„Piękny sukces biało-czerwonych w Paryżu. Dobra passa polskiego futbolu trwa” – krzyczał na tytułowej stronie „Przegląd Sportowy”. „Pierwszy krok w pełni udany” – zachwycał się katowicki „Sport”. „Świetny mecz naszej jedenastki na paryskim Parc des Princes” – cieszyła się redakcja „Trybuny Robotniczej”. Spotkanie miało wprawdzie charakter tylko towarzyski, ale wynik poszedł w świat – reprezentacja Polski w efektownym stylu pokonała na wyjeździe trzecią drużynę globu! Wprawdzie mocno przemeblowaną, bo nie grał już w niej król strzelców tamtego turnieju Just Fontaine, ale wciąż pełną znakomitości, wśród których nie brakowało zawodników o swojsko brzmiących nazwiskach. Raymond Kopa (Kopaszewski), Casimir Koza (Kozakiewicz), Théo Szkudlapski i Bruno Rodzik przekonali się tego wieczoru, jak gra się w piłkę w ojczyźnie ich przodków. Drużyna Ryszarda Koncewicza zwyciężyła 3:1, co uznano za dobry prognostyk przed zaplanowanymi na jesień meczami z Irlandią Północną w Pucharze Europy Narodów.
12
R. Guillas
► Uwaga: Roland Guillas, który w 26. minucie zastąpił Casimira Kozę, zagrał bez numeru na koszulce.
Reprezentacja Polski ustawia się do pamiątkowej fotografii, wykonanej po meczu z Francją na Parc des Princes. Od prawej: Henryk Szczepański, Konrad Kornek, Roman Lentner, Norbert Gajda, Stanisław Oślizło, Jerzy Woźniak, Eugeniusz Faber, Jan Kowalski, Lucjan Brychczy, Ernest Pohl, Ryszard Grzegorczyk.
Przed meczem do końca nie było wiadomo, czy wystąpi w nim kontuzjowany wcześniej Ernest Pohl z Górnika Zabrze. W rozmowie telefonicznej z redaktorem „Przeglądu Sportowego” nasz kapitan sportowy Czesław Krug powiedział: „Pohl nadal narzeka na ból nogi i wcale nie jest pewne, czy Ernest będzie mógł grać w środę. Ostateczną decyzję pozostawiam lekarzowi dr. Kaflińskiemu. Liczę jednakże, że uda się doprowadzić nogę Ernesta do porządku”.
W przerwie kibice się nie nudzili. Czas umilała im orkiestra dęta, która – z uwagi na obecność na trybunach francuskiej Polonii – zagrała kilka dobrze nam znanych melodii.
Szybkie ataki napastników, wspomagane świetnie w tym dniu spisującymi się pomocnikami, przyniosły drużynie zasłużone prowadzenie już w pierwszej połowie meczu. Zdobycie bramki przez Lentnera, po rzucie rożnym, wykonywanym wyjątkowo nie przez specjalistę, lecz przez Pohla, bardzo zdenerwowało cały zespół francuski, który widząc, co się święci, zaczął szukać ratunku w ostrej grze, nie przebierając czasem w środkach. Po zmianie stron ofensywa polska miała trwać 15 do 20 minut. Tak planowano, tak też zrealizowano. Wprawdzie na trzecią bramkę musieliśmy czekać aż do 77. minuty, gdyż wówczas łatwiej było przedrzeć się przez rozluźnioną obronę atakujących desperacko gospodarzy. Ta bramka wzbudziła niebywały entuzjazm na widowni, zdobyta bowiem została w sytuacji świadczącej przede wszystkim o wielkiej dojrzałości naszych napastników.
Nietypowy widok – piłkarz bez numeru na koszulce. Roland Guillas cały mecz miał spędzić na ławce rezerwowych, ale wobec fatalnej postawy Casimira Kozy pojawił się na murawie już w pierwszej połowie. W tamtym czasie zmiany w trakcie meczu były ewenementem, więc nie przewidziano dla niego stroju z numerem, pod którym widniał w protokole.
Mówiłem przed meczem: albo dobra gra i świetny wynik z naszej strony, albo będzie z nami źle. Wyszło to pierwsze, za co muszę wszystkim zawodnikom wyrazić moje uznanie.
Koniec wieńczy dzieło. W 77. minucie biało-czerwoni strzelili trzeciego gola, co całkiem odebrało gospodarzom ochotę do dalszej walki. Do siatki trafił Lucjan Brychczy.
W drużynie naszej trzeba wyróżnić przede wszystkim napad. Grał on bardzo ambitnie, miał szereg ładnych, nawet imponujących akcji. Niestety, pod bramką przeciwnika często zwlekano ze strzałami. Motorem tej formacji był Ernest Pohl, który aczkolwiek kulał, potrafił w decydujących momentach zdobyć się na zryw. Dobrze spisywał się także Brychczy. Gajda będzie niewątpliwie dobrym nabytkiem w reprezentacji pod warunkiem, że poprawi jeszcze technikę. Podobał się ogólnie Lentner za swoją szybkość i ostre zrywy. Faber w pierwszej połowie był dobry, ale po przerwie jego współpraca z partnerami pozostawiała wiele do życzenia.
