O takiej uczcie polscy kibice mogą dziś tylko pomarzyć. 26 października 1988 roku najpierw Górnik, a potem Lech stanęły do walki o ćwierćfinał europejskich rozgrywek z dwiema potęgami hiszpańskiego, ale i światowego futbolu. Poznaniacy zmierzyli się na wyjeździe z Barceloną w Pucharze Zdobywców Pucharów, a zabrzanie kilka godzin wcześniej gościli u siebie wielki Real w Pucharze Europy. „U siebie” – to określenie dość umowne, bo mecz odbył się na Stadionie Śląskim. Dlaczego zagrano w Chorzowie? „Na pewno piłkarze lepiej czuliby się na własnym obiekcie, ale trybuny przy Roosevelta chyba by się zawaliły, gdyby miały pomieścić wszystkich chętnych zobaczyć to widowisko” – tłumaczył trener gospodarzy Marcin Bochynek. Kocioł Czarownic nie okazał się dla nas szczęśliwy. Królewscy wygrali po karnym, którego wykorzystał legendarny Meksykanin Hugo Sánchez. Zwycięską taktykę ustalił zaś… Leo Beenhakker, który wówczas był szkoleniowcem Realu. W rewanżu jednak Ślązacy byli bliscy sprawienia wielkiej niespodzianki.
15
A. Orzeszek
Emilio Butragueño i jego cień w meczu na Śląskim, czyli Piotr Jegor. Ich starciu przyglądają się Piotr Rzepka (pierwszy z lewej) i austriacki arbiter Horst Brummeier.
W przeddzień meczu ostro pracował dowodzony przez dyrektora Mertelę sztab Górnika. Precyzyjnie zaprogramowano operację podejmowania sędziów, obserwatorowi UEFA przygotowano staranne szkice, dokumentujące sposoby zabezpieczenia stadionu. Miano na uwadze nawet takie szczegóły, jak… wymiana uchwytów do papieru toaletowego w szatniach dla zawodników. Do wtorku rozprowadzono 42 tysiące biletów, potem liczba chętnych wzrosła jeszcze o kilkanaście tysięcy. Na Stadionie Śląskim dyżurowało 20 pielęgniarek, ośmiu lekarzy i dziesięciu noszowych.
Przyczajony tygrys, ukryty smok. Niestety, Józef Wandzik nie miał szczęścia i w pojedynku z Hugo Sánchezem musiał uznać wyższość rywala. Meksykanin trafił z karnego i zapewnił Realowi zwycięstwo.
Jestem zadowolony z gry swojej i swoich kolegów. Szkoda, że Krzysiek Baran nie wykorzystał przynajmniej jednej z dwóch okazji w pierwszej części meczu. Mogliśmy to spotkanie nawet wygrać. Była ku temu doskonała okazja.
Jacek Grembocki szarpie za ramię Hugo Sáncheza. Ich pojedynki były ozdobą pierwszego meczu obu drużyn w Chorzowie.
Po zmianie stron Real przeszedł do bardziej zdecydowanych ataków i wówczas uwidoczniła się jego przewaga. Trener Beenhakker desygnował do pomocy Sánchezowi i Butragueño Rafaela Gordillo, który często zapędzał się na przedpole bramki Górnika. Już dwie minuty po wznowieniu gry koronkowa akcja tria Gordillo – Butragueño – Sánchez zakończyła się fatalnym pudłem tego ostatniego. Górnik jak gdyby cofnął się do obrony, co było wodą na młyn dobrze wyszkolonych technicznie Hiszpanów. Rezultatem tej przewagi był rzut karny wywalczony przez Emilio Butragueño po faulu Józefa Wandzika. Wydarzenie to było łudząco podobne do tego z meczu Górnik Zabrze – Glasgow Rangers. Widocznie bramkarz zabrzan nie wyciągnął stosownych wniosków z tamtej lekcji. Do trzech razy sztuka? Niezawodnym egzekutorem karnego był oczywiście Hugo Sánchez.
