Mundial w Katarze (2022) mieliśmy „pod choinkę”. Po raz pierwszy w historii najważniejszy turniej piłkarski na świecie odbył się na przełomie listopada i grudnia. W przyszłym roku wszystko wróci do normy: Kanada, Meksyk i Stany Zjednoczone czekają na finalistów w czerwcu i lipcu. Po raz pierwszy z udziałem 48 drużyn, ale czy po raz 10 z reprezentacją Polski? Przekonamy się najwcześniej w listopadzie, po zakończeniu rozgrywek w grupach eliminacyjnych. Do finiszu jeszcze daleko, ale znacznie bliżej do startu. Czekając na premierę el. MŚ 2026 wybraliśmy dziesięć, naszym zdaniem, najbardziej pamiętnych meczów, jakimi biało-czerwoni rozpoczynali mundialowe kwalifikacje. Z zastrzeżeniem, że to nasz subiektywny wybór, ale w końcu jaki ma być?
Na dziesiątym miejscu mecz numer… jeden. 15 października 1933 roku biało-czerwoni rozegrali pierwsze spotkanie w eliminacjach mistrzostw świata. Pani Fortuna nie była łaskawa, bo w starciu z naszymi południowymi sąsiadami nie byliśmy faworytami. I to się niestety potwierdziło na Stadionie Wojska Polskiego w Warszawie. Doczekaliśmy się wprawdzie pierwszego gola, którego strzelił z karnego legendarny Henryk Martyna, ale to były nasze wszystkie aktywa. Obrońca Legii miał tylko 167 centymetrów wzrostu i nogi ciężarowca, z których potrafił zrobić użytek. O sile jego strzału przekonało się wielu znakomitych bramkarzy, a w starciu z Czechosłowacją legendarny Frantisek Planicka.
Do rewanżu (15 kwietnia 1934 roku) już nie doszło. Tym razem wmieszała się Pani Polityka. Cztery dni przed meczem Ministerstwo Spraw Zagranicznych uznało, że wizyta naszej drużyny w Pradze „nie służyłaby dobrze stosunkom międzynarodowym”. A tak naprawdę chodziło o nierozwiązany spór między oboma państwami o Śląsk Cieszyński. Przegraliśmy walkowerem, a PZPN musiał jeszcze głęboko sięgnąć do kasy, by zapłacić karę nałożoną przez FIFA w wysokości 10 tysięcy złotych. A nasi rywale nie tylko pojechali na mundial we Włoszech, ale zdobyli wicemistrzostwo świata. W finale przegrali po dogrywce (1:2) z gospodarzami turnieju.
Henryk Martyna - strzelec pierwszego gola dla reprezentacji Polski w eliminacjach mistrzostw świata. To zdjęcie zrobiono w lipcu 1936 roku na terenie Centralnego Instytutu Wychowania Fizycznego w Warszawie (obecnie AWF-u), gdzie odbyła się próbna defilada przed igrzyskami olimpijskimi. Polscy piłkarze (z Martyną w składzie) zajęli w Berlinie 4. miejsce.
Teraz naszym wehikułem czas przenosimy się o 36 lat do przodu. 20 kwietnia 1969 roku kibice na stadionie Wisły Kraków zobaczyli niezwykły wyczyn niezwykłego piłkarza. W premierowym meczu kwalifikacji do mundialu w Meksyku biało-czerwoni, zgodnie z przewidywaniami, nie dali szans najsłabszemu zespołowi w grupie. Wynik zrobił jednak wrażenie, a jeszcze większe to, że pięć goli strzelił jeden piłkarz. Ale za to jaki! Włodzimierz Lubański powtórzył wyczyn swojego starszego kolegi i mentora z Górnika Zabrze Ernesta Pohla, który podczas igrzysk w Rzymie (1960) pięciokrotnie pokonał bramkarza Tunezji. Tylko im, w prawie 104-letniej historii reprezentacji Polski, udała się ta sztuka.
