Nicola Zalewski, Matty Cash, Maximillian Oyedele, Natalia Padilla-Bidas to kilkoro z setek zawodników uczestniczących w projekcie „Tarczyński Gramy dla Polski”. Jak powstała inicjatywa, która od kilkunastu lat dba o to, by zawodnicy o polskich korzeniach wychowani w innych krajach mieli szansę grać dla biało-czerwonych? Szef projektu, Maciej Chorążyk, opowiada o początkach, sieci skautów, w której znajduje się nawet Anglik, sukcesach i trudnościach oraz m.in. o tym, dlaczego Willi Orban nie zagrał dla Polski, Yarek Gąsiorowski reprezentuję Hiszpanię i jak wielki wpływ na relacje polsko-niemieckie mieli Jakub Błaszczykowski, Robert Lewandowski i Łukasz Piszczek.
Jak powstał projekt skautingu zagranicznego w PZPN?
Maciej Chorążyk (główny koordynator projektu „Tarczyński Gramy dla Polski”): W 2006 roku przedłożyłem projekt skautingu zagranicznego ówczesnemu dyrektorowi sportowemu PZPN – Jerzemu Engelowi. On przekazał to Wydziałowi Szkolenia PZPN, który zatwierdził projekt. To był początek, od tego momentu zacząłem zbierać ludzi chętnych do pomocy, szukać skautów oraz Polaków zagranicą, którzy są zaangażowani w piłkę. W ten sposób stworzyłem pierwszą siatkę. Następni ludzie dołączali z czasem. Obecnie mamy 40 skautów na całym świecie. Są to wolontariusze, a tylko dwóch z nich – po jednym w Anglii i Niemczech – jest u nas zatrudnionych. Wszyscy jeżdżą na mecze, obserwują, wysyłają raporty i spotykają się z zawodnikami i zawodniczkami.
Mówisz o realizacji, a kiedy wpadłeś w ogóle na ten pomysł?
Właśnie w 2006 roku. Pracowałem wówczas w telewizji podczas mistrzostw świata w Niemczech, podczas których gole strzelali Lukas Podolski oraz Miroslav Klose i było u nas wokół nich głośno. Ludzie zadawali sobie pytanie, dlaczego oni nie grają dla Polski. Gościem programu, który prowadziłem, był trener Engel, więc zacząłem rozmawiać z nim o Podolskim i Klosem. Wtedy powstała wizja, która krok po kroku przerodziła się w „Tarczyński Gramy dla Polski”.
Jak wygląda praca skautów „Tarczyński Gramy dla Polski”?
Jeżdżą na mecze, w których grają polscy zawodnicy. Działają na swoim terenie, chcemy, by mieli blisko. Najłatwiej o to w Anglii, gdzie mamy kilkunastu skautów, ale też olbrzymią Polonię. Oglądają więc oni mnóstwo meczów, choć nie są zmuszeni do dalekich wyjazdów. Po meczu skaut przesyła raport z obserwacji. Każdy wypełnia arkusz, ewentualnie wprowadza gracza do systemu, ocenia i opisuje zawodnika. Raporty lądują u nas i mają do nich wgląd trenerzy reprezentacji młodzieżowych. Aktualnie wiele lig ma przerwę, ale przed chwilą dostałem właśnie dostałem raport z Niemiec, gdzie skauci obserwują nawet mecze towarzyskie. Na tym polega zadanie skautów, rozmawiają też z rodzicami zawodników. Mają oczy i uszy szeroko otwarte, bo nawet przypadkiem można się dowiedzieć, że gdzieś są inni polscy zawodnicy, których nie mamy jeszcze w bazie. Wtedy odsyłamy takich piłkarzy na stronę gramydlapolski.pl, gdzie mogą założyć swoje profile. Tylko w ostatnim tygodniu zarejestrowaliśmy graczy z Atletico Madryt, Celticu Glasgow, Austrii Wiedeń, Torino, Chelsea oraz wielu innych klubów. Oczywiście nie wszystkie nazwy są tak imponujące, jest wielu zawodników z mało znanych zespołów. W każdym razie aktualnie mamy 1679 profili. Jest w czym wybierać, ale co naturalne, większość to nie są zawodnicy i zawodniczki prezentujące poziom reprezentacyjny. Tak naprawdę bardziej intensywnie obserwujemy około 50 osób, w których widzimy największy potencjał. Na ich mecze jeżdżą nie tylko skauci, ale również trenerzy reprezentacji młodzieżowych.
