To miał być wielki rewanż za porażkę na wiedeńskim Praterze. Niespełna rok po starciu w finale Pucharu Zdobywców Pucharów los znów skojarzył piłkarzy Górnika i Manchesteru City – tym razem w ćwierćfinale rozgrywek. Zainteresowanie spotkaniem przerosło najśmielsze oczekiwania. Już miesiąc przed meczem organizatorzy dostali 160 tysięcy zgłoszeń na bilety wstępu! I cały czas wpływały kolejne, mimo że prognozy zapowiadały tęgi mróz, a przecież można było to wydarzenie obejrzeć w telewizji. Ostatecznie na trybunach Stadionu Śląskiego zasiadło 90 tysięcy szczęśliwców i choć szczękali zębami z zimna, nie żałowali. Zabrzanie zagrali jak z nut i już do przerwy zdobyli dwubramkowe prowadzenie. Goli być może byłoby więcej, ale po godzinie walki gospodarze stracili swoją największą gwiazdę, a z nią pewność siebie. Włodzimierzowi Lubańskiemu odnowiła się kontuzja i wsparty na ramionach sanitariuszy musiał opuścić murawę.
15
W. Szaryński
Piłkarze Górnika Zabrze przed meczem z Manchesterem City. Od lewej: Stanisław Oślizło, Hubert Kostka, Jerzy Gorgoń, Włodzimierz Lubański, Jan Wraży, Jerzy Wilim, Jan Banaś, Henryk Latocha, Hubert Skowronek, Erwin Wilczek, Zygfryd Szołtysik.
16.59. Już tylko 60 sekund dzieli nas od rozpoczęcia wielkiego pojedynku. Jedna z najmilszych spikerek TV, pani Krystyna Loskowa ogromnie długo zapowiada transmisję. Ładnie mówi i ładnie się uśmiecha, ale wszyscy nerwowo patrzą na zegarki. Sekundnik obraca się z szybkością sprintera. Wreszcie jest stadion! Grają, ale głos redaktora Ciszewskiego grzęźnie gdzieś w siatce mikrofonu. Technicy krzątają się gorączkowo. Nareszcie… „Halo, halo, mówi...”. A gdzieś z boku powiewa transparent: „Gdy Ciszewski komentuje – wtedy Górnik triumfuje!”.
„Anglicy tylko dużo krzyczą, a kibice z Torunia górnikom zwycięstwa życzą” – głosił jeden z transparentów przygotowanych specjalnie na to spotkanie. Zdobycie biletu na mecz z Manchesterem City graniczyło z cudem, bo zamówienia płynęły z całej Polski. Również z odległego o setki kilometrów od Chorzowa miasta Kopernika.
Początek spotkania nie zapowiadał bynajmniej łatwego sukcesu górników. Bezbłędna gra obrony angielskiej i szczelne, agresywne (może nawet za bardzo, bo często faul!) krycie piłkarzy Górnika sprawiły, że do momentu uzyskania bramki przez Lubańskiego zabrzanie nie mogli sforsować muru gości. Przeżyli nawet moment grozy w 15. minucie, gdy po niefortunnym wybiegu Kostki wybił piłkę niemal z linii bramkowej Oślizło. Również po zmianie stron gra była raczej wyrównana, a kiedy w 60. minucie opuścił boisko nie będący jeszcze w pełni sił Lubański, ataki zabrzan wiele straciły na ostrości.
Jan Banaś (w białej koszulce) w pojedynku Mike’em Doyle’m. Napastnik Górnika tym razem nie błysnął formą – miał kilka okazji do zdobycia gola, ale żadnej z nich nie zdołał wykorzystać.
W tej 15. minucie, kiedy wybijałem piłkę z naszej bramki, byłem wprawdzie trochę zdenerwowany, ale tylko dlatego, że teren był śliski i mogłem się potknąć podobnie jak Hubert. Ale kiedy znalazłem się już przy piłce, byłem zupełnie opanowany i pewny, że nie spudłuję. Taka jest właśnie rola obrońcy, który musi zawsze asekurować wybiegającego bramkarza. Dumą napawa mnie fakt, że byłem kapitanem tej drużyny, której zawodnicy dali z siebie wszystko, co mogli. Szkoda tylko, że nie wykorzystaliśmy w pełni wszystkich możliwości do zdobycia bramek, nie byłoby wtedy żadnych nerwów w spotkaniu rewanżowym.
