Mecze z Estonią i Walią to trzecie i czwarte spotkanie reprezentacji Polski w barażach o awans do wielkiego turnieju. Nasze najświeższe wspomnienia z tego typu rywalizacji są doskonałe, bo właśnie taką ścieżką biało-czerwoni awansowali do mistrzostw świata 2022, podczas których dotarli do 1/8 finału. 67 lat temu szczęścia jednak Polakom zabrakło, bo nie sprzyjała im ani sytuacja polityczna, ani los.
Mistrzostwa świata 1958 miały być dla Polaków wyjątkowe. Biało-czerwoni zamierzali powrócić do najważniejszej imprezy na świecie po dwudziestoletniej przerwie, w czasie której nie uczestniczyli nawet w kwalifikacjach. Oczywiście, w dużej części tego okresu rywalizację polskim piłkarzom ze światową czołówką uniemożliwiła II wojna światowa oraz jej konsekwencje, dlatego tym ważniejsze stały się eliminacje mundialu 1958, który rozegrano w Szwecji. Symbolikę wzmacniał jeszcze fakt, że do grupy kwalifikacyjnej Polaków los skierował reprezentację Związku Radzieckiego. Tego samego, z którym biało-czerwoni później… zagrali w barażu.
Wielki mecz Cieślika
Kwalifikacje do mistrzostw świata 1958 Polacy rozpoczęli od porażki w Moskwie. Drużyna ZSRR była zdecydowanym faworytem tego spotkania, miała w składzie m.in. Lwa Jaszyna, Igora Netto czy Eduarda Strelcowa oraz kilku innych mistrzów olimpijskich z 1956 roku. Polacy przegrali więc 0:3. Następnie jednak ograli na wyjeździe Finów 3:1 po hat-tricku Edwarda Jankowskiego.
20 października 1957 przyszła zaś kolej na rewanż ze Związkiem Radzieckim, a więc na mecz, który do dziś jest wymieniany jako jeden z najważniejszych i najlepszych w historii reprezentacji Polski. Na wiele lat był to zresztą jedyny poważny sukces biało-czerwonych, co tylko wzmacniało jego legendę. Jak mogłoby jednak być inaczej, skoro na Stadionie Śląskim w Chorzowie Polska pokonała ZSRR 2:1, a dubletem popisał się Gerard Cieślik?
Polacy zwyciężyli wówczas nie tylko mistrzów olimpijskich sprzed roku, ale przede wszystkim zadali cios reprezentacji kraju, który zaledwie osiemnaście lat wcześniej napadł na Polskę. Ba, dla polskich piłkarzy było to szczególne wydarzenie, bo niemal każdy z nich stracił kogoś lub coś w czasie wojny i okresie terroru stalinowskiego. Edwardowi Szymkowiakowi w Katyniu zabito ojca, Roman Korynt uciekając we wrześniu 1939 roku z rodzicami na wschód wpadł w ręce czerwonoarmistów, a Gerard Cieślik przeszedł przez obóz jeniecki Armii Czerwonej, z którego miał zostać wywieziony w głąb ZSRR. Symboliczny wymiar spotkania na Stadionie Śląskim potęgowała sytuacja polityczna w kraju, w teorii niepodległego, a w praktyce całkowicie zależnego od Związku Radzieckiego.
Ogranie ZSRR i następujące po nim zwycięstwo 4:0 nad Finami (dwa gole strzelił Lucjan Brychczy, a po jednym Ginter Gawlik i Edward Jankowski) sprawiło, że zarówno Polska, jak i Związek Radziecki miały w tabeli po sześć punktów. Bilans bramkowy oraz spotkań bezpośrednich przemawiał za naszymi rywalami, ale wówczas nie miało to znaczenia. Regulamin był jasny – o kolejności w tabeli decydował mecz barażowy na neutralnym terenie.
„Neutralny” teren i brak lekarza
No właśnie, w tym przypadku ten neutralny teren wcale nie był taki neutralny. Spotkanie rozegrano bowiem w Lipsku, a więc w Niemieckiej Republice Demokratycznej, która również pozostawała zależna od ZSRR. Co więcej, to właśnie tam umiejscowiona była największa baza wojsk radzieckich na terenie NRD. Tamtejsi żołnierze stanowili więc znaczącą część 100-tysięcznej widowni meczu z Polakami, dzięki czemu Lew Jaszyn i spółka mogli czuć się niczym gospodarze spotkania.