Nicola Zalewski jest pierwszym zawodnikiem, który dzięki projektowi „Tarczyński Gramy dla Polski” reprezentował Polskę we wszystkich kategoriach wiekowych.
Wydaje się, że to zdobywanie kontaktów jest kluczowe, bo przecież nie wszystkich „zdradza” polskobrzmiące nazwisko.
Spójrzmy chociażby na Alexa da Gracę Marquesa. Byliśmy zdziwieni, gdy dowiedzieliśmy się o jego polskich pochodzeniu. Okazało się, że jego mama jest Polką, a on płynnie mówi w naszym języku. Spotkaliśmy się z nim i dziś gra dla Polski. Na ME U19 nie pojechał, bo jest kontuzjowany, ale wierzę, że jeszcze niejednokrotnie pokaże się z dobrej strony.
W kategorii U17, mistrzostwo Europy wywalczyła ostatnio reprezentacja Niemiec z Erikiem da Silvą Moreirą w składzie. Okazało się, że on również płynnie mówi po polsku, bo ma polską matkę. Był on w bazie „Tarczyński Gramy dla Polski”?
Tak, ale w tym przypadku zawodnik i jego otoczenie postawili sprawę jasno – chciał grać dla Niemiec i dla nich gra. Jeszcze inaczej było z Leonem Goretzką, którego kiedyś „podejrzewano” o polskie pochodzenie. To jednak jest tak stara emigracja, że on zupełnie nie pamięta polskiej części rodziny. Jest już bodaj piątym pokoleniem mieszkającym w Niemczech, więc trudno mu się dziwić. Od czasu do czasu zdarzają się takie sytuacje, że zawodnicy w ogóle nie czują związku z Polską i nie chcą dla nas grać. Podobnie sprawa ma się z zawodnikami z Brazylii i Argentyny, których przodkowie wyemigrowali do Ameryki Południowej na przełomie XIX i XX wieku. Nie są już w żaden sposób związani z Polską, nie mówią po polsku, nic o kraju nie wiedzą.
Co robicie z zawodnikami, którzy nie wyrażają chęci gry dla Polski?
Jeśli definitywnie nie są zainteresowani, to nie zmusimy ich w żaden sposób. Czasem z kolei jest tak, że nigdy nie chcieli, bo nie wiedzieli, że mają taką możliwość. Dowiadują się tego od nas, my im pomagamy z wszelkimi formalnościami i jeżeli chcą się sprawdzić w naszej reprezentacji, a są wystarczająco dobrzy, to trenerzy kadr ich powołują.
Dwaj młodzieżowi reprezentanci Polski, którzy trafili do kadry poprzez „Tarczyński Gramy dla Polski”: Levis Pitan (z lewej) oraz Alex da Graça Marques.
Z czego jesteś najbardziej dumny w projekcie?
Punktem docelowym jest seniorska kadra, więc wprowadzanie do niej zawodników daje najwięcej satysfakcji. Nie licząc Ludovica Obraniaka, którego kwestię gry w reprezentacji Polski pilotowałem od początku, ale był on już seniorem, to najbardziej cieszę się z tego, że w kadrze mamy teraz Matty'ego Casha i Nicolę Zalewskiego. Ten drugi przeszedł pod naszymi skrzydłami wszystkie reprezentacji Polski, od U15 do seniorskiej. Przy Cashu z kolei wielką pracę wykonał Przemek Soczyński, nasz skaut w Anglii, który pomagał Cashowi przy większości spraw formalnych. Pozostali zawodnicy przeszli przez wiele szczebli, ale dotarli maksymalnie do kadry U21. Wierzę, że Maik Nawrocki będzie kolejnym „naszym” graczem, który zagra w seniorskiej reprezentacji. Odkąd skończył 14 lat mamy go w bazie, stale jesteśmy z nim w kontakcie, występował w juniorskich i młodzieżowych kadrach, był nawet powołany do szerokiej kadry na mundial w Katarze, ale ostatecznie nigdy jeszcze nie był na zgrupowaniu pierwszej kadry. Wierzę, że niedługo to się zmieni.
