23 lata temu męska reprezentacja Polski w dowolnej kategorii wiekowej zdobyła ostatni złoty medal wielkiej imprezy. Kadra prowadzona przez Michała Globisza zwyciężyła w mistrzostwach Europy do lat 18. O tym, jak znakomita to była drużyna, paradoksalnie świadczy fakt, że… żaden z zawodników nie zrobił tak wielkiej kariery, jak mu wróżono.
Wówczas jednak, w lipcu 2001 roku, Europa leżała u stóp młodych Polaków. W przebojowy sposób wygrali mistrzostwa kontynentu, zachwycali i jako zespół, i jako indywidualności. W turnieju finałowym wyróżniał się zwłaszcza Łukasz Nawotczyński, który został najlepszym strzelcem biało-czerwonych, a w finale zdobył bramkę po znakomitym dryblingu. W seniorskiej piłce był jednak mocno hamowany przez kontuzje i nigdy nie stał się czołową postacią polskiej ligi, choć w 2001 roku w Finlandii był gwiazdą.
Szczególnie warty uwagi jest pierwszy gol z finałowego spotkania z Czechami. W 26. minucie Nawotczyński wbiegł z piłką między dwóch rywali, przedryblował trzech kolejnych i wygrał pojedynek z bramkarzem. – Ale ten Nawotczyński miał gaz. Jeden, drugi, trzeci. Ten Czech się jeszcze na niego rzucił. Nikt go nie mógł zatrzymać – opowiadał w rozmowie z weszlo.com Michał Globisz, trener złotego zespołu z 2001 roku.
Przygotowania do mistrzostw Europy w Finlandii Globisz rozpoczął tak właściwie sześć lat wcześniej, bo niektórych zawodników poznał już nawet w 1995 lub 1996 roku, dzięki czemu miał doskonałą wiedzę o ich wadach i zaletach. Z dziesięcioma ze złotych medalistów 2001 (Pawłem Kapsą, Adrianem Napierałą, Łukaszem Nawotczyńskim, Wojciechem Łobodzińskim, Dariuszem Zawadzkim, Rafałem Grzelakiem, Łukaszem Madejem, Sebastianem Milą, Robertem Sierantem i Łukaszem Mierzejewskim) odniósł już sukces w 1999 roku, gdy zdobył wicemistrzostwo Europy U16. Globisz i jego asystenci, Mirosław Dawidowicz i Dariusz Wojtowicz, wiedzieli w czym zawodnicy są mocni, a czego należy się wystrzegać. M.in. dzięki temu przebrnęli przez trudne kwalifikacje, gdzie w ich drugim etapie trafili na Anglię. Mecz z tym zespołem jest, zdaniem Globisza, najlepszym spotkaniem jego drużyny w drodze po mistrzostwo Europy. – Szczególnie zapisał mi się w pamięci, bo był chyba lepszy nawet od dwóch finałów juniorskiego Euro. Na stadionie Tottenhamu wygraliśmy z Anglią 1:0 po golu Pawła Brożka. Na stadionie Stoczniowca w Gdańsku utrzymaliśmy przewagę i mogliśmy jechać na finały – wspominał po latach w wywiadzie dla „Rzeczpospolitej”.
Początek turnieju finałowego w Finlandii również nie był łatwy. W pierwszej kolejce fazy grupowej biało-czerwoni zmierzyli się z Hiszpanią, która dwa lata wcześniej ograła ich 4:1 w finale mistrzostw Europy U16. Po losowaniu Polacy jednak… byli zadowoleni. Starcie z Hiszpanami potraktowali jako okazję do rewanżu za przegrane spotkanie o złoto w Czechach. Zemsta była słodka, bo w Valkeakoski biało-czerwoni zwyciężyli 4:1. Hiszpanie nie mieli szans w starciu z rozpędzonymi Polakami, mimo, że w zespole z Półwyspu Iberyjskiego zagrało kilku zawodników, którzy później zrobili wielkie kariery w seniorskiej piłce, np. Victor Valdes i Albert Riera (Mikel Arteta zaś spędził mecz na ławce rezerwowych). – Ta wygrana z Hiszpanią była dla nas sprężyną – przyznał później Tomasz Kuszczak w rozmowie z dziennikarzem „Interii”.
Następnie Polacy zremisowali 1:1 z Belgami i pokonali 3:2 Duńczyków, dzięki czemu zajęli pierwsze miejsce w grupie i awansowali do wielkiego finału. Tam spotkali Czechów, których ograli 3:1. Jeszcze w 88. minucie remisowali 1:1 (po golach Filipa Trojana dla reprezentacji Czech oraz wspomnianym wcześniej trafieniu Łukasza Nawotczyńskiego) i grali w osłabieniu po czerwonej kartce dla Adriana Napierały. Wyczekiwali już dogrywki, gdy w 89. minucie efektownego gola strzelił jednak Łukasz Madej (po równie ładnej asyście Rafała Grzelaka), a kilkadziesiąt sekund później wynik spotkania ustalił Wojciech Łobodziński.
