Trzeci turniej o miano najlepszej drużyny na Starym Kontynencie odbył się w krainie calcio. Nie od dziś wiadomo, że w słonecznej Italii miłość do futbolu urasta wręcz do rangi religii. Tak było podczas mistrzostw świata, które Włosi zorganizowali w 1934 roku. Wtedy jednak zagrało 16 zespołów, a 34 lata później – w finałach Euro zobaczyliśmy tylko 4 ekipy. Nie było wśród nich reprezentacji Polski. A eliminacje przeprowadzono według innego regulaminu niż w dwóch poprzednich turniejach. Zmieniła się również nazwa imprezy.
Po raz pierwszy drużyny rywalizowały w... mistrzostwach Europy. Poprzednie turnieje – we Francji (1960) i Hiszpanii (1964) nazywano Pucharem Europy Narodów. UEFA nie zapomniała o pomysłodawcy i wielkim zwolenniku Euro. Oficjalna nazwa brzmiała więc I Mistrzostwa Europy – Puchar im. Henri Delaunaya.
W eliminacjach wzięło udział 31 krajów – w tym oczywiście Polska. W kwalifikacjach doszło do regulaminowej rewolucji. Zespoły nie rywalizowały już w play-offach, lecz zostały podzielone na 7 grup po 4 drużyny i jedną z 3 ekipami. Zwycięzcy grup awansowali do ćwierćfinału, który wyłaniał czterech uczestników turnieju finałowego. W eliminacjach startował również gospodarz, czyli Włochy.
Reprezentacja Polski przed meczem z Francją w Warszawie. Od lewej: Lucjan Brychczy, Hubert Kostka, Stanisław Oślizło, Włodzimierz Lubański, Jacek Gmoch, Zygmunt Anczok, Paweł Kowalski, Piotr Suski, Robert Gadocha, Eugeniusz Faber, Zygfryd Szołtysik.
Losowanie grup przyjęto w naszym kraju z umiarkowanym optymizmem. Najgroźniejszym rywalem wydawała się być Francja (choć nie była już tak silna jak wcześniej). Belgia niewiele znaczyła wówczas na europejskiej arenie, a Luksemburg był uważany za zdecydowanego outsidera.
Pierwszy mecz z ostatnim z wymienionych zespołów zdawał się to potwierdzać. Polacy odnieśli efektowne zwycięstwo 4:0. Potem jednak przyszła porażka z Francją (1:2) w Paryżu 22 października 1966 roku. To spotkanie zakończyło zaledwie 5 miesięczną karierę selekcjonerską Antoniego Brzeżańczyka. Kadrę objął po rezygnacji Ryszarda Koncewicza.
Po Brzeżańczyku nadeszła era Michała Matyasa, który prowadził zespół do końca eliminacji. Pod wodzą popularnego „Myszki” Polacy... bezbramkowo zremisowali na wyjeździe z Luksemburgiem, dwukrotnie pokonali Belgię (3:1 u siebie, 4:2 na wyjeździe) i przegrali po raz drugi z Francją (1:4). Porażka z Trójkolorowymi (17 września 1967 r). była bolesna, bo oznaczała praktycznie koniec marzeń o awansie. Biało-czerwoni tracili wówczas punkt do Francuzów, ale mieli jedno spotkanie rozegrane więcej. Tylko porażka Trójkolorowych w dwóch meczach, przy jednoczesnej wygranej Polaków w ostatnim starciu z Belgią, dawała jeszcze jakiekolwiek nadzieje. Szanse były jednak iluzoryczne. Ostatecznie Polska zajęła 3. miejsce w grupie, z dwupunktową stratą do Trójkolorowych (za zwycięstwo przyznawano wtedy 2 oczka). Przegrane eliminacje oznaczały rozstanie z trenerem Matyasem. Na jego miejsce ponownie zatrudniono Koncewicza. Warto odnotować, że zarówno z Brzeżańczykiem, jak i Matyasem współpracował Kazimierz Górski, dla którego był to początek pracy z polską kadrą.
Starsi kibice – szczególnie fani Górnika Zabrze – pamiętają sytuację, jaka wydarzyła się w 1970 roku w półfinałowych starciach z Romą w Pucharze Zdobywców Pucharów. Trzy spotkania zakończyły się remisami. O tym, kto zagra w finale zadecydował.. rzut monetą. Wtedy los uśmiechnął się do Górnika, a Włosi obeszli się smakiem. Ale 2 lata wcześniej podobna historia wydarzyła się w mistrzostwach Europy w Italii. Wtedy półfinałową potyczkę gospodarzy z ZSRR (0:0) także rozstrzygnął rzut monetą. Na trybunach wybuchła euforia, bo do wielkiego finału awansowały Włochy. To był jedyny przypadek w historii Euro, gdy w ten sposób wyłoniono zwycięzcę.
Logotyp mistrzostw Europy 1968.
Nietypowe rzeczy działy się także w finale. Doszło bowiem do... dwóch spotkań. 8 czerwca 1968 r. na Stadio Olimpico w Rzymie zmierzyły się Włochy i Jugosławia. W regulaminowych 90 minutach i dogrywce było 1:1. Nie obyło się bez kontrowersji. Jugosłowianie prowadzili niemal przez cały mecz, po trafieniu Dragana Džajicia (jeden z najlepszych piłkarzy w historii Bałkanów). Drugiej bramki nie uznał mu szwajcarski arbiter Gottfried Dienst. Uznał natomiast kontrowersyjnego gola Angelo Domenghiniego.
Kapitan reprezentacji Włoch Giacinto Facchetti z Pucharem Henriego Delaunaya po triumfie w mistrzostwach Europy w 1968 roku.
Regulamin przewidywał, że w przypadku remisu konieczna była powtórka finału. Dwa dni później nie było już żadnych wątpliwości. Italia wygrała 2:0 i sięgnęła po pierwsze mistrzostwo Europy. Została też drugim z rzędu gospodarzem turnieju – po Hiszpanii, który wygrał europejski czempionat. Džajiciowi na pocieszenie pozostał tytuł króla strzelców (2 gole – pierwszy taki przypadek w historii Euro). Trzecie miejsce zajęli Anglicy, którzy ograli 2:0 Związek Sowiecki.