
Gdyby wśród prawie stu tysięcy ludzi, którzy 15 kwietnia 1970 roku zasiedli na trybunach Stadionu Śląskiego, był Alfred Hitchcock, miałby wspaniałą inspirację do nakręcenia kolejnego dreszczowca. Tego dnia wszystko działo się jak w jego filmach. Zaczęło się od prawdziwego trzęsienia ziemi, a potem napięcie sukcesywnie rosło. Zabrzanom do awansu wystarczał bezbramkowy remis, ale krótko po pierwszym gwizdku stracili gola z karnego. Gdy sędzia miał już zakończyć spotkanie i przerwać piękny sen o finale, tym razem to im przyznał jedenastkę. Włodzimierz Lubański jej nie zmarnował, a na początku dogrywki zdobył dla Górnika prowadzenie. I znowu nadeszły ostatnie sekundy i... znów padła bramka – druga dla Romy. Zgodnie z ówczesnymi przepisami trzeba było rozegrać trzeci mecz, na terenie neutralnym. Obu drużynom spotkanie wyznaczono tydzień później w Strasburgu.
14
W. Szaryński
Wielu było współautorów tego niezapomnianego widowiska. Ale chyba bez przesady można najwyższą notę przyznać znakomitej wręcz publiczności. Jej kolosalny doping, jej bardzo zaangażowane i wysoce kulturalne poparcie dla Górnika stanowiło źródło, z którego drużyna Zabrza czerpała siły do nieustępliwej walki z doskonale radzącym sobie przeciwnikiem, który w okresie wielkiego naporu zabrzan otrzymał od losu swego rodzaju prezent w postaci rzutu karnego i bramki. W takiej sytuacji obciążenie nerwowe drużyny ulega zrozumiałemu zwielokrotnieniu.
Tak się to wszystko zaczęło. Najpierw Rainer Kuchta sfaulował Elvio Salvoriego, a potem Fabio Capello z karnego na raty pokonał Huberta Kostkę.
Ten mecz to coś potwornego! W życiu nie uczestniczyłem w tak denerwującym i wyczerpującym pojedynku. 120 minut nieustępliwej walki, która niemal do szczętu wyniszcza siły. Teraz jestem okropnie zmęczony, ale pocieszam się, że po kąpieli i kolacji znów poczuję się raźniej, a jutro wraz z kolegami wezmę się do solidnego treningu przed decydującym meczem. Bardzo żałuję, że zwycięskiego rezultatu nie potrafiliśmy utrzymać do końca. Remis musimy przyjąć po sportowemu. W Strasburgu postaramy się pokazać na co nas jeszcze stać. Myślę, że w finale znajdzie się Górnik Zabrze.
Takich pojedynków w chorzowskim meczu było bez liku. Tym razem Alberto Ginulfi zdążył zdjąć piłkę z głowy Włodzimierza Lubańskiego.
Ilu widzów oglądało rewanżowy pojedynek Górnika z Romą? 90 tysięcy, 95 tysięcy czy też sto? Dokładnie nie wiadomo. Wiadomo natomiast, że chorzowski gigant pękał w szwach, że wypełniony został do ostatniego miejsca już na dwie godziny przed pierwszym gwizdkiem sędziego. Naprawdę trudno było znaleźć wolne miejsce nawet dla przysłowiowej szpilki. Ile było trąb, trąbek, piszczałek w tej największej orkiestrze świata? Ile przeróżnych instrumentów własnej produkcji? Tysiące, a może nawet dziesiątki tysięcy. Kiedy wszystkie razem zagrały, chorzowski stutysięcznik zamieniał się w wulkan... Śląskiej publiczności dziękowali piłkarze Górnika po zwycięskim pojedynku z Lewskim. Tym razem kibice wykazali jeszcze lepszą formę. Zachowywali się wzorowo, dopingowali piłkarzy w chwilach, kiedy nie wiodło im się najlepiej. Nie tracili nadziei do końca. Wierzyli w Górnika i zaufanie to zmieniło się w 90. minucie w potężny okrzyk radości: jeeest. Piłkarze Górnika prosili nas o przekazanie publiczności specjalnych podziękowań. Czynimy to z wielką przyjemnością. Okazuje się, że wraz ze wzrostem poziomu naszego futbolu wzrosła kultura na widowni.
