Olaf Kozłowski całe życie spędził w Belgii. Tam się urodził, tam się wychował, tam zaczynał piłkarską karierę. Nigdy nie miał jednak wątpliwości, że chce grać wyłącznie dla Polski. Dla tego marzenia zaryzykował nawet pozycję w klubie.
Kiedy w połowie 2022 roku 17-letni wówczas Kozłowski został zawodnikiem Unionu Saint-Gilloise, zwrócił na siebie uwagę polskich kibiców. Skauci PZPN mieli go w bazie „Tarczyński Gramy dla Polski” już wcześniej, ale jednak zawodnik występował na niższym poziomie. Po transferze Kozłowskiego do czołowego belgijskiego klubu na jego mecz wybrał się Tomasz Rybicki, skaut PZPN. Młody piłkarz miał wówczas problemy zdrowotne, powinien pauzować, ale pomimo kontuzji postanowił, że zagra. – W klubie przekonywali mnie, żebym nie ryzykował, bo mogę pogłębić uraz i stracić czas na leczenie oraz rehabilitację. Mówili, że to niemądre, a w przyszłości jeszcze będę miał szansę pokazać się Polakom – opowiada Kozłowski. – Zaryzykowałem. Dla mnie to była jedyna szansa, którą musiałem wykorzystać i pokazać się z jak najlepszej strony. Ostatecznie więc zagrałem, strzeliłem gola i asystowałem przy kolejnym. Wygraliśmy 2:1 – wspomina piłkarz grający obecnie we włoskiej Triestinie.
Kozłowski zapewnił drużynie U19 Unionu zwycięstwo, choć był to jego pierwszy mecz w roli napastnika. Wcześniej grał jako defensywny pomocnik. – Zacząłem treningi w lokalnym klubie, gdy miałem 8 lat. Po dwóch sezonach przeszedłem do FC Dender EH, którego zespół seniorów występował na trzecim poziomie rozgrywkowym. Tam był już profesjonalizm i codzienne treningi – opowiada. Kozłowski grał w wyższej kategorii wiekowej, niż wskazywałaby na to jego metryka. Pozwalało mu to szybciej się rozwijać, co dostrzegali przedstawiciele silniejszych klubów, nawet tych z belgijskiej elity. – Było sporo możliwości, by przenieść się do zespołów z najwyższej ligi, ale nigdy nie chciałem iść do klubu tylko po to, by w nim być. Dużo rozmawiałem o tym z mamą i decydowaliśmy, że korzystniejsze będzie granie w Dender. Tam mogłem się rozwijać, dużo grałem i było to dla mnie ważne. Wiedziałem, że jeżeli będę dobry, to silniejsze kluby zgłoszą się po mnie również później – podkreśla Olaf Kozłowski.
Do transferu przekonał go dopiero Union Saint-Gilloise. – Ta decyzja zmieniła całe moje życie – przyznaje piłkarz. Trafił do dużego klubu, w którym na dodatek szybko zauważono jego umiejętności gry w ofensywie. Będąc cofniętym pomocnikiem strzelił gola w każdym ze sparingów podczas letniego obozu przygotowawczego drużyny U19, więc został przesunięty do ataku. Tam radził sobie tak dobrze, że sezon zakończył z 19 golami i 22 asystami w 32 meczach. Najważniejsze jednak dla niego było powołanie do reprezentacji Polski. Dostał je kilka tygodni po spotkaniu i rozmowie z Tomaszem Rybickim. – Nie umiem opisać, jak piękny był to dla mnie moment. Całe życie o tym marzyłem, a to się właśnie zrealizowało – wzrusza się Kozłowski.
18-letni dziś zawodnik marzył o grze dla Polski, choć w kraju bywał tylko w czasie wakacji. Urodził się już w Brukseli i właśnie w Belgii spędził niemal całe życie. Jego rodzina pochodzi jednak z Podlasia. Do Belgii najpierw wyjechał wujek Kozłowskiego, a następnie dołączyli do niego rodzice Olafa. – Przyjechali tam do pracy. W Polsce było wtedy trudno o dobre zarobki, więc rodzice wyjechali, aby kolejna generacja miała lepsze życie – wyjaśnia piłkarz reprezentacji Polski do lat 19. Rodzina nie straciła jednak kontaktu z Polską. W domu rozmawiała tylko w rodzimym języku, dzięki czemu Kozłowski doskonale mówi po polsku. W jego mowie zachowały się nawet elementy gwary białostockiej. Nic zresztą dziwnego, w dzieciństwie w każde wakacje jeździł na Podlasie. – Jestem z Lewkowa Nowego koło Hajnówki i co roku spędzałem tam czas u babci – wyjaśnia.
