Bawarski walec przejechał się po Dumie Katalonii. FC Barcelona została zmieciona przez Bayern w ćwierćfinale Ligi Mistrzów, który odbył się z… kilkumiesięcznym poślizgiem. Co więcej, blaugrana nie miała już szans na rewanż, gdyż rozgrywano tylko jedno spotkanie. To był dziwny sezon sparaliżowany przez pandemię koronawirusa. Aby dokończyć zmagania w Champions League, konieczne było zmodyfikowanie rozgrywek do miniturnieju, który od ¼ finału toczył się na dwóch stadionach w Lizbonie. Mecze odbywały się bez udziału publiczności. Jak wielka była to strata dla kibiców, pokazało choćby to starcie, okraszone aż 10 golami! Udział w wygranej mistrza Niemiec z późniejszym pracodawcą miał Robert Lewandowski, zdobywca jednej z bramek. Po tak efektownym zwycięstwie już nikt nie wątpił, że Bayern zmierza po triumf w Lidze Mistrzów.
31
A. Fati
17
A. Griezmann
►UWAGA! W 61. minucie żółtą kartką ukarany został dyrektor sportowy Bayernu Monachium, Hasan Salihamidžić.
Tamto spotkanie Barcelony z Bayernem, które odbyło się 14 sierpnia 2020 r., już przed startem miało bardzo nietypową otoczkę. Na początku zeszłego roku pandemia COVID-19 z całą swoją brutalnością zatrzymała świat na dobrych kilka miesięcy. Byliśmy zamknięci w domach, a światełko w tunelu dla kibiców sportu pojawiło się dopiero 17 czerwca. Wtedy władze Ligi Mistrzów ogłosiły, że rozgrywki zostaną dokończone. Na specjalnych zasadach, w „bańce”, dodatkowo bez kibiców, a z dopingiem puszczanym przez telewizję. W tamtym okresie było to jednak wielkie wydarzenie − futbol znów miał cieszyć nas swoją obecnością. Przed startem ćwierćfinałów LM 2019/2020 osiem czołowych drużyn Europy zostało odizolowanych od reszty świata w Portugalii. Wszystkie starcia odbywały się na dwóch stadionach w Lizbonie − Estádio da Luz oraz Estádio José Alvalade. W dodatku o tym, kto awansuje, miał decydować jeden mecz. To dodatkowy smaczek rywalizacji.
W takich okolicznościach odbyło się starcie pomiędzy Barceloną a Bayernem. Dla zawodników gra przy pustych trybunach nie należy do najprzyjemniejszych, ale w pandemicznym okresie liczyło się dla nich to, że w końcu mogli wybiec na boisko.
Barcelona wyszła na mecz najstarszym składem w historii rozgrywek. W tym wypadku powiedzenie – „starość nie radość” okazało się w pełni adekwatne. Katalończycy byli ospali i zagrali jeden z najgorszych meczów w swojej historii w Lidze Mistrzów. Statystyczny piłkarz w drużynie Quique Setiéna miał w tym spotkaniu... 29 lat i 329 dni.
W taki sposób Robert Lewandowski zdobył bramkę dla Bayernu. Wtedy zapewne nie przypuszczał, że 2 lata później będzie strzelał gole dla… Barcelony.
Dla obu zespołów był to mecz niezwykły. Ale z jak różnych powodów − ekipa z Niemiec po raz pierwszy w swojej wieloletniej historii zdobyła w jednym meczu osiem goli, i to z kim! Z kolei Barcelona po raz pierwszy straciła w meczu o europejskie puchary sześć lub więcej goli. Tamtego dnia cała Barcelona nie zapomni już nigdy. Ciężko zresztą byłoby go wymazać z pamięci. Uczucie wstydu związane z porażką 2:8 zostanie z klubem już na zawsze.
Piłkarze Bayernu nie tyle wygrali, co rozszarpali Barcelonę na strzępy. Znów grali tak, jakby osiągnięcie głównego celu − zwycięstwo − kompletnie ich nie satysfakcjonowało. Przecież ta bajeczna fiesta ciągnie się przez cały sezon. Podać elementarne dane – że monachijczycy wygrali w Lidze Mistrzów wszystkie mecze – to zafałszować rzeczywistość, bo oni za każdym razem urządzają sobie karnawał. Tylko Olympiakos Pireus odprawili ze skromnym wynikiem 2:0. Wszystkim innym przyłożyli przynajmniej trzema golami, a wystrzeliwali ich tym więcej, im większy respekt powinien teoretycznie budzić rywal. Chelsea rozbili 3:0 i 4:1, ubiegłorocznego finalistę Tottenham – 7:2 i 3:1.
Zemsta bywa słodka. Philippe Coutinho (przy piłce) był wypożyczony do Bayernu z ekipy Dumy Katalonii, która nie widziała go w składzie. Brazylijczyk odegrał się więc na macierzystym klubie − najpierw asystując przy golu Lewandowskiego, a potem zdobywając dwie bramki. Ta sztuka nie udała się Arturo Vidalowi (w środku), który trafił do drużyny blaugrany z… Bayernu. Chilijczyk spędził w Monachium 3 lata.
Dwa topowe kluby i dwóch gigantów światowego futbolu. FC Barcelona i Bayern Monachium − Lionel Messi i Robert Lewandowski. Najlepsi z najlepszych. Piątkowa wojna miała być bezsprzecznie najbardziej elektryzującym pojedynkiem ćwierćfinałowym, a kto wie, czy nie całych tegorocznych rozgrywek. Co ciekawe tylko te dwa zespoły ze stawki ćwierćfinalistów wygrywały te rozgrywki w przeszłości.
„Starsi panowie, starsi panowie, starsi panowie dwaj, już szron na głowie, już nie to zdrowie, a w sercu ciągle maj” − słowa piosenki z Kabaretu Starszych Panów można odnieść do tych dwóch piłkarzy. Obaj mieli już „swoje lata”, ale skutecznością imponował tylko Lewandowski. Forma Messiego, jak i całej Barcelony, pozostawiała wiele do życzenia. Bayern i „Lewy” byli zaś niczym taran, który burzył kolejne mury. Bawarczycy zdominowali Bundesligę oraz zdobyli Puchar Niemiec. Jak po swoje szli także w Lidze Mistrzów, w czym wydatnie pomagał kapitan reprezentacji Polski. Z Barcą trafił do siatki tylko raz (ale po raz czternasty w tamtej edycji Champions League). Wcześniej jego strzały znakomicie obronił Marc-Andre ter Stegen. Lewandowski zaliczył też asystę przy bramce Thomasa Müllera. Za to starszy o rok Messi nie mógł pochwalić się niczym szczególnym. Argentyńczyk oddał dwa uderzenia, ale Manuel Neuer nie miał problemów z ich wybronieniem.
Trzeba stanąć przed lustrem i zreflektować się po tak upokarzającej i bolesnej porażce. Wiem, że jest to przegrana największego kalibru. Musimy przeanalizować to, co się stało. Jestem świadomy, że coś takiego mocno dyskredytuje trenera, ale to nie jest teraz ważne. Przegraliśmy z bardzo dobrą drużyną. Pomijając pierwsze minuty, kompletnie nas zdominowali.
Myślę, że po takim meczu i grze trzeba szukać jedynie pozytywów. Stwarzaliśmy dużo presji w pierwszej połowie i zmuszaliśmy do popełniania błędów. Chcieliśmy tego i zespół wykonał to świetnie. Teraz trzeba przeanalizować detale, wyciągnąć rzeczy, które możemy robić lepiej.