Patrząc na liczbę zawodników z „Tarczyński Gramy dla Polski” w kadrach od U17 do U21, to choćby z rachunku prawdopodobieństwa wynika, że powinni się tacy gracze pojawić.
Tak, ale od dawna w młodzieżowych kadrach mieliśmy wielu graczy, a nie przekładało się to na seniorski zespół. Dopiero Nicola Zalewski przeszedł tę drogę. W pewnym momencie wydawało się, że z młodzieżówki do pierwszego zespołu może przeskoczyć Kacper Przybyłko, ale trafił mu się słabszy okres w Niemczech. Potem wyjechał do Stanów Zjednoczonych, gdzie jego talent wybuchł, został nawet królem strzelców Ligi Mistrzów CONCACAF 2021, ale akurat w tym okresie inni polscy napastnicy również świetnie sobie radzili i ostatecznie nigdy nie dostał powołania. Jego kariera jest taką sinusoidą, która nie wstrzeliła się w potrzeby reprezentacji.
Co w takim razie jest najtrudniejsze w projekcie?
Bardzo dużo trudności potrafią nastręczyć nam kwestie paszportowe. Są kraje, w których dużo trudniej uzyskać polski paszport. Na przykład Willi Orban gra dla Węgier, a mógł grać dla nas. Nie miał jednak polskiego obywatelstwa, bo wcześniej jego mama zrzekła się naszego paszportu, co było procesem niemal nieodwracalnym. Mama piłkarza do nas dzwoniła, wydawało się, że wszystko jest w porządku. Willi miał wtedy 17 lat i spodziewaliśmy się, że wkrótce będzie grał dla nas. Jego mama jednak jeździła po różnego rodzaju instytucjach i okazało się, że nie jest w stanie odzyskać obywatelstwa. A to było potrzebne, by paszport dostał również Willi. W Szwecji i Austrii również trudno odzyskać paszport. W tym pierwszym kraju jest tak, że zrzekając się poprzedniego obywatelstwa przy przyjmowaniu szwedzkiego, można liczy na różnego rodzaju przywileje. Wiele osób więc z tego korzystało.
Kwestie paszportowe niekiedy trwają latami, więc nic dziwnego, że niektórzy w pewnym momencie się poddają. Są więc zawodnicy, którzy mają polskie nazwiska, pochodzą z polskich rodzin, ale brakuje im polskiego paszportu.
Willi Orban i Robert Lewandowski rywalizowali w Bundeslidze o mistrzostwo Niemiec. Była jednak szansa, by wspólnie występowali w reprezentacji Polski.
Co jeszcze jest kłopotliwe?
Czasami trudne bywa zdobycie materiałów wideo z miejsc, w których nie mamy skautów. Są ligi, gdzie w niższych kategoriach wiekowych nie wpuszcza się na trybuny żadnych widzów, nawet rodziców piłkarzy. Musimy więc stawać na głowach, by dostać materiały wideo z takich spotkań. Na szczęście bardzo dobrze żyjemy z klubami, więc w wielu przypadkach one udostępniają materiały naszym trenerom. Ta współpraca jest tak dobra, że mamy skauta w jednej z angielskich akademii, który jest Brytyjczykiem. Współpracuje z nami 6-7 lat, nie miał wcześniej nic wspólnego z Polską, ale spodobał mu się projekt i postanowił nam pomagać. Co roku widzimy się na spotkaniach w Londynie.
Jak wyglądają relację skautów i PZPN ogółem z klubami, w których grają zawodnicy?
