Jeśli wierzyć w magię liczb, czwórka oznacza rozsądek i niezawodność w działaniu. W szkole czwórka to po prostu ocena dobra – obiekt westchnień niektórych uczniów czy studentów. W polskim hip hopie także pojawia się ta liczba – i to podwójnie. Bo który fan tejże muzyki nie słyszał o legendarnym zespole Kaliber 44? W piłce nożnej czwórka może być czymś zarówno dobrym, jak i złym. Jeśli dotyczy passy zwycięstw, wszystko jest jak najbardziej na miejscu. Gorzej dzieje się, gdy dotyczy serii porażek... I właśnie pewnemu rodzajowi serii związanej ze Stadionem Wrocław (obecnie Tarczyński Arena) będzie poświęcony poniższy tekst.
Po przyznaniu Polsce prawa do organizacji Euro 2012 we Wrocławiu zapadła decyzja o budowie stadionu, który miał zostać jedną z piłkarskich aren polsko-ukraińskich mistrzostw Europy. Obiekt zaprojektowano w 2008 roku, a wiosną 2009 ruszyła jego budowa. Plan zakładał, że zostanie on oddany do użytku po 2 latach. Z różnych powodów – mniejsza o szczegóły – inauguracja była kilkakrotnie przekładana. Ostatecznie udało się zapiąć – niemal wszystko – na ostatni guzik dzień przed planowaną imprezą otwierającą oficjalnie wrocławski stadion.
10 września 2011 roku nastąpiło wielkie otwarcie obiektu. Nie odbył się na nim jednak ani mecz piłkarski, ani koncert wschodzącej gwiazdy muzycznej. Stadion Wrocław przeistoczył się tamtego wieczora w ring pięściarski, na którym doszło do starcia wagi ciężkiej – Tomasz Adamek kontra Witalij Kliczko. Stawką pojedynku był mistrzowski pas federacji WBC. Na trybunach zasiadło 40 tysięcy widzów. Przeżyli oni jednak spore rozczarowanie. Walka zakończyła się porażką Polaka w 10. rundzie (przerwana przez sędziego po serii ciosów Ukraińca). „Doktor Żelazna Pięść” obronił tym samym pas mistrza świata.
Stadion Wrocław w nietypowej scenerii. W dniu otwarcia obiekt piłkarski zamienił się w arenę pięściarską.
Dwa miesiące później Stadion Wrocław stał się już areną piłkarską (po drodze odbyły się na nim mecze ligowe Śląska). Po raz pierwszy na tym obiekcie miała okazję wystąpić reprezentacja Polski. Biało-czerwoni prowadzeni przez Franciszka Smudę przygotowywali się do udziału w polsko-ukraińskim Euro 2012. Kadrowiczów czekał trudny sprawdzian. Do stolicy Dolnego Śląska zawitała reprezentacja Włoch, z którą naszej drużynie nigdy nie grało się łatwo. Premierowe spotkanie na nowej arenie okazało się pechowe. Biało-czerwoni przegrali 0:2. Wynik mógł być inny, ale Jakub Błaszczykowski nie wykorzystał rzutu karnego. Italia pokazała z kolei, że jej kibice mieli słuszność określając ją mianem „grande”, czyli wielkiej. Nasi fani toczyli natomiast walkę na innym polu – koszulkowym. Poszło o nowe stroje kadry, na których... brakowało godła. Ta kwestia została już wkrótce – ku uciesze wielu osób – rozwiązana pomyślnie.
Stadion Wrocław był jedną z aren mistrzostw Europy w 2012 roku. Premierowym meczem turnieju, jaki odbył się na dolnośląskim obiekcie była konfrontacja Rosji z Czechami. I tu po raz pierwszy pojawia się liczba 4. Zwycięzca spotkania – ekipa Sbornej – zaaplikował rywalom... cztery gole. Przeciwnik odpowiedział tylko jednym trafieniem. Starcie w „polskiej” grupie A obejrzało 41 tysięcy widzów.
