Gdy okazało się, że już w drugiej rundzie Pucharu Zdobywców Pucharów w sezonie 1988/89 piłkarze poznańskiego Lecha trafili na wielką Barcelonę, ich trener Henryk Apostel miał tylko jedno marzenie: przede wszystkim nie za wysoko przegrać. „Katalończycy to zespół o klasie nieosiągalnej dla żadnej polskiej drużyny” – skwitował po losowaniu. Trudno było zaprzeczyć. Blaugranę prowadził wówczas legendarny Johan Cruyff, a w drużynie jak zwykle roiło się od gwiazd: od fantastycznego Andoniego Zubizarrety w bramce po kata reprezentacji Polski na mundialu w Meksyku Gary’ego Linekera w ataku. A jednak już w pierwszym meczu na Camp Nou doszło do niespodzianki. Gospodarze strzelili tylko jednego gola – i to jeszcze z karnego, podyktowanego za zagranie ręką Damiana Łukasika. Stracili też jednego, po kapitalnej akcji zakończonej z zimną krwią przez Bogusława Pachelskiego. To był jednak tylko przedsmak wielkich emocji. Dwa tygodnie później przy Bułgarskiej kibice Kolejorza przeżyli jeden z najbardziej niesamowitych wieczorów w historii klubu.
* Z powodu braku telewizyjnej transmisji redakcja Biblioteki PZPN dysponuje wyłącznie amatorskim zapisem wideo spotkania.
16
J. Salinas
Powitanie kapitanów obu drużyn: Andoniego Zubizarrety i Jerzego Kruszczyńskiego. Między nimi walijski sędzia Howard King.
Wtorek, 25 października, godzina 8.40. Czarterowy samolot PLL „Lot” TU-134 A kołuje na pasie startowym poznańskiego lotniska Ławica. Zarówno zawodnicy, kierownictwo, jak i czternastu towarzyszących ekipie dziennikarzy – wszyscy oni zdają sobie sprawę, że lecą do jaskini lwa. Tylko siedem na 31 typów zorganizowanego przez red. Garczarczyka totka opowiada się za remisem lub zwycięstwem Lecha. Jeszcze gorzej rysują się szanse „Kolejarzy” w opiniach prasy hiszpańskiej. Po wylądowaniu na barcelońskim lotnisku Prat de Llobregat do polskiego kapelusza dziennikarze katalońscy wrzucają kartki z wynikami od 3:0 do 9:0 dla przeżywającej obecnie hossę ich ukochanej Barcy.
Piłkarze Barcelony w geście protestu wznoszą dłonie, a sędzia zdecydowanym gestem wskazuje na wapno. Chwilę wcześniej Damian Łukasik skacząc do dośrodkowania wybił piłkę ręką. Karnego wykorzystał Robert.
W ostatnim meczu ligowym Barcelona przegrała z Realem Madryt i był to pojedynek o najwyższą stawkę – prowadzenie w hiszpańskiej ekstraklasie. W środę królewski klub z Madrytu znowu okazał się lepszy od Katalończyków – wygrał korespondencyjny pojedynek, wywożąc z Chorzowa dwa punkty (Real pokonał Górnik Zabrze 1:0 w Pucharze Europy – przyp. red.). Barcelona tymczasem także z klubem polskim tylko zremisowała i to na własnym ogromnym Nou Camp. Remis Lecha w trudnym wyjazdowym meczu to spory sukces tego zespołu. Naszpikowana gwiazdami Barcelona uchodziła w oczach wielu fachowców za żelaznego faworyta i już przed spotkaniem liczono bramki stracone przez poznaniaków.
Ówczesny cud techniki na Camp Nou, czyli tablica świetlna, na której można było zaanonsować składy obu drużyn. Jak widać „polska język, trudna język”, bo gospodarzom nie udało się poprawnie zapisać nazwisk Ryszarda Jankowskiego, Czesława Jakołcewicza, Jerzego Kruszczyńskiego i Jarosława Araszkiewicza.
Barcelona miała zdecydowaną przewagę i tego można się było spodziewać. Nie można się było natomiast spodziewać aż takiej nieporadności budowanej przez Cruyffa drużyny i nadspodziewanie upartej i konsekwentnej gry lechitów. Katalończycy nie wykorzystali kilku znakomitych sytuacji do zdobycia bramki. Nawet Lineker zamiast do siatki skierował piłkę głową w poprzeczkę. To musiało się zemścić. W 71. minucie próbujący cały czas urwać się obrońcom Pachelski wreszcie znalazł dla siebie dość miejsca, by oddać celny strzał. Zubizarreta był zupełnie zaskoczony, podobnie jak i jego koledzy z drużyny i 30-tysięczna publiczność. Któż by się mógł czegoś takiego spodziewać, zwłaszcza że jako pierwsi zdobyli bramkę gospodarze?