Niestety na mundial 1970 nie udało się awansować, bo w grupie eliminacyjnej, drużynę prowadzoną przez Ryszarda Koncewicza, wyprzedzili zawsze niewygodni dla nas Bułgarzy.
Jedyny na tej liście przegrany mecz biało-czerwonych (choć w tym spotkaniu zagrali akurat w niebieskich koszulkach). Początek eliminacji mundialu w RFN był fatalny, bo w Cardiff kadra Kazimierza Górskiego nie miała nic do powiedzenia i została stłamszona przez Wyspiarzy. Głównie pod względem przygotowania fizycznego i twardej, bezpardonowej walki o piłkę. Ale geniusz Górskiego, jego sztabu i zawodników polegał na tym, że szybko wyciągnęli wnioski z dotkliwej porażki. A jak to się skończyło? Najpierw „zwycięskim” remisem (1:1) z Anglią na Wembley i promocją na mundial, a później medalem za III miejsce w MŚ. Tak hartowała się słynna drużyna Górskiego.
O tym, że przed tym meczem reprezentacja Polski nie była uważana za faworyta, to nic nie powiedzieć. Przecież 6 września 1936 roku w Belgradzie kadra prowadzona przez Józefa Kałużę przegrała aż 3:9! Tylu goli w jednym meczu biało-czerwoni nigdy nie stracili - ani wcześniej, ani później. Ale 10 października 1937, niespodziewanie to polscy piłkarze wystąpili w roli nauczycieli. I to bardzo wymagających. A co ważne na Stadionie Wojska Polskiego w Warszawie równomiernie rozłożyli siły. Dwa gole Leonarda Piątka w pierwszej połowie oraz Jerzego Wostala i genialnego Ernesta Wilimowskiego po przerwie. W Belgradzie gospodarze nie byli w stanie odrobić tak dużej straty. Wygrali tylko 1:0 i pierwszy w historii awans reprezentacji Polski na mistrzostwa świata stał się faktem. Ale gdyby nie 4:0 z Jugosławią, to na mundialu we Francji nie byłoby słynnego 5:6 z Brazylią. Ale to już temat na zupełnie inne opowiadanie….
Najlepszy polski piłkarz przed II wojną światową walnie przyczynił do efektownej wygranej z Jugosławią (4:0) w el. MŚ 1938. To właśnie Ernest Wilimowski strzelił ostatniego gola dla biało-czerwonych.
Powoli zbliżamy się do półmetka, a na szóstym miejscu skuteczny pościg w Budapeszcie. Pierwszy mecz w kwalifikacjach do mundialu w Katarze był jednocześnie selekcjonerskim debiutem Portugalczyka Paulo Sousy. Nie był to wielki mecz, ale doceniliśmy cztery rzeczy: widowiskowość (w końcu nie zawsze ogląda się tyle goli), skuteczne odrobienie strat (zaczęliśmy od 0:2, później przegrywaliśmy 2:3), „wejście smoka” rezerwowego Kamila Jóźwiaka (gol i asysta) oraz kapitalny strzał Roberta Lewandowskiego. Te aktywa przeważyły nad pasywami (przede wszystkim kiepska postawa w defensywie i nie udźwignięcie roli faworyta).
Teraz kolejna porcja „Bałkanicy”. Piąta lokata przypadła premierowemu starciu o punkty w kwalifikacjach do mundialu w Brazylii. Był to również pierwszy mecz o punkty nowego selekcjonera Waldemara Fornalika, który po nieudanym Euro 2012 zastąpił Franciszka Smudę. W „bałkańskim kotle” często bywa nie tylko gorąco, ale także niebezpiecznie. Tamtejsi kibice znani są bowiem z niepohamowanego temperamentu. O ich „gorącej krwi” mogliśmy przekonać się 7 września 2012 roku w Podgoricy. W trakcie meczu publiczność rzucała petardy, a na boisku zawodnicy nie żałowali sobie razów. Efektem dwie czerwone kartki: po jednej dla obu stron. Mecz także zakończył się remisem, ale najwięcej po pierwszym w historii starciu (i to dosłownym) z Czarnogórą, mówiło się o jego niezbyt chlubnej otoczce.
