała Lechia 5:4 i raz Jagiellonia w takim samym stosunku