Czy okazało się to przyczyną porażki biało-czerwonych 0:2? Byłoby to zbyt duże uproszczenie, bo ZSRR po prostu miał lepszy zespół, zwłaszcza, że Polacy pojechali do NRD bez Edwarda Szymkowiaka i Romana Lentnera (na boisku zastąpili ich Tomasz Stefaniszyn oraz Krzysztof Baszkiewicz), a już na miejscu rozchorował się Ginter Gawlik, wobec czego jego miejsce na placu gry zajął Henryk Grzybowski. – Nie składajcie porażki z ZSRR na barki samych piłkarzy. Na pewno Gawlik, który znajduje się w wyśmienitej formie, mógłby grać, gdybyśmy mieli nieprzerwanie pomoc polskiego lekarza. Bardzo to dziwne, że nie można było wystarać się w porę o paszport dla lekarza, kiedy równocześnie postarano się o wiele paszportów dla działaczy – mówił po meczu Gerard Cieślik, za co na pół roku został odsunięty od drużyny narodowej.
Biało-czerwoni grali jednak dzielnie, kilkukrotnie zmusili Jaszyna do pokazania umiejętności, które w 1963 roku dały mu „Złotą Piłkę” (do dziś jest jedynym bramkarzem-zdobywcą tej nagrody). Nie dali jednak rady bardziej utytułowanym rywalom i musieli obejść się smakiem. Podobnie, jak kibice, którzy po raz pierwszy mogli obejrzeć w telewizji mecz reprezentacji rozgrywany poza granicami kraju.
Dodatkowa szansa
Mecz w Lipsku rozegrany został 24 listopada, a dość niespodziewanie biało-czerwoni wkrótce dostali kolejną szansę awansu na mundial! Poniekąd sami przyczynili się do tego… cztery lata wcześniej. W eliminacjach mistrzostw świata 1954 Polska trafiła na Węgry. Władza ludowa zdecydowała jednak o wycofaniu zespołu z kwalifikacji do mundialu, co prawdopodobnie było podyktowane obawą o kompromitującą porażkę. „Złota Jedenastka” Madziarów wygrała wszystkie wcześniejsze mecze z Polakami i to wysoko: 8:2, 5:2, 6:0 oraz 5:1. Węgrzy uznawani byli wówczas za najlepszy zespół na świecie. Na mundial w Szwajcarii awansowali jednak bez gry, skoro Polacy oddali mecze walkowerem.
Podobne sytuacje zdarzały się już z udziałem innych krajów w przeszłości, więc po 1954 roku FIFA postanowiła, że awans bez rozegrania choćby jednego meczu będzie już niemożliwy. Ze względu na ten przepis Izraelczycy musieli zatem grać baraż o promocję na mundial 1958. Wcześniej ze względów politycznych występu przeciwko reprezentacji tego kraju odmówili Turcy, Egipcjanie, Indonezyjczycy oraz Sudańczycy. FIFA zadecydowała więc o przeprowadzeniu losowania, które miało wyłonić barażowego przeciwnika dla Izraela. Szansę na to mieli wszyscy wicemistrzowie swoich grup eliminacyjnych, a zatem również Polacy! Przypadek sprawił, że nawet pierwsze losowanie nie oznaczało końca nadziei biało-czerwonych. Fortuna uśmiechnęła się bowiem wówczas do Belgów, jednak zrezygnowali oni z niespodziewanej szansy.
Skorzystali z niej jednak Walijczycy, którzy zostali wyłonieni w powtórzonym losowaniu, co nie tylko ostatecznie dało im awans na mundial (w dwumeczu barażowym pokonali Izrael 4:0), ale mogło też uratować życie trenerowi zespołu. Jimmy Murphy był bowiem jednocześnie asystentem Matta Busby’ego, szkoleniowca Manchesteru United. Ze względu na rewanżowy mecz barażowy z Izraelem, nie mógł polecieć z klubowym zespołem na odbywające się następnego dnia spotkanie Pucharu Europy z Crveną Zvezdą Belgrad. W trakcie powrotu z tego meczu w katastrofie lotniczej zginęły 23 osoby, w tym ośmiu piłkarzy i trzech trenerów Manchesteru United.
