Pokonać wyżej notowanego rywala – to zawsze pucharowy cel drużyn występujących na niższych szczeblach rozgrywek. Piłkarze pierwszoligowej Arki po raz kolejny udowodnili, że w Pucharze Tysiąca Drużyn trudno jednoznacznie wskazać faworyta, a niezależnie od poziomu, na którym aktualnie występują, akurat oni w tych rozgrywkach czują się wyśmienicie. Zespół, który w poprzednich pięciu sezonach trzykrotnie występował w wielkim finale (zwyciężając w 2017 roku), znów zameldował się w najlepszej ósemce. Mecz z Zagłębiem Lubin nie przebiegał może zupełnie bezproblemowo (w drugiej połowie został przerwany na ok. 10 minut z powodu awarii oświetlenia), ale ostatecznie zakończył się happy endem dla podopiecznych Ryszarda Tarasiewicza. Dzięki temu Arka przerwała serię trzech kolejnych porażek poniesionych w lidze.

WALECZNI I NIEBEZPIECZNI

Obaj młodzi zawodnicy udowodnili, że już na tym etapie karier byli w stanie odgrywać istotne role w swoich zespołach. Czubak był bez wątpienia najlepszym graczem meczu, choć poza dwoma strzelonymi golami, sprokurował również rzut karny dla rywali. Na jego szczęście jedenastki nie wykorzystał Filip Starzyński. Pozyskany z Widzewa Łódź napastnik sprawiał jednak olbrzymie problemy rywalom, o czym świadczyć może liczba popełnionych na nim fauli. Znacznie częściej sprawcą, niż ofiarą przewinień był z kolei Ratajczyk. To jednak on w drugiej połowie przywrócił gościom z Lubina nadzieje na korzystny rezultat.