W 70. minucie zabrzanie mieli najlepszą okazję do zdobycia bramki. Szarżującego Krzysztofa Barana przed polem karnym powstrzymał jednak bramkarz Buyo, chwytając piłkę w ręce. Hiszpan powinien wylecieć z boiska, ale za to zagranie zobaczył tylko żółtą kartkę.
Jestem zadowolony. Moim zdaniem drużyna Górnika Zabrze nie różniła się w tym meczu zbytnio od tej, którą mi opisywano. Pewnym zaskoczeniem mógł być „mocny człowiek”, który mi szczególnie się podobał, czyli zawodnik z nr 6 (Piotr Rzepka – przyp. red.). Bardzo niebezpieczny był także piłkarz z nr 9 (Jan Urban – przyp. red.). Jestem zadowolony z gry swojej drużyny i z końcowego wyniku. Zdawałem sobie sprawę z tego, że będzie ciężej niż można było wcześniej przypuszczać, bo jak wiadomo nie mogłem przywieźć drużyny w najsilniejszym składzie. Nie myślę w tej chwili ani o następnych rywalach, bo naszym najgroźniejszym rywalem na tym etapie jest nadal Górnik, ani o rezultacie spotkania rewanżowego. Nie będę typował wyniku w Madrycie, bo nigdy jeszcze nie wygrałem w totolotka.
„Zdobycie gola przez Real wytrąciło nieco z rytmu piłkarzy zabrzańskich, ale ich letarg nie trwał długo. Ze zdwojoną energią ruszyli do odrabiania strat, a ich motorem napędowym był Piotr Rzepka. W przekroju całego meczu był on bez wątpienia najlepszym piłkarzem aktualnych mistrzów Polski. Właśnie ten zawodnik był najbliższy zdobycia wyrównującej bramki. Strzelił bardzo precyzyjnie i gdy Buyo mógł się uznać za pokonanego, w sukurs bramkarzowi hiszpańskiemu przyszedł słupek” – relacjonowała redakcja katowickiego „Sportu”. Blondwłosy pomocnik był w tym meczu najczęściej faulowanym piłkarzem Górnika, co najlepiej oddaje jego zaangażowanie w grę. W Zabrzu był nową postacią – na Śląsk przeprowadził się kilka miesięcy wcześniej z Bałtyku Gdynia, aby zastąpić Marka Majkę, który wyjechał do Niemiec. Niespełna rok później i on dostał szansę na zagraniczny transfer. Latem 1989 roku został piłkarzem francuskiej Bastii.
„I wreszcie przyszła 64. minuta spotkania. Martin Vazquez wypuścił Butragueño w uliczkę i kiedy wydawało się, że już nic z tej akcji nie będzie, Wandzik rzucił się napastnikowi Realu pod nogi, a skrzydłowy królewskiego klubu wykonał pad. Sędzia ani chwili nie zastanawiał się nad decyzją i wskazał na punkt karny” – tak opisali kluczowy moment meczu dziennikarze „Sportu”. Chwilę później do piłki podszedł fenomenalny meksykański snajper Hugo Sánchez i z jedenastu metrów nie dał szans bramkarzowi Górnika. Do pilnowania Butragueño, który nosił złowieszczo brzmiący boiskowy przydomek „El Buitre” (Sęp), trener Marcin Bochynek oddelegował aż dwóch piłkarzy: Joachima Klemenza i Piotra Jegora. Lepiej z nich radził sobie ten drugi, grający na nietypowej dla siebie pozycji lewego obrońcy. Niestety, w drugiej połowie wystarczył ułamek sekundy, by Hiszpan urwał się spod opieki. Zabrzanie stracili gola, który podciął im skrzydła.