Dla 30 tysięcy kibiców zgromadzonych na trybunach Camp Nou to był szok. W 71. minucie Bogusław Pachelski znalazł się sam na sam z Andonim Zubizarretą i nie zmarnował szansy. Lech wywiózł z Barcelony sensacyjny remis.
W loży głośno jak w ulu. Widzę, jak Núñez (prezydent Realu – przyp. red.) ociera sobie czoło chusteczką i sugestywnie gestykuluje, tak do siedzącego po lewej stronie prezesa Zeidlera, jak i do Casausa po prawej. Zdumienie jest ogromne. Nad lożą, na wysokości dziesiątego piętra, na stanowiskach radiowo-telewizyjnych i prasowych jeszcze głośniej. Ten remis jest porażką. Wytężam mocno wzrok, by dojrzeć człowieka, który za pośrednictwem łączy radiowych przekazuje bezpośrednio do Polski wiadomość, że na Camp Nou polski futbol znów przeżywa swój wielki dzień. Redaktor Andrzej Janisz zapewne przypomina trzy wspaniałe bramki Bońka, strzelone na tej samej płycie Belgom już sześć lat temu. Wśród kilkudziesięcioosobowej grupy kibiców z Poznania, zasiadłych na prawo od loży, zaczyna się festiwal. Łopoczą niebiesko-białe flagi i chóralne okrzyki: „Kolejorz! Kolejorz!”.
Gdy wybiegał na murawę Camp Nou, by zagrać przeciwko Lechowi, nawet do głowy mu nie przyszło, że ponad dwie dekady później zostanie szkoleniowcem tej drużyny. Miał wówczas 25 lat, a za sobą kilka sezonów świetnej gry w barwach Realu Sociedad San Sebastian i debiut w reprezentacji Hiszpanii. Do Barcelony trafił latem 1988 roku, gdy prezes Josep Núñez postanowił zrobić „wietrzenie szatni” i wyrzucił z klubu trenera Luisa Aragonésa, a wraz z nim 13 zawodników. Wtedy pracę w stolicy Katalonii zaczął Johan Cruyff. Holender zdecydował się na baskijski zaciąg i tak piłkarzami Blaugrany zostali m.in. Aitor „Txiki” Begiristain, Luis López Rekarte, Julio Salinas i właśnie Bakero. Niewysoki pomocnik (172 cm) stał się z czasem jedną z ikon Barcelony. Sięgnął z nią po Puchar Europy, dwa razy po Puchar Zdobywców Pucharów i cztery razy po mistrzostwo Hiszpanii.
„Jeden z siedzących obok mnie dystyngowanych panów w klubowym krawacie, zorientowawszy się po wyrównującej bramce, że jestem z Polski, szczególnie chwali dziewiątkę (to Araszkiewicz). Pytam, dlaczego nie zagadnął o goleadora Pachelskiego. Na co, zaciągnąwszy się cygarem, replikuje: »Es un satan blanco« – »bo to biały szatan«. I tu wyjaśnienie: Lech wystąpił w Barcelonie od stóp do głów na biało, podobnie jak odwieczny wróg Barcy – Real Madryt” – relacjonował specjalny wysłannik „Piłki Nożnej” do Hiszpanii, Zbigniew Kumidor. Pachelski ubrany był w tym meczu jak piłkarz Królewskich i po królewsku zachował się w 71. minucie, gdy znalazł się oko w oko ze słynnym Andonim Zubizarretą. Zauważył, że bramkarz znalazł się w rozkroku i natychmiast posłał piłkę między jego nogami wprost do siatki. Rację miał kibic Blaugrany – to była iście diabelska sztuczka.
► 351. mecz polskiego klubu w europejskich pucharach
► 92. mecz klubu z Polski w Pucharze Zdobywców Pucharów
► 111. gol stracony przez polskie kluby w meczach 1/8 finału europejskich pucharów
► 70. gol stracony przez polskie kluby w wyjazdowych meczach 1/8 finału europejskich pucharów
► Szósty kolejny (na 8 wszystkich) wyjazdowy mecz Lecha Poznań w europejskich pucharach ze straconą bramką
► Trzeci mecz Lecha Poznań w 1/8 finału PZP i trzeci bez wygranej
► 9. kolejny mecz polskiego klubu w 1/8 finału PZP ze straconą bramką
► Siódmy mecz Lecha Poznań w PZP
► 25. wyjazdowy mecz polskiego klubu w PZP ze zdobytą bramką
► 15. mecz Lecha Poznań w europejskich pucharach
► Pierwszy remis Lecha Poznań w Pucharze Zdobywców Pucharów
► Pierwszy gol strzelony przez Lecha Poznań w 1/8 finału PZP
► Pierwszy wyjazdowy remis Lecha Poznań w PZP
► Siódmy kolejny mecz polskiego klubu w 1/8 finału europejskich pucharów ze straconą bramką
► We wszystkich 3 meczach 1/8 finału PZP Lech Poznań tracił minimum 1 bramkę
► 120. mecz polskiego klubu w europejskich pucharach ze straconą dokładnie 1 bramką