Nieco większą publiczność zgromadziło najważniejsze – z naszego punktu widzenia – spotkanie, czyli Polska – Czechy. Nadzieje polskich kibiców były ogromne. Po dwóch remisach 1:1 w Warszawie – z Grecją i Rosją – wszyscy liczyli, że 16 czerwca 2012 roku biało-czerwonym uda się odnieść zwycięstwo nad południowym sąsiadem. Niestety, Polacy ulegli Czechom 0:1, a nasz zespół pogrążył Petr Jiráček. Była to druga porażka z rzędu drużyny trenera Smudy we Wrocławiu. Bolała jednak dużo bardziej od włoskiej lekcji futbolu, bowiem oznaczała pożegnanie z Euro 2012. Z posadą pożegnał się także selekcjoner.
Pozostańmy jeszcze w temacie przegranych meczów. Biało-czerwoni doznali we Wrocławiu jeszcze dwóch porażek. Obie przytrafiły się za kadencji Adama Nawałki. 15 listopada 2013 roku debiutował on w roli selekcjonera w stolicy Dolnego Śląska. Rozpoczął od falstartu i towarzyskiej przegranej ze Słowacją (0:2). Kibice wygwizdali naszą drużynę. Wielu zastanawiało się, czy sternikiem kadry została właściwa osoba. Czas pokazał, że ich obawy były niepotrzebne.
Porażka numer cztery zdarzyła się kilka lat później. Reprezentacja Polski serią sparingów przygotowywała się do startu na mundialu w Rosji. 23 marca 2018 roku do Wrocławia przyleciała kadra Nigerii, z którą biało-czerwoni nigdy wcześniej nie mieli okazji się zmierzyć. Afrykański zespół miał „imitować” Senegal, czyli grupowego rywala Polaków na MŚ. Sprawdzian nie wypadł najlepiej. Orły Nawałki w trzecim z rzędu meczu nie strzeliły gola i przegrały 0:1.
Stadion Wrocław nie należał do szczęśliwych miejsc dla drużyny narodowej. Do 17 listopada 2014 roku biało-czerwoni wygrali tam zaledwie raz, notując przy tym 3 porażki. Na odwrócenie tego trendu liczyli w starciu towarzyskim ze Szwajcarią. Mimo szybkiej straty gola (już w 4. minucie), udało się wyjść na prowadzenie (bramki Artura Jędrzejczyka i Arkadiusza Milika). Jednakże w końcówce rywale wyrównali i skończyło się wynikiem 2:2. Mecz zapamiętany został natomiast z innego powodu – nietypowej „cieszynki” popularnego „Jędzy”, który celebrując strzelonego gola... zasiadł pośród kibiców na jednej z trybun.
Także w kolejnych dwóch remisowych starciach Polacy musieli odrabiać straty. 14 listopada 2016 roku we Wrocławiu podejmowaliśmy towarzysko Słowenię. Na boisko wybiegli w większości dublerzy. Spotkanie zakończyło się remisem 1:1, a wyrównującego gola strzelił w 79. minucie Łukasz Teodorczyk.
Gdy niecałe 2 lata później (11 września 2018 r.) na Stadion Wrocław zawitała Irlandia, spotkanie towarzyskie znów zakończyło się remisem 1:1 (uratowanym 3 minuty przed końcem przez Mateusza Klicha). Kadrę prowadził już Jerzy Brzęczek, który debiutował przed własną publicznością. Spotkanie poprzedziła miła uroczystość. Jakub Błaszczykowski odebrał z rąk prezesa PZPN pamiątkową paterę z okazji 102 meczów w kadrze.