„Najlepszy w historii zawodnik polskiego pochodzenia. We Francji aż roiło się od polskich nazwisk w ligowych drużynach, (...) wszystkich jednak przerósł Kopa. Syn górnika, polskiego emigranta z 1920 roku, który w okręgu Pas-de-Calais, głównym skupisku polonijnym, spędził prawie całe swoje życie. Urodził się 13 października 1931 roku w Noeux-les-Mines i mając 14 lat rozpoczął, jak ojciec i starszy brat Henryk, pracę w kopalni. Przypadek zrządził, że dał się namówić na konkurs pod hasłem »szukamy młodych talentów«” – tak opisali go Andrzej Gowarzewski i Grzegorz Stański w książce „Wielcy piłkarze, sławne kluby”. Kopa, a właściwie Raymond Kopaszewski (bo tak nazywał się naprawdę), talentem okazał się ogromnym i jemu w dużej mierze Francuzi zawdzięczają swój pierwszy medal mistrzostw świata – 3. miejsce na turnieju w Szwecji. Mecz z Polską był jednym z ostatnich w jego reprezentacyjnej karierze.
„Świetnie spisywała się defensywa polska, a zaliczyć do niej trzeba nie tylko trójkę obrońców, ale także i pomocników. Zalecona przez trenera »strefa« całkowicie zaszachowała atak francuski. Doskonały piłkarz Kopa, spełniający w tym meczu rolę rozgrywającego, miał w tym dniu wielkiego rywala, najczęściej zbierającego oklaski za swoją interwencję. Bez przesady – piłkarzem nr 1 na boisku był nasz prawy pomocnik Kowalski. Kiedy Kopa nie mogąc poradzić Kowalskiemu zmienił pozycję na prawe skrzydło, zaopiekował się nim z kolei Grzegorczyk. Także tu ten wielki technik mógł pokazać swoje sztuczki tylko w bezpiecznej odległości od bramki Kornka” – można przeczytać w relacji „Przeglądu Sportowego”. Piłkarz Górnika Zabrze nie zagrzał długo miejsca w reprezentacji – rozegrał w niej sumie tylko 10 meczów, ostatni jesienią 1962 roku przeciwko Czechosłowacji (1:2). Po zakończeniu kariery świetnie sprawdził się w roli trenera.
Wbrew oczekiwaniom, pierwszy w tym sezonie międzypaństwowy mecz naszych piłkarzy zakończył się pełnym sukcesem. Na ogół nie spodziewano się, by Polska mogła wygrać w Paryżu z jedenastką Francji, złożoną wprawdzie z kilku debiutujących w tym meczu zawodników, ale mającą również w swych szeregach piłkarzy o dużej klasie – ze słynnym Kopą-Kopaszewskim na czele. Ponadto w przeciwieństwie do nas, gdzie sezon piłkarski właściwie się rozpoczął i to w wybitnie niesprzyjających warunkach atmosferycznych, Francuzi mają już za sobą sporą ilość ligowych spotkań, pozwalającą im na uzyskanie lepszej od nas kondycji i wzajemnego zgrania.
► Trzeci mecz reprezentacji przeciwko Francji i pierwsza wygrana, bilans: 1-1-1, bramki: 5-7
► Czwarty mecz reprezentacji rozegrany w kwietniu, w każdym traciliśmy dokładnie 1 bramkę
► 31. gol Ernesta Pohla w 31. występie w reprezentacji
► 120. towarzyski mecz reprezentacji ze straconą bramką
► 80. wyjazdowy mecz reprezentacji
► 60. wyjazdowy towarzyski mecz reprezentacji ze strzeloną bramką
► 20. zwycięstwo reprezentacji odniesione poza granicami kraju
► Wyśrubowany rekord reprezentacji liczby kolejnych wyjazdowych meczów ze straconą bramką (17)
► Pobity rekord reprezentacji liczby kolejnych wyjazdowych towarzyskich meczów reprezentacji ze strzeloną bramką (12)
► Wyśrubowany rekord reprezentacji liczby kolejnych meczów reprezentacji rozegranych poza granicami kraju ze straconą bramką (20)
► 300. występ w reprezentacji zawodnika występującego na co dzień w Legii Warszawa (Jerzy Woźniak lub Lucjan Brychczy)
► Pierwszy mecz reprezentacji rozegrany 11 kwietnia
► Debiut Konrada Kornka w reprezentacji
► Po raz pierwszy zagrał w reprezentacji zawodnik o imieniu Konrad (Kornek)
► Zagrało 11 zawodników (bez zmian) z 5 polskich klubów (czterech z Górnika Zabrze)
► Po raz 70. Polonia Bytom „dała” reprezentanta Polski (Ryszard Grzegorczyk)
► Po raz 90. Górnik Zabrze „dał” reprezentanta Polski (jeden z czwórki: Stanisław Oślizło, Jan Kowalski, Ernest Pohl, Roman Lentner)