„Jesteśmy podobno krajem poetów. Można się o tym przekonać na stadionach. Rekordów w tej dyscyplinie nikt nie notuje, ale rekord światowy ustanowili niewątpliwie kibice na wczorajszym spotkaniu Górnika z Romą. Takiego lasu transparentów nigdy jeszcze na Stadionie Śląskim nie widzieliśmy” – relacjonowali dziennikarze „Sportu”. Były wśród nich hasła buńczuczne, takie jak na zdjęciu, ale i dowcipne, jak te, które zacytowała redakcja: „Roma dla Górnika to marchew dla królika” albo „Dla Herrery jedziem z worem na sześć bramek dziś wieczorem”.
W piątek kończę 54 lata. Moi zawodnicy remisem z groźnym Górnikiem sprawili mi najlepszy prezent urodzinowy. Trenerem jestem już od wielu lat. Prowadziłem do sukcesów najsłynniejsze klubowe zespoły świata. Ale nigdy jeszcze w życiu nie sekundowałem tak wielce dramatycznemu spotkaniu. Moje prognozy na Strasburg? Jestem ostrożny tym razem w typowaniu zwycięzcy. Wierzę w swój zespół. Walka, podobnie jak w Chorzowie, będzie bardzo zacięta i kto wie, czy nie przyjdzie nam również stoczyć dogrywkę.
Alfred Olek (w ciemnej koszulce) w pojedynku z Sergio Santarinim. W tym meczu nikt nie odstawiał nogi.
Miasta wymarły. Jak komunikują wodociągi i gazownia, spadło poważnie zużycie wody i gazu. Tylko elektrownie pracowały na pełnych obrotach. Ekipy techniczne ZUE przemierzały ulice stolicy w szaleńczym pędzie, spiesząc z ratunkiem tym, którym w środowy wieczór wysiadły telewizory. Ludzie z wadami serca przeżywali ciężkie chwile. O godz. 17.28 spikerka telewizji katowickiej nieco podenerwowana poinformowała – łączymy się ze stadionem. Nie dziwię się temu zdenerwowaniu, gdyż jej mąż inż. Loska jest jednym z członków kierownictwa Górnika Zabrze. Dobra żona dzieli troski męża. Rzut karny i Roma prowadzi 1:0. Spory w rodzinie. Słusznie czy niesłusznie podyktował jedenastkę hiszpański arbiter? Większość uważa, że niesłusznie. Fachowcy dyplomatycznie milczą. (...) A gdy panie domu zaczęły się zabierać do przygotowywania herbaty dla gości, gdy wskazówka sekundnika kończyła swoją pracowitą drogę – wpadła „szmata”. Nikt nawet nie złorzeczył, nikt nie miał pretensji do obrony Górnika. To był szok, działanie przez zaskoczenie. To był zabłąkany cios, spadający na nieprzygotowanego. 120 minut dramatycznych przeżyć, sytuacji szarpiących nerwy, znajdujących nieoczekiwane rozwiązanie. Trochę otępiali i rozdygotani, setnie zmęczeni psychicznie, a również fizycznie (te strzały w nogi od stołków i inne twarde przedmioty domowego użytku) po dwóch odsłonach chorzowskiego widowiska musimy się przygotować na trzecią.
„Po chwili konsultacji z kolegami do ustawionej piłki zbliżył się Lubański. Na stadionie cisza, zdenerwowanie. Czy Lubański wykorzysta szansę? Czy nie powtórzy się historia z Pohlem, który na tymże stadionie przed laty nie strzelił jedenastki w podobnej sytuacji, także awansującej Górnika? Wielu widzów nie wytrzymało napięcia. Schowało głowy w dłonie. Nie chciało patrzeć, bało się zobaczyć krach marzeń. Lubański strzelił jednak nie do obrony” – tak newralgiczny moment meczu z Romą opisali dziennikarze „Przeglądu Sportowego”. Jedenastka wykorzystana z zimną krwią w 90 minucie, a potem kapitalna bramka zdobyta z ostrego kąta na początku dogrywki na zawsze przeszły do historii polskiego futbolu. Ale najlepszy mecz w tych rozgrywkach był jeszcze przed nim. Tydzień później w Strasburgu Lubański zagrał jeszcze wspanialej.