Walkower w barażu
Po barażowym starciu ze Związkiem Radzieckim Polacy na kolejny taki mecz musieli czekać nie dwa miesiące (mecze Izraela z Walią rozegrano w styczniu i lutym 1958), ale niemal 65 lat. Również przy tej okazji duży wpływ na przebieg zdarzeń miał przypadek oraz sytuacja geopolityczna. W kwalifikacjach do mistrzostw świata 2022 Polska zajęła drugie miejsce w grupie: za Anglią, a przed Albanią, Węgrami, Andorą oraz San Marino. Podobnie jak teraz w przypadku Euro 2024, tak i wówczas wicemistrzowie grup rywalizowali w dwustopniowych barażach. Los przydzielił Polaków do ścieżki z Rosjanami, Szwedami oraz Czechami.
Biało-czerwoni mieli zmierzyć się z Rosją 24 marca 2022 w Moskwie. Miesiąc wcześniej jednak kraj ten najechał na Ukrainę, więc Polacy, Szwedzi i Czesi zadeklarowali, że nie zamierzają uczestniczyć w zawodach z reprezentacją Rosji. Początkowo FIFA postanowiła o przeniesieniu meczu z Moskwy na neutralny teren i rozegraniu go bez publiczności oraz zabroniła Rosjanom korzystania z barw narodowych, odśpiewania hymnu państwowego i eksponowania nazwy kraju. Polska, którą później poparły Szwecja i Czechy, domagała się jednak całkowitego wykluczenia Sbornej. „Polski Związek Piłki Nożnej oświadcza, że w wyniku brutalnej agresji Federacji Rosyjskiej na Ukrainę i trwającej tam wojny, nie widzi możliwości rywalizowania z reprezentacją Rosji w barażach (...) bez względu na nazwę drużyny złożonej z rosyjskich piłkarzy oraz miejsce rozgrywania meczu (…). Występ w meczu z reprezentacją Rosji byłby haniebny nie tylko dla naszych reprezentantów, ale dla całego środowiska piłkarskiego, byłby zaprzeczeniem solidarności z narodem ukraińskim. Jako związek piłkarski odmawiamy udziału w meczach barażowych, w których występuje drużyna z Rosji” – oświadczył Polski Związek Piłki Nożnej.
Ostatecznie FIFA wykluczyła Rosję ze wszystkich rozgrywek, więc Polacy bez gry awansowali do drugiej rundy baraży, w których trafili na Szwedów (wcześniej pokonali oni 1:0 Czechów). Ze względu na fakt, iż na PGE Narodowym funkcjonował wówczas tymczasowy szpital, co było konsekwencją kolejnej fali zakażeń koronawirusem, spotkanie rozegrano 29 marca 2022 w Chorzowie. Stadion Śląski ponownie, jak za dawnych lat, stał się miejscem wielkiego sukcesu reprezentacji Polski.
Łzy selekcjonera
Mimo że Czesław Michniewicz był selekcjonerem kadry zaledwie od dwóch miesięcy, to tak poukładał zespół, że po golach Roberta Lewandowskiego i Piotra Zielińskiego ograł on Szwecję 2:0 i awansował do mistrzostw świata. Nic dziwnego, że trener nie potrafił ukryć łez wzruszenia. – Dla mnie to był wyjątkowy moment. Przed oczami w jednym momencie stanęło całe moje życie. Klatka po klatce, wszystkie wzloty i upadki. Od dzieciństwa przez dorosłość aż do dzisiaj. Nie miałem ochoty się cieszyć. To znaczy inaczej: miałem, ale chciałem na tych chłopaków popatrzeć z boku. Na ich euforię – stwierdził podczas konferencji prasowej po meczu selekcjoner
Choć dziś wspominamy przede wszystkim sukces i euforię po ostatnim gwizdku sędziego Daniele Orsato, to mecz ten kosztował Polaków sporo nerwów. Wojciech Szczęsny obronił sześć strzałów rywali, Jacek Góralski ostrym faulem ryzykował czerwoną kartkę, a Kamil Glik całe spotkanie rozegrał z urazem. – Od 1. minuty już grałem z kontuzją, przy pierwszym kontakcie poczułem ból i jestem przekonany, że naderwałem mięsień i na dwa-trzy tygodnie wypadam – stwierdził w rozmowie z TVP Sport. Dolegliwość okazała się na tyle poważna, że ostatecznie Glik pauzował nawet dłużej, bo niemal dwa miesiące.
Triumf Polaków przed dwoma laty zapewnił im awans do mistrzostw świata, które później również okazały się wyjątkowe, gdyż biało-czerwoni dotarli aż do 1/8 finału. Tym razem do sukcesu potrzeba jednak dwóch zwycięstw. Pierwszy krok po 5:1 z Estonią już wykonali. Teraz czas na Walię,