Jerzy Wilim w powietrznym starciu z bramkarzem gości Joe Corriganem. Sytuacji przyglądają się Włodzimierz Lubański (po prawej) i Erwin Wilczek, a także obrońca The Citizens Tommy Booth.
Szkoda, że Włodek nie mógł grać do końca. Jego kontuzja podziałała na nas trochę deprymująco i niepotrzebnie daliśmy się zepchnąć do defensywy.
„Panie kochany, niech pan spojrzy: po prostu po raz drugi skręciłem nogę. Boli jak wszyscy diabli. Do momentu kontuzji czułem się nawet dobrze, ale muszę przyznać, że grałem mimo bólu. Miałem nogę okręconą opaską z taką oklejką, no i mogłem grać. Ale proszę mi wierzyć, że zrobiłem to tylko dla kolegów. Nie mogłem nie zagrać. Oni bardzo chcieli, żebym z nimi wyszedł na boisko, o zawodzie nie mogło być mowy” – mówił po meczu reporterowi „Przeglądu Sportowego”. Lubański wystąpił w tym meczu na własną odpowiedzialność, bo nie zdążył wyleczyć urazu kolana. Mimo to najpierw strzelił gola po kapitalnym podaniu Henryka Latochy, a potem jeszcze zaliczył asystę przy bramce Erwina Wilczka. Po godzinie walki nie był już jednak w stanie utrzymać się na nogach i poprosił o zmianę. Gdy schodził do szatni w asyście sanitariuszy kibice żegnali go owacją na stojąco.
„Ależ to był twardy mecz! Mieliśmy szczęście w tej 15. minucie, kiedy się poślizgnąłem na tym kawałku lodu, który był przed bramką. Dobrze, że na swoim miejscu znalazł się Staszek Oślizło i uratował sytuację. Ale właśnie na tym polega współpraca i asekuracja bramkarza przez dobrego obrońcę. A że Oślizło jest dobry, nie muszę chyba mówić” – cieszył się po meczu. Kostka zagrał świetnie i mimo trudnych warunków atmosferycznych był na tyle rozgrzany, że wygrał większość pojedynków z angielskimi napastnikami. Dobrze radził sobie zwłaszcza na przedpolu, co w tej konfrontacji miało kluczowe znaczenie. Niestety, występ w Chorzowie okupił przeziębieniem, które wykluczyło go z występu w Manchesterze. W rewanżu bramki Górnika bronił Jan Gomola.
W telewizorach ani z trybun nie można było tego dostrzec. Kolega Mieczysław Szymkowski, który stał za bramką i widział aktorów środowego wydarzenia z bliska, zdradził mi, że piłkarze Górnika szukali ochrony przed przenikliwym zimnem w… damskich rajstopach. Nie było tego widać, bowiem założyli rajstopy cieliste, takie, jakie noszą nasze panie. Wyglądali zatem elegancko, a co najważniejsze nie zmarzli. Ciekawe tylko, ile w tym meczu poleciało oczek.
„Napisałem, że czar piłki nożnej owładnął całym Śląskiem. Nieprawda! Nie tylko Śląskiem, lecz całą Polską. W środę od rana ulicami Katowic maszerowały zwarte tłumy kibiców z całego kraju. Szli z transparentami opiewającymi sukces Górnika, jakby Manchester w ogóle nie istniał. Szli ze śpiewem, przede wszystkim jednak przeraźliwie hucząc trąbkami i syrenami. (...) Zaczepiałem ich na ulicach, potem na śląskim gigancie, rozmawiałem z kibicami ze Stoczni Gdańskiej, których chyba było tu najwięcej, bo kilkoma autokarami przyjechało mnóstwo wycieczek z Wybrzeża. Na trybunach naliczyłem przeszło trzydzieści transparentów z Gdyni i z Gdańska. Przyjechali także młodzi chłopcy z gdyńskich szkół. »Na własny koszt« – oświadczyli mi z dumą. Elwro z Bydgoszczy, zakłady pracy z Tarnobrzega, fabryki krośnieńskie, wrocławianie, opolanie, górnicy z Legnicy, załoga Zakładów Metalowych ze Skarżyska, białostocczanie… Ba, stawiła się także spora grupa kibiców – Polaków pracujących w NRD z Lebau i Zilitz, gdzie istnieje drużyna polskiego Górnika. Przyjechali, bo przyjeżdżają oni na każdy występ »swojego Górnika«, tego z Zabrza. Grupę białostockiej młodzieży przywiodła na stadion pani Maria Powichrowska. »A jakże byłoby inaczej« – powiedziała mi. – »Przecież jestem starym przedwojennym kibicem. Takiej okazji nie mogłam przepuścić«. I tak na całym stadionie. Odnosiło się wrażenie, że Ślązacy zostali w domu, na trybunach zaś zasiadła sportowa Polska, dla której wydarzenia w telewizji nie mają takiego smaku co na boisku. Mimo zimna, mrozu, śniegu, niepogody. Oni przyjdą zawsze. Kibice” – relacjonował na łamach „Przeglądu Sportowego” redaktor Lech Cergowski.