„Capello oddał niezbyt silny, ale mierzony strzał na bramkę Górnika. Kostka wyczuł intencje egzekutora Romy, rzucił się we właściwym kierunku i sparował piłkę. Stadionem Śląskim wstrząsnął potężny okrzyk radości. Jak się jednak okazało, była to radość przedwczesna. Odbita przez Kostkę piłka powędrowała prosto pod nogi Capello i poprawka wylądowała już nieuchronnie w siatce” – relacjonowała po meczu redakcja katowickiego „Sportu”. Lider rzymskiego klubu był wykonawcą wszystkich stałych fragmentów gry i rzadko zdarzało się, że z jedenastki nie trafiał bezpośrednio do siatki. Po meczu chwalił więc bramkarza Górnika i zastanawiał się, jak Kostka przewidział kierunek lotu piłki. Cztery lata później musiał docenić kunszt innego polskiego golkipera, choć i jego pokonał. Biało-czerwoni z Janem Tomaszewskim w składzie pokonali Włochów 2:1 na MŚ 1974.
Piłkarze Górnika i Romy walczyli już ze sobą 210 minut. Trzy i pół godziny zmagań nie przyniosło rozstrzygnięcia. O tym, kto wystąpi nad pięknym modrym Dunajem, zadecyduje trzeci mecz. On wyłoni zwycięzcę na pewno. Jeśli nie na boisku, to w... kapeluszu. Regulamin przewiduje bowiem w wypadku remisu losowanie. Miejmy nadzieję, że „orzeł i reszka” nie będzie potrzebny. W tej dziedzinie specjalistami są Włosi, którzy już raz wygrali losowanie (z PSV Eindhoven). Górnik przed pięcioma laty został wyeliminowany w Duisburgu właśnie przez los. W rozgrywkach pucharów trzeba, okazuje się, nie tylko dobrze grać, ale również żyć w przyjaźni z fortuną.
► 33. mecz Górnika Zabrze w europejskich pucharach
► 20. mecz polskiego klubu w europejskich pucharach ze strzelonymi dokładnie 2 bramkami
► Trzeci w historii mecz polskiego klubu w europejskich pucharach zakończony dogrywką (wszystkie trzy bez rozstrzygnięcia)
► 8. mecz Górnika Zabrze w Pucharze Zdobywców Pucharów, w każdym z nich strzelał minimum 1 bramkę
► Piąty remis polskiego klubu w europejskich pucharach na własnym boisku
► Piąty remis Górnika Zabrze w europejskich pucharach
► Pierwszy gol dla Romy był bramką nr 10 straconą przez Górnika Zabrze w Pucharze Zdobywców Pucharów
► Pierwszy gol dla Romy był bramką nr 10 straconą przez Górnika Zabrze w europejskich pucharach na własnym boisku
► Drugi gol dla Romy był bramką nr 50 straconą przez Górnika Zabrze w europejskich pucharach
► 89. mecz polskiego klubu w europejskich pucharach
► 26. mecz klubu z Polski w Pucharze Zdobywców Pucharów
► Drugi gol dla Górnika Zabrze był bramką nr 20 strzeloną przez ten klub w Pucharze Zdobywców Pucharów
► Pierwszy w historii mecz polskiego klubu w Pucharze Zdobywców Pucharów zakończony dogrywką
► Pierwszy w historii mecz polskiego klubu w ½ finału Pucharu Zdobywców Pucharów na własnym boisku
► Trzeci mecz polskiego klubu w ½ finału europejskich pucharów i trzeci kolejny remis (każdy inny: 0:0, 1:1 i 2:2)
► Czwarty mecz Górnika Zabrze w Pucharze Zdobywców Pucharów na własnym boisku i pierwszy remis po poprzednich 3 wygranych
► We wszystkich 15 meczach w europejskich pucharach na własnym boisku Górnik Zabrze strzelał minimum jedną bramkę