Podstawowym bramkarzem Polaków w turnieju był Tomasz Kuszczak, ale w finale nie mógł zagrać, ponieważ pauzował za nadmiar żółtych kartek. Między słupkami zastąpił go Paweł Kapsa. – Na tym turnieju byliśmy najlepszą drużyną i wygraliśmy zasłużenie. Od początku wiedzieliśmy, po co tam przyjechaliśmy i znaliśmy swoją wartość. My przez dwa lata nie przegraliśmy chyba żadnego meczu. Jak trafiliśmy w grupie na Hiszpanię, to każdy był zadowolony. To miał być rewanż i tak właśnie do tego podchodziliśmy. Wygraliśmy 4:1 i tym razem to oni byli bezradni. Fajnie, że się udało, a tamtą reprezentację naprawdę wspominam bardzo dobrze, bo mieliśmy świetną atmosferę w szatni. Byliśmy bardzo zgrani i to było naszą największą siłą – opowiadał Kapsa na łamach weszlo.com.
Atmosfera i zespołowość rzeczywiście były olbrzymimi atutami biało-czerwonych. W połączeniu ze złotym medalem mistrzostw Europy U18 (trzecim złotem w historii polskiej piłki w ogóle. Wcześniej biało-czerwoni wygrali igrzyska olimpijskie 1972 oraz mistrzostwa Europy do lat 16 w 1993 roku) wywołało to w kibicach olbrzymie nadzieje względem rocznika ‘82. Niewielu (jeśli ktokolwiek) im jednak sprostało. – Oczekiwano, że co najmniej połowa tej kadry będzie stanowiła o sile pierwszej reprezentacji. Tak się jednak nie stało(...). Sporo zagrało w kadrze, Sebastian Mila czy Paweł Brożek ponad 30 spotkań, ale nie decydowali o jej obliczu. To też potwierdza, że siłą tej reprezentacji była po prostu drużyna, a nie zbiór jednostek – tłumaczył dziennikarzowi Interii Michał Globisz.
Oprócz wspomnianych Mili i Brożka, w seniorskiej reprezentacji Polski występowali również Tomasz Kuszczak, Paweł Golański, Przemysław Kaźmierczak, Rafał Grzelak, Łukasz Madej, Wojciech Łobodziński oraz Łukasz Mierzejewski, jednak rzeczywiście żaden z nich nie został nigdy liderem kadry. Rozegrali mimo wszystko wiele meczów w Ekstraklasie oraz zachodnioeuropejskich klubach, Kuszczak z Manchesterem United wygrał Ligę Mistrzów, a Kaźmierczak występował m.in. w FC Porto, więc trudno powiedzieć, że zmarnowali swoje talenty. W Ekstraklasie zresztą wystąpili wszyscy uczestnicy turnieju w Finlandii, oprócz Kuszczaka, który wcześnie wyjechał do Niemiec, oraz uznawanego za wielki talent Dariusza Zawadzkiego. Wychowankowi Wisły na przeszkodzie stanęły kłopoty zdrowotne.
Dowód zżycia i jedności drużyna dała jeszcze co najmniej dwukrotnie – raz w chwalebny sposób, a raz wobec skandalu, który wybuchł dzień po finale ME U18 w Finlandii, gdy miejscowa 16-latka oskarżyła polskich piłkarzy o gwałt. Sprawa ciągnęła się do 2005 roku, dwóch zawodników trafiło nawet do aresztu, ale obaj zostali uniewinnieni, a akta śledztwa utajniono na cztery dekady. Od skandalu minęło już wiele lat, a nadal wszyscy zawodnicy zgodnie zachowują milczenie i nie opowiadają o wydarzeniach z imprezy po zwycięskim finale.
Zdecydowanie na brawa zespół zasługuje jednak za postawę wobec swojego trenera. Michał Globisz od połowy lat 90. niemal nie widział na jedno oko, a w 2014 roku zachorował i praktycznie stracił wzrok. W Polsce leczenie przypadłości trenera było niemożliwe, jedyną nadzieją była kosztowna operacja w Chinach. Kiedy o sprawie dowiedzieli się zawodnicy złotej drużyny z 2001 roku, zrobili, co tylko mogli, aby uratować zdrowie szkoleniowca. Zarówno oni, jak i kadrowicze z innych roczników wspierali Globisza duchowo oraz finansowo. Operację w Chinach sfinansował zaś PZPN. – Dzwonili do mnie Sebastian Mila i Grzesiek Krychowiak, zapewniali: „Trenerze, zawsze nam pan mówił - jeden za wszystkich, wszyscy za jednego. Zawsze był pan za nami, teraz my staniemy za panem. Zbierzemy tyle kasy ile trzeba, niech się pan nie martwi”. Łzy musiałem ocierać ręcznikiem, tyle ich było. PZPN sfinansował moją operację, a moi wychowankowie zebrali na przelot, pobyt, zajęli się całą logistyką. Nigdy im tego nie zapomnę – deklarował Globisz w rozmowie z Maciejem Słomińskim z serwisu sport.interia.pl.
O wielkim sukcesie reprezentacji U18 z 2001 roku nigdy nie zapomną zaś polscy kibice oraz… historycy. Turniej w Finlandii był bowiem ostatnim w tej kategorii wiekowej. Od następnego roku UEFA postanowiła organizować turnieje mistrzowskie w kategorii U19 zamiast U18.