Rodzajów tańca mamy bez liku. Ot, wymieńmy pierwsze z brzegu – breakdance, fokstrot, rumba, salsa, tango czy też quickstep. Któż o nich nie słyszał. Od finału Ligi Mistrzów w 2005 roku do tego grona dołączył… „Dudek dance”. Bramkarz Liverpoolu i reprezentacji Polski dał w serii rzutów karnych taki popis tańca w bramce, że przeszedł nim do historii The Reds i Ligi Mistrzów. Ale metoda „czarowania” w ten sposób przeciwników z Milanu zdała egzamin. Jednej jedenastki nie wykorzystał Serginho, a kolejne dwie – Andrei Pirlo i Andrija Szewczenki – Jerzy Dudek obronił. I tak stał się cud. Liverpool, który przegrywał do przerwy już 0:3, dokonał niemożliwego. Odrobił straty w 2. połowie i zwyciężył w serii rzutów karnych. Ten magiczny wieczór w Stambule fani The Reds pamiętają po dziś dzień, a „Dudi” stał się ich bohaterem – podobnie jak inny bramkarz, Bruce Grobbelaar, który w finale Pucharu Europy w 1984 roku „wytańczył” Liverpoolowi zwycięstwo w serii jedenastek w meczu z AS Roma.
►UWAGA! Spotkanie Inter Mediolan – AC Milan zostało przerwane po zamieszkach na trybunach. Rossoneri prowadzili wówczas 1:0. Wynik meczu został potem zweryfikowany na walkower 3:0 na korzyść Milanu.
27
C. Serginho
10
R. Costa
15
J. Dahl Tomasson
Liverpool FC przed finałem Ligi Mistrzów z AC Milan. W górnym rzędzie od lewej: Djimi Traoré, Xabi Alonso, Sami Hyypiä, Jerzy Dudek, Jamie Carragher, Harry Kewell. W dolnym rzędzie od lewej: Steve Finnan, Milan Baroš, Luis García, Steven Gerrard, John Arne Riise.
Przełomowa dla meczu finałowego rozgrywanego w Stambule okazała się 52. minuta, kiedy przy wyniku aż 3:0 (!) dla Milanu, nasz „Dudzio” w kapitalny sposób obronił rzut wolny bity zza linii pola karnego przez „Szewę”. Kilkadziesiąt sekund później pierwszą bramkę dla Liverpoolu zdobył głową Steven Gerrard, a już chwilę potem Didę pokonał rezerwowy Vladimír Šmicer – mocnym strzałem zza pola karnego. W 60. minucie hiszpański sędzia podyktował jedenastkę za faul Gennaro Gattuso na Gerrardzie. Wprawdzie bramkarz Milanu obronił strzał z wapna Xabiego Alonso, ale już przy dobitce tego zawodnika był bezradny. Nagle, zupełnie niespodziewanie, zrobiło się 3:3, a przecież do przerwy włoska drużyna miała, wydawało się, pewne zwycięstwo.
To był ostatni rzut karny w serii jedenastek. Jerzy Dudek zatrzymał strzał Andrija Szewczenki i Liverpool sięgnął po raz 5. po Puchar Europy.
Piątego karnego dla Milanu wykonywał Szewczenko. Dudek wiedział, że jeżeli obroni, zostanie bohaterem. Musiał czuć, że taki mecz trafia się ten jeden, jedyny raz w życiu. Obronił. Kiedy „Szewa” z wściekłością dobijał piłkę do pustej bramki, Dudek wybiegł daleko za pole karne, rozłożył ręce i czekał na swoich kolegów. Po chwili utonął w ich objęciach. Dla bramkarza trudno wyobrazić sobie lepszy scenariusz finałowego meczu.
Finał w Stambule kojarzy mi się z niesamowitą sinusoidą emocji. Trwała dosłownie od pierwszej do ostatniej minuty. Było jak u Hitchcocka. Zaczęło się od trzęsienia ziemi, a potem... działo się jeszcze więcej. doskonale pamiętam, że wszystko zaczęło się dokładnie w 52. sekundzie. Gdy Paolo Maldini strzelał mi gola, miałem ochotę rozszarpać mojego kolegę, Łukasza, który przyleciał do Turcji na finał. Był w naszym hotelu i gdy wsiadaliśmy do autokaru, żegnał nas, bijąc prawą ręką w serce. Zamarłem. Kilka dni wcześniej dokładnie ten sam gest przed walką z Lamonem Brewsterem wykonywał Andrzej Gołota. Cóż, efekty kuszenia losu były takie, że Andrew padł po 53 sekundach, a my pierwszy mocny cios dostaliśmy sekundę wcześniej...
