Wy, chłopcy, jesteście dobrzy, ale Zbyszek jest lepszy od was wszystkich... a Heniek lepszy od Zbyszka.
Mówiono, że lewą nogą mógł wiązać krawaty. Bramkarza rywali był w stanie zaskoczyć niesygnalizowanym strzałem. Był piłkarzem nietuzinkowym, potrafiącym obsłużyć partnera iście aptekarskim podaniem. Był uważany za jednego z najlepszych ligowców swoich czasów. W klubach radził sobie doskonale. Jedynie w reprezentacji nie poszło mu tak jak sobie wymarzył. Nie zmienia to faktu, że Henryk Miłoszewicz był piłkarzem wybitnym.
Na świat przyszedł w Wilnie – 27 stycznia 1956 roku. Po II wojnie światowej to miasto nie należało już do Rzeczpospolitej Polskiej, lecz do Litewskiej Socjalistycznej Republiki Radzieckiej, wchodzącej w skład ZSRR. Jako obywatel tamtego kraju mógł więc reprezentować barwy Wielkiego Brata ze wschodu. Jednak – jak sam podkreślał – zawsze czuł się Polakiem i nie wyobrażał sobie gry w innej drużynie narodowej niż biało-czerwoni. Do kraju trafił jednym z ostatnich pociągów podczas masowej fali wysiedleń z dawnych ziem polskich. Zamieszkał w Bydgoszczy.
Na Osiedlu Leśnym jednym z jego sąsiadów był klubowy kolega – Zbigniew Boniek. Obaj szybko przypadli sobie do gustu. Grywali razem w piłkę to na podwórku, to podczas zajęć WF-u na sali gimnastycznej. Potem obaj trafili do drugoligowego Zawiszy i stamtąd wypłynęli na szerokie wody. Na treningi przychodzili we trzech – wraz z Grzegorzem Ibronem. Niektórzy twierdzili wręcz, że Miłoszewicz był lepszym graczem od „Zibiego”.
Wy, chłopcy, jesteście dobrzy, ale Zbyszek jest lepszy od was wszystkich... a Heniek lepszy od Zbyszka.
Wiadomym było, że zarówno młody pan Henryk, jak i młody pan Zbigniew długo nie zagrzeją miejsca w Zawiszy.
Po udanej jesieni 1974 roku o utalentowanych pomocników biły się czołowe kluby w Polsce. Obaj obrali kierunek na Łódź. W 1975 roku Boniek przeniósł się do Widzewa, a Miłoszewicz do rywala zza miedzy – ŁKS-u. Podobno niewiele zabrakło, aby razem trafili do RTS-u, jednak na ostatniej prostej szybsi okazali się ełkaesiacy.
Wiedzieliśmy, że ma przyjść chłopak z Bydgoszczy. Działacze zastanawiali się, czy ściągnąć Heńka Miłoszewicza czy Zbyszka. Heniek grał lewą nogą. Mówiliśmy: „Mamy już Tadka Gapińskiego, dobrego lewonożnego, chyba lepiej wziąć tego Bońka. Tańszy jest.
W Łodzi grał do 1980 roku. Nie przełożyło się to na sukces klubu, choć ten dysponował wieloma utalentowanymi zawodnikami (m.in. Janem Tomaszewskim, Mirosławem Bulzackim czy Stanisławem Terleckim).
Henryk Miłoszewicz zdobył jedną z bramek w wygranym przez olimpijską reprezentację Polski 2:1 meczu z NRD (04.04.1984) w eliminacjach igrzysk w Los Angeles. Do Stanów Zjednoczonych biało-czerwoni jednak nie polecieli, bowiem kilka dni później nie zdołali pokonać Danii. Dziennik Telewizyjny tak relacjonował tamto wydarzenie: „0:0, bezbramkowy remis i takim wynikiem kończy się to spotkanie, które budzi w każdym kibicu-sympatyku piłki nożnej smutne refleksje. Pierwsze miejsce i olimpijski awans zdobyli piłkarze NRD, wyprzedzając Polskę lepszą różnicą bramek”.
