56 lat. Dokładnie tyle czekali kibice Wisły Płock na debiut swojej drużyny w europejskich pucharach. Wprawdzie nafciarze weszli do gry kuchennymi drzwiami (jako finalista Pucharu Polski – trofeum zdobyła Wisła Kraków, która sięgnęła też po mistrzostwo kraju i grała w eliminacjach Champions League) i na początku sezonu nie imponowali formą (przegrali 1:3 w Łęcznej z Górnikiem), ale zdawało się, że z rywalami z Łotwy poradzą sobie bez większych problemów. Niestety, już pierwszy mecz pokazał, że nie będzie tak łatwo. Po ostatnim gwizdku trener Mirosław Jabłoński skarżył się dziennikarzom: „Jestem zły, bo stworzyliśmy więcej dogodnych sytuacji i powinniśmy wygrać dwiema, a nawet trzema bramkami. Tak się jednak nie stało i będziemy drżeć o wynik”. Miał słuszne przeczucia. W rewanżu było jeszcze gorzej.
6
V. Žavoronkovs
14
G. Anghel
23
A. Butriks
Przed pierwszym gwizdkiem śmiechu było co niemiara, bo Dariusz Romuzga ruszył na powitanie z kapitanem rywali Igorsem Troickisem, trzymając w ramionach klubową maskotkę. Zamiast dłoni podał Łotyszowi skrzydło pluszowego orła. Po meczu wiślakom humor już tak nie dopisywał.
Obawa. To właściwe słowo na podkreślenie wszelkich działań Wisły Płock przed pojedynkiem z Ventspils. Z jednej strony wiara w dobry wynik, ale płocczanie byli pełni obaw. Tymczasem okazało się, że nie taki diabeł straszny. 7:0 i 1:3 – to porównanie ostatnich ligowych osiągnięć obu drużyn dawało na pewno sporo do myślenia. Może dlatego nafciarze rozpoczęli mecz bardzo ostrożnie i na pewno zbyt nerwowo. Z każdą jednak minutą przekonywali się, że i błyskawiczne kontry gospodarzy mogą być pożyteczne. Bo po opanowaniu środka pola więcej miejsca robiło się też na skrzydłach. A to oznaczało rosnącą przewagę gości.
W tym momencie zdawało się, że nafciarze będą mieli mecz pod kontrolą. Dośrodkowanie Andrzeja Kobylańskiego pięknym strzałem głową na gola zamienił Dariusz Gęsior. Wisła objęła prowadzenie 1:0.
Drugi trener Ventspilsu – Saulius Cekenavicius – podglądał Wisłę w przegranym meczu z Górnikiem Łęczna i na tej podstawie wyciągnął błędne wnioski na temat ich rzeczywistej siły. W łotewskiej prasie przedstawił zespół Jabłońskiego jako outsidera polskiej ligi, grającego prosty, atletyczny futbol. Podobne informacje najwyraźniej przekazał również swoim podopiecznym, bo gospodarze – których roczny budżet jest dwukrotnie wyższy od Wisły (sic!) – zaatakowali w pierwszych minutach bardzo odważnie. I już po drugiej akcji mogli, a nawet powinni objąć prowadzenie.
Po godzinie gry z bramki cieszyli się piłkarze Ventspils. Litwin Deimantas Bička znalazł lukę w płockiej obronie i zagrał do Andrejsa Butriksa. Łotewski rezerwowy nie dał szans Jakubowi Wierzchowskiemu.
Z tego meczu możemy być zadowoleni, bo to był pierwszy pojedynek Wisły w europejskich pucharach. I to nie przegrany. Z drugiej strony po strzeleniu pierwszej bramki sytuacja tak się ułożyła, że mogliśmy wynik podwyższyć. Szkoda, że moi zawodnicy tego momentu słabości Ventspilsu nie wykorzystali. Po przerwie oddaliśmy inicjatywę w środku pola. Przestaliśmy grać piłką i to był błąd, który kosztował nas utratę bramki.
Wysoki, długowłosy obrońca, dobrze znany kibicom Amiki Wronki i Górnika Zabrze – w barwach tych klubów w latach 2004-09 rozegrał na boiskach ekstraklasy prawie 40 spotkań. Przy Roosevelta nie wspominają go jednak najlepiej, bo był autorem jednego z najbardziej kuriozalnych samobójów strzelonych na polskich boiskach. W listopadzie 2008 roku w meczu z Polonią w Warszawie po dośrodkowaniu jednego z rywali, stojąc w polu karnym, przez nikogo nie atakowany, próbował wybić piłkę na rzut rożny głową, ale zrobił to tak nieudolnie, że pięknym lobem pokonał własnego bramkarza. Na szczęście tak spektakularny kiks zdarzył mu się tylko raz. W reprezentacji Łotwy rozegrał 21 spotkań. Po zakończeniu kariery pracował jako drugi trener Ventspilsu.
„Łotysze to wcale nie kelnerzy, więc mecz w Płocku nie będzie taki łatwy, jak się niektórym wydaje. Mamy w składzie niezłe nazwiska, ale brakuje zgrania. Maciek Terlecki musi nadrobić zaległości treningowe, a Aidas Preikšaitis – poszukać formy. Andrzej Kobylański chyba już nie będzie biegał po lewym skrzydle jak za najlepszych lat, od jednego do drugiego pola karnego. Może doświadczenie powinien wykorzystywać w ataku?” – mówił po meczu. Słowa doświadczonego zawodnika, który latem 2003 roku przeniósł się z Amiki Wronki do Wisły Płock, okazały się prorocze. Nafciarze, mimo że dokonali kilku spektakularnych transferów, początek sezonu mieli nieudany i dopiero na wiosnę zaczęli się liczyć w ligowej rywalizacji. Długo brakowało im na boisku zrozumienia i zgrania. Dwa tygodnie później kosztowało ich to odpadnięcie z pucharowej rywalizacji.
Podchodziliśmy do tych meczów spokojnie, ale bez lekceważenia rywala. Wręcz sami się mobilizowaliśmy, żeby nie tracić koncentracji. Czegoś jednak zabrakło. Po wyjazdowym remisie czuliśmy, że to przeciwnik jak najbardziej do wyeliminowania.
► 654. mecz polskiego klubu w europejskich pucharach
► 273. mecz klubu z Polski w Pucharze UEFA
► 20. gol stracony przez polskie kluby w wyjazdowych meczach 1/128 finału Pucharu UEFA
► Pobity rekord polskich klubów liczby kolejnych meczów ze zdobytą bramką w 1/128 finału Pucharu UEFA – 16
► 950. gol strzelony przez polskie kluby w europejskich pucharach
► 40. gol strzelony przez polskie kluby w wyjazdowych meczach 1/128 finału Pucharu UEFA
► Historyczny, pierwszy mecz Wisły Płock w europejskich pucharach
► Pierwszy remis polskiego klubu w wyjazdowym meczu 1/128 finału Pucharu UEFA w rozmiarze 1:1
► Pobity rekord polskich klubów liczby kolejnych wyjazdowych meczów ze zdobytą bramką w 1/128 finału Pucharu UEFA – 8
► 190. mecz polskiego klubu w Pucharze UEFA ze straconą bramką
► 25. gol stracony przez polskie kluby w 1/128 finału europejskich pucharów (tylko Puchar UEFA)
► 10. wyjazdowy mecz polskiego klubu w 1/128 finału Pucharu UEFA ze straconą bramką
► W wyjazdowych meczach 1/128 finału Pucharu UEFA polskie kluby strzeliły 2 razy więcej bramek niż straciły (40-20)