Przed ceremonią wręczenia Pucharu Europy z Jerzym Dudkiem serdecznie wyściskał się menadżer Liverpoolu, Rafael Benítez. Reprezentant Polski nie przypuszczał wówczas, że po niesamowitym występie w Stambule, w kolejnym sezonie wyląduje na ławce rezerwowych. „Rafa” postanowił ściągnąć z Hiszpanii swojego rodaka – José Reinę. I to właśnie wychowanek FC Barcelona został numerem 1 w bramce The Reds.
Rzuty karne absolutnie nie zawiodły, a głównym bohaterem jedenastek został właśnie polski bramkarz. Jerzy Dudek na zawsze zostanie zapamiętany z rewelacyjnego występu w Stambule, gdy regularnie wygrywał pojedynki z Andrijem Szewczenką. Nie inaczej było w serii jedenastek, gdy Polak w piękny sposób obronił strzał reprezentanta Ukrainy z jedenastu metrów. Po swojej interwencji reprezentant Polski utonął w ramionach kolegów, a Liverpool świętował zwycięstwo w Lidze Mistrzów. Do dziś Dudek jest wspominany jako ten, który wówczas zapewnił The Reds trofeum, a zwycięstwo pomimo straty trzech bramek przyniosło Liverpoolowi wiele pochwał. Finał w Stambule został zapamiętany jako jedno z najlepszych spotkań w historii Ligi Mistrzów.
Dzień po meczu na ulicach Liverpoolu odbyła się wielka feta z udziałem kibiców. Piłkarze The Reds podróżowali odkrytym autokarem i z dumą prezentowali wywalczone trofeum.
Nie ma słów, którymi mógłbym wyrazić to, co czuję. W przerwie doskonale wiedziałem, że trzeba zmienić coś w naszej grze, jednak w tak trudnej sytuacji naprawdę ciężko zmobilizować piłkarzy. Było ciężko, ale moi zawodnicy wierzyli, że są w stanie wygrać.
To było 6 minut szaleństwa, w których roztrwoniliśmy całą przewagę, jaką udało nam się wcześniej osiągnąć. Jesteśmy wściekli i rozczarowani, bo zagraliśmy całkiem dobre spotkanie, a schodzimy jako przegrani.
Myślisz – finał Ligi Mistrzów 2005, widzisz – Jerzego Dudka. To, co wyprawiał tego wieczora polski bramkarz przeszło do historii Champions League. „Dudi” tańcem na linii bramkowej w serii rzutów karnych, „zaczarował” aż trzech graczy Milanu. W tym jedną z największych gwiazd – Andrija Szewczenkę. Polak dał się Ukraińcowi we znaki jeszcze podczas regulaminowego czasu gry oraz w dogrywce. Na początku 2. połowy Dudek obronił mocny strzał z wolnego „Szewy”, a w końcówce dogrywki tylko w sobie wiadomy sposób zatrzymał jego uderzenie oraz dobitkę z bliskiej odległości. Przed decydującą jedenastką ukraiński napastnik wiedział, że nie może się pomylić. Na jego barkach spoczywała ogromna odpowiedzialność. Szewczenko wziął krótki rozbieg i... po raz kolejny przegrał starcie z „tańczącym” w bramce „Dudim”. Nasz golkiper został tym samym czwartym Polakiem w historii, po Zbigniewie Bońku, Józefie Młynarczyku i Sławomirze Wojciechowskim (w sezonie 2000/01 był zgłoszony przez Bayern Monachium do rozgrywek Ligi Mistrzów, ale nie zagrał ani minuty), który wywalczył Puchar Europy.
Przed karnymi podszedł do mnie Carragher. Mówił, że muszę rozkojarzyć przeciwnika. Wiedziałem, że nie mogę się szybko położyć i że piłkarze Milanu muszą czuć jeszcze większą presję niż normalnie. Udało się. Po moich tańcach w bramce Andrea Pirlo nazywał mnie osłem, ale wygraliśmy, więc... Początkowo wkurzało mnie, gdy ludzie mówili o „Dudek Dance”. Miałem wrażenie, że poszło to trochę za bardzo w stronę kabaretu, śmiania się z mojego sposobu na rozkojarzenie rywala. Jednak później zobaczyłem, że to były pozytywne reakcje, a nie żadna zgryźliwość. Dziś nie mam problemu z „Dudek Dance”, w końcu między innymi dzięki niemu przeszedłem do historii.