Redakcja Sportowa TVP kontynuuje grę na nerwach kibicom poprzez tzw. transmisje z poślizgiem. Bałagan organizacyjny i brak umiejętności przewidywania sprawiły, że z Seulu „z poślizgiem” pokazano nam walkę Legienia o złoty medal, pojedynek Olecha o srebrny, jazdę kolarzy po takiż krążek. Prawdziwy kibic znał już – z Polskiego Radia – rezultaty i oglądał te obrazki bez emocjonalnego zaangażowania. Kolejnym przykładem tej niechlubnej praktyki jest wczorajsza transmisja z meczu Górnik – Real. Tym razem wytoczono argument natury finansowej. Otóż pazerni działacze zabrzańscy zażądali od biednej TVP aż 15 milionów złotych! Redaktor Mrzygłód – w „Niedzieli Sportowej” – chciał tą cyfrą wzbudzić oburzenie telewidzów na organizatorów imprezy. Tymczasem prosty rachunek mówi, że 15 milionów złotych = 10 tysięcy biletów po 1500 złotych (tyle kosztowały one na wczorajsze spotkanie). Miał prawo Górnik liczyć, że bezpośrednia transmisja, zwłaszcza w razie niepogody, może mu odebrać tylu widzów? Miał! Bierze TVP niemałe pieniądze od nas w formie comiesięcznego abonamentu? Bierze! I co? I nawet porządnego „replaya” (vide mecz z Albanią) zafundować kibicom nie potrafi. To już nie express, to już nie osobowy, to „maszyna (co) po szynach ruszyła ospale”...
Na temat karnego nie zabierałbym głosu, bo z miejsca, na którym siedziałem, byłoby trudno ocenić tę sytuację. Chłopcy są przekonani, że decyzja została podyktowana pochopnie, ja mogę prywatnie stwierdzić, że i moje zdanie jest podobne. Nawiasem mówiąc, w ogóle nie tylko to zwycięstwo przyszło Realowi łatwo. Byłem na meczu tego klubu z Valladolid i obrazek był podobny. Ale co firma, to firma. Cóż mogę jeszcze dodać? Ogromnie żal i mnie, i piłkarzom, że nie udało się przynajmniej zremisować, nie mówiąc już o zwycięstwie. Wykonaliśmy 99 procent zadań w destrukcji, ale ten jeden procent zadecydował. Szkoda, po prostu szkoda. Ten wynik, zwłaszcza w spotkaniu z takim rywalem, przesądza sprawę, ale chciałem jeszcze raz podkreślić – pokazaliśmy, że potrafimy podjąć walkę z najlepszymi.
► 350. mecz polskiego klubu w europejskich pucharach
► 115. mecz klubu z Polski w Pucharze Europy Mistrzów Krajowych
► 42. mecz Górnika Zabrze w Pucharze Europy
► Sześć meczów 1/8 finału europejskich pucharów na własnym boisku (z siedmiu wszystkich), w którym polski klub nie strzelił żadnej bramki, kończyło się porażką 0:1
► 25. mecz polskiego klubu w 1/8 finału europejskich pucharów bez strzelonej bramki
► 110. gol stracony przez polskie kluby w 1/8 finału europejskich pucharów
► 25. mecz polskiego klubu w 1/8 finału europejskich pucharów ze straconą dokładnie 1 bramką
► 10. mecz polskiego klubu w 1/8 finału Pucharu Europy ze straconą dokładnie 1 bramką
► 70. mecz polskiego klubu w 1/8 finału europejskich pucharów
► 30. mecz Górnika Zabrze w europejskich pucharach na własnym boisku
► 20. mecz Górnika Zabrze w Pucharze Europy na własnym boisku
► 65. mecz Górnika Zabrze w europejskich pucharach
► Historyczny pierwszy mecz Górnika Zabrze (na 30 wszystkich) w europejskich pucharach na własnym boisku bez strzelonej bramki
► Pierwsza porażka Górnika Zabrze w 1/8 finału europejskich pucharów w rozmiarze 0:1
► 50. gol stracony przez polskie kluby w 1/8 finału Pucharu Europy
► 25. gol stracony przez Górnika Zabrze w 1/8 finału europejskich pucharów
► Czwarty kolejny mecz Górnika Zabrze w 1/8 finału Pucharu Europy na własnym boisku ze straconą dokładnie 1 bramką