Relacje są bardzo dobre, choć oczywiście zdarzają się też trudne sytuacje. Weźmy przykład Yarka Gąsiorowskiego. Zgłosił się do nas za pośrednictwem swojego taty, chciał grać dla Polski. W Valencii powiedzieli mu jednak, że to zły pomysł. Dwa razy wysłaliśmy mu powołania do kadry. Za pierwszym razem klub go nie puścił zasłaniając się tym, że było to zgrupowanie poza terminem FIFA. I w porządku, kluby mają takie prawo. Za drugim razem była już pandemia, więc klub uznał, że byłoby to zbyt ryzykowne dla zdrowia zawodnika. Wtedy mocniej o Yarka zaczęła zabiegać reprezentacja Hiszpanii, no i temat gry Gąsiorowskiego dla Polski się zakończył. Ostatnio był na mistrzostwach Europy U19 z Hiszpanami i gra dla nich. Duży opór klubu spowodował, że zawodnik nie zadebiutował w polskiej kadrze. Wszystko odbywało się zgodnie z przepisami, więc nic z tym nie mogliśmy zrobić. Czasami takie sytuacje się zdarzają, że zawodnik ma lekko pod górkę, bo rodzima federacja naciska na klub, by ten namawiał go do gry dla tamtejszej kadry. To jednak sporadyczne sytuacje, zazwyczaj jest zupełnie odwrotnie. W Niemczech czy Anglii rozmawiamy bezpośrednio z dyrektorami akademii, trenerami zawodników. Znamy się z nimi i wszystkie sprawy załatwiamy bezpośrednio, a dopiero potem wysyłamy oficjalne powołanie dla zawodnika.
Jakie jest nastawienie chłopców i dziewczynek do możliwości gry dla Polski?
To wszystko jest sprawą indywidualną. Nie ma nic dziwnego w tym, że ktoś czuje się obywatelem dwóch krajów, czuje do nich przywiązanie i tożsamość z nimi. Z reguły, gdy pierwszy raz powołujemy takich zawodników, to mają po 14-15 lat, a więc są dziećmi. Często więc sami jeszcze nie wiedzą czego chcą. To normalne. Następnie taki zawodnik lub zawodniczka przyjeżdża na zgrupowanie, zaznajamia się z atmosferą u nas. Z reguły zaraz potem dostaje powołanie do kadry drugiego kraju. Zwłaszcza Niemcy często tak robią. To stawia dziecko w sytuacji, na którą nie wie jak zareagować. Mówimy więc takim zawodnikom: „spokojnie, jedź na tę kadrę, zobacz jak to wygląda, a potem zdecydujesz, gdzie chcesz przyjeżdżać”. No i przyjeżdżają do nas. Praktycznie każdy zawodnik przeżył to w Niemczech. Niektórzy od razu powiedzieli, że nie będą jeździć na niemiecką kadrę, jak choćby David Kopacz. Inni pojechali raz i wybrali Polskę. My im dajemy swobodę wyboru, choć oczywiście nie robimy tak, że jeżdżą na zmianę – raz do nas, raz tam. Po jednym wyjeździe chcemy, by podjęli decyzję.
David Kopacz od początku wiedział, że chce grać tylko dla Polski. Z biało-czerwonymi wystąpił m.in. w mistrzostwach świata U20 w 2019 roku.
Co przekonuje takich zawodników do gry dla Polski?
Widzą, kto był bardziej zainteresowany, komu bardziej zależało. Myślę, że ma znaczenie również atmosfera na zgrupowaniach. Po latach najczęściej słyszę od zawodników, że chwalą właśnie klimat w drużynie, to, że wszyscy do nich podchodzili po przyjacielsku, trenerzy i inni zawodnicy byli fajni, zostali otoczeni opieką. Chwalą też profesjonalizm.
Kiedy trudniej było namówić chłopców i dziewczynki na grę dla Polski: w początkowych latach projektu „Tarczyński Gramy dla Polski” czy teraz?
Teraz jest dużo łatwiej. Jeszcze 15 lat temu w klubach robiono sobie żarty z zawodników, którzy jechali na zgrupowania polskich kadr. Ich koledzy grali dla Niemiec czy Turcji, a oni dla Polski, co spotykało się z pobłażliwością. Wiele zmieniło się wraz z sukcesami Jakuba Błaszczykowskiego, Roberta Lewandowskiego i Łukasza Piszczka w Borussii Dortmund. Wtedy chłopcy grający dla polskich reprezentacji młodzieżowych podnieśli głowy, a nasza reprezentacja zaczęła być szanowana. Od tego czasu jest wysyp zawodników żyjących w Niemczech, którzy chcą grać dla Polski. W każdym roczniku mamy takich piłkarzy. A jeszcze więcej jest takich zawodników w Anglii, co oczywiście bierze się z licznej emigracji w pierwszej dekadzie XXI wieku.