Zbliżamy się do podium, ale zanim o pierwszej trójce, krótki wypad na Wyspy Brytyjskie. W Belfaście kadra Pawła Janasa rozpoczynała eliminacje mistrzostw świata w Niemczech. I zrobiła to z przytupem. Twardym Irlandczykom pokazała, że w futbolu ważne są nie tylko siła, walka i ambicja, ale także taktyka i technika. Tej ostatniej na pewno nie zabrakło Maciejowi Żurawskiemu, który pokonał bramkarza gospodarzy strzałem bezpośrednio z rzutu rożnego. „Żuraw” został trzecim piłkarzem, po Kazimierzach: Kmieciku (1976) i Deynie (1977), który w meczach biało-czerwonych pokonał golkipera uderzeniem z kornera.
I już wskoczyliśmy na podium. A na jego najniższym stopniu „odprawa piłkarzy greckich”. 17 października 1984 roku Antoni Piechniczek z przytupem rozpoczął drugie w jego karierze eliminacje mundialu, choć długo nie zanosiło się na wygraną. W Zabrzu goście niespodziewanie prowadzili, a biało-czerwoni do przerwy w niczym nie przypominali drużyny, która dwa lata wcześniej przywiozła medal z hiszpańskiego mundialu. Na szczęście Piechniczek szybko wyciągnął wnioski z nieudanej, pierwszej połowy meczu. Jan Karaś zmienił niewidocznego Andrzeja Buncola i pomocnik Legii ożywił niemrawych kolegów. Szybkość, technikę i przebojowość pokazał chociażby przy drugim golu, gdy po efektownej akcji wyłożył piłkę jak na patelni Dariuszowi Dziekanowskiemu.
„Srebrny medal” dla selekcjonerskiego debiutu Jacka Gmocha. W sierpniu 1976 roku, gdy z kadrą pożegnał się trener Kazimierz Górski, to właśnie były szef „banku informacji” został „mężem opatrznościowym”. I już na starcie miał piekielnie trudne zadanie. 16 października 1976 roku, w premierowym meczu kwalifikacji do argentyńskiego mundialu , czekał go egzamin w Porto. Niby to tylko pierwszy mecz w grupie, ale jak się później okazało, kluczowy w końcowym układzie sił. Z mobilizacją drużyny Gmoch nie miał jednak żadnych problemów. Ułatwili mu to… Portugalczycy. Dzień przed meczem nie pozwolili Polakom trenować na głównej płycie boiska. A tuż przed pierwszym gwizdkiem sędziego nasi piłkarze zostali zamknięci w stadionowym tunelu. Nie mogli ani wyjść na boisko, ani wrócić do szatni.
Te sztuczki jednak nic nie dały. Wkurzeni zawodnicy pewnie wypunktowali gospodarzy po golach niezawodnego Grzegorza Laty. Ale przede wszystkim zaimponowali „młodzi gniewni”: debiutant Stanisław Terlecki i dopiero wchodzący do zespołu Zbigniew Boniek. Pierwszy z nich okazał się godnym następcą Roberta Gadochy i efektownym rajdami po skrzydle raz za razem wprawiał w popłoch portugalskich defensorów. A Boniek już minutę po wejściu na boisko zaliczył asystę przy drugim golu. Ten mecz był jednak majstersztykiem Jacka Gmocha. Zestawienie składu, taktyka, przygotowanie motoryczne i psychiczne zawodników było na najwyższym poziomie.