Przywiązanie do Polski sprawiło, że nie brał nawet pod uwagę innej możliwości, niż gra w reprezentacji biało-czerwonych. Z tego powodu tak wielkim przeżyciem były dla niego pierwsze mecze w zespole prowadzonym przez Wojciecha Kobeszkę. Premierowe powołanie Kozłowski dostał na towarzyski turniej w Limoges. Mecz ze Szkocją urodzony w Brukseli zawodnik rozpoczął w wyjściowym składzie i w piątej minucie asystował przy zwycięskim golu Dariusza Stalmacha. Z Estonią wszedł na ostatni kwadrans, a Polacy znów wygrali 1:0. O zwycięstwie w turnieju decydował więc mecz z gospodarzami - Francuzami, którzy cztery miesiące wcześniej zostali mistrzami Europy, a w drodze po złote medale pokonali Polaków 6:1. – Trzeba było się im zrewanżować – uśmiecha się Kozłowski, który wyszedł w podstawowym składzie i znów pokazał się ze świetnej strony. Najpierw strzelił gola na 2:2, a później to jego uderzenie skutecznie dobił Kacper Masiak i dał biało-czerwonym prowadzenie 3:2. – Zagraliśmy wtedy znakomicie. To były dla mnie piękne chwile, których nigdy nie zapomnę. Wiele osób wówczas we mnie uwierzyło, zobaczyło, że warto dać mi szansę. Bardzo dziękuję też trenerowi Kobeszcze, bo jego zaufanie wiele dla mnie znaczy – przyznaje.
Pozostaje jedynie żałować, że po meczu więcej niż o świetnej postawie biało-czerwonych czy doskonałym wejściu do kadry Kozłowskiego, mówiło się jednak o tym, że mecz... nie został dokończony. Francuzi obejrzeli aż cztery czerwone kartki i przy prowadzeniu Polaków 3:2 sędzia przerwał spotkanie. Gospodarze nie panowali nad emocjami i bardziej niż na strzeleniu gola, zależało im na skrzywdzeniu Polaków. – Skąd taka agresja? Myślę, że wynikało to z frustracji i tego, że sobie z nami nie radzili. Być może spodziewali się kolejnego wysokiego zwycięstwa? My chcieliśmy grać po swojemu, atakowaliśmy wysokim pressingiem i najwyraźniej byli tym zaskoczeni. Denerwowali się, gdy nie mogli grać tak, jak zamierzali – przypomina sobie Kozłowski.
Olaf Kozłowski zadomowił się więc w kadrze U18, od początku aktualnego sezonu występuje już w zespole U19, a w międzyczasie świetnie radził sobie w młodzieżowym zespole Unionu Saint-Gilloise. Latem postanowił jednak opuścić zespół, choć Belgowie próbowali go zatrzymać. – Kilka razy trenowałem z pierwszą drużyną, ale nikt nie stworzył mi konkretnej ścieżki przejścia do seniorskiego zespołu. A ja potrzebowałem wiedzieć, że taka droga jest wytyczona. Zależało mi żeby ta perspektywa gry w pierwszej drużynie była jak najbardziej realna – podkreśla. Podjęcie decyzji o odejściu była tym łatwiejsza, że nastoletni zawodnik wzbudza spore zainteresowanie na rynku transferowym. Miał oferty z drugoligowych klubów we Francji i Holandii, ale skorzystał z propozycji grającej we włoskiej trzeciej lidze Triestiny. – Włosi przedstawili najlepszy projekt. Chodziło mi o to, by klub miał dla mnie wizję rozwoju, to było kluczowe. W Trieście mieli we mnie wiarę, wiedzieli jak chcą mnie poprowadzić i zaprezentowali mi ciekawy plan na kolejne lata – uzasadnia.
We Włoszech czekała go kolejna już zmiana pozycji. Choć wciąż czeka na debiut w pierwszym zespole, to w Triestinie jest ofensywnym lub środkowym pomocnikiem. – Stoperzy w seniorskich rozgrywkach są znacznie silniejsi od tych, z którymi się dotąd mierzyłem. Różnica fizyczna między nami sprawia, że trudno byłoby mi utrzymać piłkę przy nodze, gdy byłbym osamotniony obok kilku rywali. Gra jest tu o wiele szybsza, więc też muszę do tego przywyknąć – tłumaczy. Przywyknąć musiał również do zupełnie odmiennego życia. Pierwszy raz wyprowadził się z Belgii, trafił do zupełnie nowego środowiska. Choć zna cztery języki (polski, niderlandzki, angielski i francuski), to w Italii nie zawsze to wystarcza. Uczy się więc już włoskiego. – Myślę, że za pół roku będę już umiał rozmawiać w tym języku – uśmiecha się. Na razie jednak najbliżej trzyma się z Holendrami: Daishawnem Redanem i Rayanem El Azrakiem, z którymi nie dzieli go bariera językowa. Podkreśla jednak, że bardzo dużo może nauczyć się również od starszych zawodników. Aljaz Struna, Matteo Ciofani czy Mirko Gori grali w Serie A i chętnie dzielą się swoim doświadczeniem. – Nie spodziewałem się, że będą aż tak otwarci. Dają mi mnóstwo wskazówek i pozwalają uczyć od siebie – przyznaje.
Olaf Kozłowski jest jednym z licznych zawodników, którzy dzięki projektowi „Tarczyński Gramy dla Polski” reprezentują biało-czerwonych, choć większość lub nawet całe życie spędzili w innym kraju. Co sprawia, że tacy zawodnicy coraz częściej wybierają grę dla Polski? – Myślę, że duży wpływ ma różnica w postrzeganiu zawodnika. Na przykład w Belgii przy powołaniach do kadr młodzieżowych brani pod uwagę są właściwie tylko gracze z dwóch-trzech najlepszych akademii. W Polsce za to jest lepszy skauting i przynależność klubowa nie jest aż tak istotna. Liczą się bardziej umiejętności i potencjał konkretnego zawodnika. To decyduje o powołaniach – chwali reprezentant Polski U19.