Natalia Padilla-Bidas jest coraz istotniejszą postacią w reprezentacji Polski. Wychowała się w Hiszpanii, ale dzięki mamie świetnie mówi po polsku i gra dla biało-czerwonych.
Z którego zawodnika, któremu umożliwiłeś grę dla Polski, jesteś najbardziej dumny?
Kiedy pracowałem jeszcze praktycznie sam, to pilotowałem sprawę Obraniaka. To było dla mnie coś wielkiego, bo tam w grę wchodziły przede wszystkim kwestie formalne związane z obywatelstwem i różnego rodzaju dokumentami. Udało się to spiąć, wielokrotnie jeździłem do „Ludo” i udało się osiągnąć cel. Z tego jestem naprawdę dumny. Potem było mnóstwo młodszych zawodników. Bardzo cieszy mnie Nicola Zalewski, który przeszedł wszystkie szczeble reprezentacyjne, od U15 do seniorskiej kadry. Byli też chłopcy, po których spodziewaliśmy się, że zajdą wyżej. Na przykład wspomniany wcześniej David Kopacz zapowiadał się na dziesiątkę w stylu Piotra Zielińskiego. Inaczej z kolei wyglądała sprawa z Cashem, bo on zgłosił się do nas już jako dorosły zawodnik. Przeprowadzaliśmy to jednak wedle takich samych zasad, jak w sytuacjach 14-letnich zawodników. On też musiał przejść przez wszystkie procedury formalne. Mam więc dużą satysfakcję, gdy widzę go w koszulce reprezentacji Polski.
Wiele obiecuję sobie po Tommaso Guercio, którego pilotujemy od 14. roku życia i bardzo cieszę się z jego postępów i gry dla Polski. Spore nadzieje pokładam też w Maximillianie Oyedele czy Juniorze Nsangou, którego sprawę pilotował Przemek Soczyński. Jeszcze miesiąc przed mistrzostwami Europy U19 Junior nie miał polskiego paszportu, ale dzięki współpracy z konsulatami udało się sprawić, że pojechał na turniej i w nim zagrał. W ogóle trzeba wspomnieć, że bardzo wiele zawdzięczamy konsulatom RP w Manchesterze, Londynie, Kolonii i Monachium. Pracują tam ludzie, którzy są bardzo blisko naszego projektu i zwłaszcza teraz, gdy są olbrzymie kolejki w sprawach obywatelskich, to starają się nam maksymalnie przyspieszyć wszelkie procedury. Jest jeszcze kilku zawodników, z których namówienia na grę dla Polski możemy być dumni, ale jeszcze niewiele osób wie o ich istnieniu. Nie chcę na razie mówić o nazwiskach, żeby nie nakładać niepotrzebnej presji.
Sporą grupę zawodniczek mamy też w reprezentacjach kobiecych. W seniorskiej kadrze jest choćby Natalia Padilla-Bidas, a oprócz niej zadebiutowało jeszcze pięć kolejnych zawodniczek z „Tarczyński Gramy dla Polski”.
Jaką przyszłość widzisz przed projektem?
Rok temu zaczęliśmy organizowanie cyklicznych zgrupowań w Stanach Zjednoczonych. Są to trzydniowe obozy dwa razy do roku: raz w Chicago, raz w Nowym Jorku. Współpracujemy przy tym z organizacjami polonijnymi oraz klubem Vistula Garfield. Jeździ tam po dwóch trenerów kadr młodzieżowych, prowadzą treningi dla około 30 zawodników. Zawodnicy w USA są wyszkoleni na wyższym poziomie niż się spodziewałem. Poza tym jest ich mnóstwo, dlatego od przyszłego roku zorganizujemy oddzielne obozy dla chłopców i dziewczynek. Piłka kobieca w USA jest bardzo popularna i mocno rozwinięta, więc wiele sobie po tym obiecuję. Mamy już skautów specjalizujących się w piłce kobiecej, co sprawia, że w bazie danych mamy coraz więcej zawodniczek. Chcielibyśmy mocniej otworzyć się na Stany, bo to kopalnia talentów. Mamy w bazie kilkuset zawodników i zawodniczek z Ameryki Północnej. Dużą uwagę będziemy też skupiać na Anglii, bo praktycznie w każdej akademii klubów Premier League i Championship mamy swoich zawodników.