Pora na nasze „numero uno”. A wygrał efektowny, choć niespodziewany triumf kadry Jerzego Engela. 2 września 2000 roku, na rozpoczęcie eliminacji pierwszego w historii azjatyckiego mundialu, którego gospodarzami były Japonia i Korea Południowa, nikt nie dawał biało-czerwonym większych szans. Gospodarz mieli przecież w składzie takie gwiazdy europejskich stadionów jak Andrij Szewczenko czy Serhij Rebrow. A Polacy czekali na zwycięstwo w oficjalnym meczu międzypaństwowym od… 9 czerwca 1999 roku (3:2 na wyjeździe z Luksemburgiem w el. ME). W dziesięciu kolejnych spotkaniach (nie licząc wygranego dopiero w rzutach karnych meczu z Nową Zelandią podczas turnieju w Bangkoku) bilans biało-czerwonych to pięć remisów i pięć porażek.
Z tego powodu trudno było o optymizm, Polacy zagrali jednak perfekcyjnie. Wprawdzie na gola Emmanuela Olisadebe (już w 3. minucie), odpowiedział Szewczenko, ale na kolejne trafienie Nigeryjczyka z polskim paszportem oraz bramkę Radosława Kałużnego Ukraińcy już nie znaleźli odpowiedzi. A wygrana mogła być wyższa, bo rzutu karnego nie wykorzystał Andrzej Juskowiak. Po wygranej w Kijowie drużyna Engela nabrała wiatru w żagle i jak burza przeszła przez kwalifikacje. Po 16 latach przerwy biało-czerwoni znowu zagrali w mistrzostwach świata. Oby z tak szczęśliwym finałem zakończyły się dla nas kolejne eliminacje MŚ.
REPREZENTACJA POLSKI W ELIMINACJACH MŚ
1930 - nie grała, 1934 - bez awansu, 1938 - AWANS, 1950 - nie grała, 1954 - wycofała się z eliminacji, 1958 - bez awansu, 1962 - bez awansu, 1966 - bez awansu, 1970 - bez awansu, 1974 - AWANS, 1978 - AWANS, 1982 - AWANS, 1986 - AWANS, 1990 - bez awansu, 1994 - bez awansu, 1998 - bez awansu, 2002 - AWANS, 2006 - AWANS, 2010 - bez awansu, 2014 - bez awansu, 2018 - AWANS, 2022 - AWANS.
PIERWSZE MECZE BIAŁO-CZERWONYCH W EL. MŚ
15 października 1933, Polska - Czechosłowacja 1:2 (0:1), el. MŚ 1934
10 października 1937, Polska - Jugosławia 4:0 (2:0), el. MŚ 1938
23 czerwca 1957, Związek Sowiecki - Polska 3:0 (1:0), el. MŚ 1958
4 czerwca 1961, Jugosławia - Polska 2:1 (1:0), el. MŚ 1962
18 kwietnia 1965, Polska - Włochy 0:0, el. MŚ 1966
20 kwietnia 1969, Polska - Luksemburg 8:1 (3:0), el. MŚ 1970
28 marca 1973, Walia - Polska 2:0 (0:0), el. MŚ 1974
16 października 1976, Portugalia - Polska 0:2 (0:0), el. MŚ 1978
7 grudnia 1980, Malta - Polska 0:2 (0:0), el. MŚ 1982
17 października 1984, Polska - Grecja 3:1 (0:1), el. MŚ 1986
19 października 1988, Polska - Albania 1:0 (0:0), el. MŚ 1990
23 września 1992, Polska - Turcja 1:0 (1:0), el. MŚ 1994
9 października 1996, Anglia - Polska 2:1 (2:1), el. MŚ 1998
2 września 2000, Ukraina - Polska 1:3 (1:2), el. MŚ 2002
4 września 2004, Irlandia Płn. - Polska 0:3 (0:2), el. MŚ 2006
6 września 2008, Polska - Słowenia 1:1 (1:1), el. MŚ 2010
7 września 2012, Czarnogóra - Polska 2:2 (2:1), el. MŚ 2014
4 września 2016, Kazachstan - Polska 2:2 (0:2), el. MŚ 2018
25 marca 2021, Węgry - Polska 3:3 (1:0), el. MŚ 2022
21 marca 2025, Polska - Litwa 1:0 (0:0), el. MŚ 2026
20 meczów: 10 zwycięstw - 5 remisów - 5 porażek, bramki: 39 - 22.