To był dla mnie bardzo trudny mecz. Anglicy są doskonale wyszkoleni technicznie, toteż nie mieliśmy łatwego zadania. Tym niemniej mogliśmy wygrać w wyższym stosunku i dlatego odczuwam pewien niedosyt.
2:0 to wynik, który cieszy i napawa optymizmem przed meczem rewanżowym. Nie chciałbym nikogo wyróżniać z zespołu Górnika, który tworzył w tym meczu scementowany i owładnięty wspólną zwycięską myślą kolektyw. Wszyscy bez wyjątku zasłużyli na słowa najwyższej pochwały. Zarówno ambitny i koleżeński Lubański, jak i może najmniej widoczny Banaś. Oglądaliśmy akcje nowoczesnej drużyny piłkarskiej, która może w pucharowej karierze zajść bardzo wysoko.
► 105. mecz polskiego klubu w europejskich pucharach
► 33. mecz klubu z Polski w Pucharze Zdobywców Pucharów
► 15. kolejny mecz polskiego klubu w PZP ze zdobytą bramką
► Trzeci mecz Górnika Zabrze w ¼ finału Pucharu Zdobywców Pucharów, trzeci rozstrzygnięty i trzeci ze strzelonymi dokładnie 2 bramkami
► Trzeci mecz Górnika Zabrze w ¼ finału europejskich pucharów na własnym boisku i trzecia wygrana
► Czwarta kolejna wygrana polskiego klubu w ¼ finału europejskich pucharów na własnym boisku
► Trzeci mecz polskiego klubu w 1/4 finału PZP na własnym boisku i trzeci rozstrzygnięty
► 16. kolejny mecz Górnika Zabrze w europejskich pucharach ze strzeloną bramką
► Czwarty kolejny mecz Górnika Zabrze w ¼ finału europejskich pucharów ze zdobytą minimum 1 bramką
► 7. mecz Górnika Zabrze w PZP na własnym boisku i 7. bez porażki (6 wygranych i 1 remis)
► 50. zwycięstwo polskiego klubu w europejskich pucharach
► 10. wygrana polskiego klubu w PZP na własnym boisku
► 40. mecz Górnika Zabrze w europejskich pucharach
► 10. mecz Górnika Zabrze w europejskich pucharach ze strzelonymi dokładnie 2 bramkami
► 15. mecz Górnika Zabrze w Pucharze Zdobywców Pucharów
► Pierwsze zwycięstwo polskiego klubu w PZP w rozmiarze 2:0
► Pierwsza wygrana Górnika Zabrze w PZP w rozmiarze 2:0
► Pierwsza wygrana Górnika Zabrze w meczach ¼ finału europejskich pucharów w rozmiarze 2:0
► Pierwszy gol dla Górnika Zabrze był bramką nr 100 strzeloną przez polskie kluby w europejskich pucharach na własnym boisku
► Drugi gol dla Górnika Zabrze był jego bramką nr 25 strzeloną w PZP na własnym boisku
► Drugi gol dla Górnika Zabrze był bramką nr 10 strzeloną przez polskie kluby w meczach ¼ finału europejskich pucharów
► We wszystkich 15 meczach PZP Górnik Zabrze strzelał minimum 1 bramkę
► We wszystkich 18 meczach europejskich pucharów na własnym boisku Górnik Zabrze strzelał minimum 1 bramkę