Na zdolnego gracza parol zagięła Legia. Na Łazienkowską 3 trafił niejako z musu, aby odbyć obowiązkową służbę wojskową. W Warszawie poszukiwano następcy Kazimierza Deyny, który wyjechał do Manchesteru City. Wskoczenie w buty żywej legendy Legii nie było zadaniem łatwym. Od początku na barkach Miłoszewicza spoczywała więc ogromna presja. To zadanie było jednak niewykonalne.
Myślę, że w Legii nie został legendą ani on, ani nikt z nas, bo po prostu nie wygraliśmy tytułu. Ale piłkarz był znakomity. Deyny zastąpić oczywiście nie mógł. Natomiast trudno by było znaleźć zawodnika z takim zagraniem, jak on miał.
W Legii nie zdołał wywalczyć najcenniejszego trofeum – mistrzostwa. Udało się natomiast sięgnąć dwukrotnie po Puchar Polski (1980, 1981).
Henryk Miłoszewicz z Pucharem Polski wywalczonym z Legią Warszawa w 1981 roku. W finale stołeczny zespół pokonał po dogrywce Pogoń Szczecin 1:0.
Pełnię swoich umiejętności Miłoszewicz zaprezentował dopiero w Lechu. Do Poznania przeniósł się w 1983 roku. W Kolejorzu został następcą Janusza Kupcewicza. I z tej roli wywiązał się znakomicie. Był mózgiem zespołu z Bułgarskiej – nie tylko asystował, ale i strzelał gole. Regularnie wykonywał wszystkie stałe fragmenty gry. Stworzył niezapomniany duet z Mirosławem Okońskim, z którym wcześniej grał w Legii. Z Lechem zrobił to, co nie udało mu się w stolicy – sięgnął po mistrzostwo. Dorzucił do tego jeszcze krajowy puchar. Po rocznym pobycie w Poznaniu spróbował szczęścia za granicą – we francuskim Le Havre. Spędził tam dwa sezony, po czym na rok znów zawitał do Lecha. Potem jeszcze raz wyruszył poza granice kraju i reprezentował barwy drużyn z niższych lig – Stade Torbais i VfL Herzlake.
Najmniej udanym rozdziałem w karierze Miłoszewicza był ten poświęcony reprezentacji Polski. W koszulce z orzełkiem wystąpił zaledwie 9 razy – i były to jedynie mecze towarzyskie. W debiutanckim spotkaniu przeciwko Węgrom (1:2) 26 marca 1980 roku rozegrał 70 minut. Tydzień później 2 kwietnia przeciwko Belgom (1:2) zaliczył już całe spotkanie.
W seniorskiej reprezentacji gola Miłoszewiczowi strzelić się nie udało. Co innego w reprezentacji olimpijskiej. Choć zdobywał dla niej bramki, to nie spełnił swojego największego marzenia – o grze na igrzyskach (nie udało się awansować ani w 1980, ani w 1984 roku).
Po zawieszeniu butów na kołku Miłoszewicz spróbował sił w roli szkoleniowca. Pierwsze kroki w zawodzie stawiał w czwartoligowym Stade Torbais. Po powrocie do Polski ukończył jako jeden z pierwszych szkołę trenerów, którą w środowisku piłkarskim określa się mianem „Kuleszówki”. Samodzielnie zdołał poprowadzić trzy drużyny: Polonię Chodzież, Victorię Września i Kujawiaka Włocławek.
I właśnie trzeci z wymienionych okazał się ostatnim przystankiem w jego życiu. W sobotę rano 5 kwietnia 2003 roku Miłoszewicz poczuł się źle. Trafił do szpitala z bólami w klatce piersiowej. Na własne życzenie wypisał się jeszcze tego samego dnia, gdyż po południu prowadzony przez niego Kujawiak mierzył się z Wisłą Nowe. Trener stawił się na meczu, który jego zespół wygrał 1:0. Do domu już nigdy nie wrócił. Siedząc w samochodzie pod stadionem, doznał ataku serca. Półgodzinna reanimacja nie pomogła. Miłoszewicza w stanie ciężkim odwieziono do szpitala, w którym wkrótce potem zmarł. Miał zaledwie 47 lat.