Ostatni raz Polacy zagrali we Wrocławiu 1 czerwca 2021 roku. Do towarzyskiej potyczki z Rosją bilans bramkowy w zremisowanych meczach wynosił... 4-4. Po jego zakończeniu zmienił się na 5-5, bowiem kolejny już raz padł wynik 1:1. Tym razem to Polska prowadziła 1:0 (gol Jakuba Świerczoka w 4. minucie). Warto podkreślić, że to spotkanie miało odbyć się... rok wcześniej. Zaplanowane było przed wyjazdem na Euro 2020. Jednakże przez pandemię koronawirusa przełożono nie tylko same mistrzostwa Europy, ale również mecze towarzyskie. I gdyby nie ten fakt, na ławce biało-czerwonych siedziałby zapewne trener Brzęczek, a nie Portugalczyk Paulo Sousa.
Najmilsze zostawiliśmy na deser. Stadion Wrocław mimo, że nie był może najszczęśliwszy dla biało-czerwonych, dostarczył też kilka miłych chwil. A konkretnie – cztery. Właśnie tyle razy zwyciężali tutaj biało-czerwoni. Premierowy triumf nasz zespół odniósł 11 września 2012 roku w eliminacjach MŚ 2014, za selekcjonerskiej kadencji Waldemara Fornalika. Wygraną z Mołdawią (2:0) zapewnili Jakubowie – Błaszczykowski i Wawrzyniak.
Na następne zwycięstwo w stolicy Dolnego Śląska Polacy musieli poczekać ponad 3 lata. 17 listopada 2015 roku Polska podejmowała reprezentację Czech. Nasz zespół triumfował 3:1, dzięki czemu ukoronował niezwykle udany rok, który zakończył się awansem do mistrzostw Europy we Francji.
Jednym z etapów przygotowań do Euro 2016 było starcie z Finlandią. 26 marca 2016 roku kadra Nawałki odniosła najwyższe zwycięstwo w historii meczów rozgrywanych na wrocławskim gigancie. Polska rozgromiła Suomi aż 5:0 (po dwa gole Kamila Grosickiego i Pawła Wszołka oraz jeden Filipa Starzyńskiego).
Czwartą wygraną biało-czerwoni zanotowali w Lidze Narodów. 14 października 2020 roku Polacy pokonali Bośnię i Hercegowinę 3:0, a dublet ustrzelił Robert Lewandowski. Dla kapitana reprezentacji były to pierwsze trafienia na stadionie we Wrocławiu.
Pozostańmy jeszcze przy numerologii. Z liczbą 4 i wrocławskim obiektem wiąże się jeszcze jedna historia warta przypomnienia. Cofnijmy się o kilka lat, a mianowicie – do 16 października 2012 roku. Gdy polsko-ukraińskie mistrzostwa Europy już dawno się zakończyły, a Śląsk Wrocław został mistrzem Polski i zdążył już odpaść z eliminacji Ligi Mistrzów i Ligi Europy, do stolicy Dolnego Śląska zjechały się gwiazdy światowego futbolu. Na stadion zawitała bowiem reprezentacja Brazylii, która zagrała tam towarzysko z Japonią. Canarinhos nie pozostawili złudzeń ekipie z Kraju Kwitnącej Wiśni i rozbili ich – a jakże – 4:0 (dwa gole Neymara i po jednym Paulinho i Kaki). Mecz obejrzało 30 tysięcy widzów.
Na zakończenie wróćmy do naszej drużyny i zbliżającego się pojedynku z Walią w Lidze Narodów 2022/2023. Przed tym starciem bilans meczów reprezentacji Polski na Tarczyński Arena we Wrocławiu jest remisowy: 4 wygrane Polaków, 4 remisy, 4 porażki. Ale już wiadomo, że magiczna czwórka przejdzie po tym spotkaniu do historii – niezależnie, jaki padnie wynik. Oczywiście, polscy kibice, dziennikarze, ale przede wszystkim – nasi piłkarze woleliby, aby liczba 4 zamieniła się w 5 po stronie zwycięstw. Tak podpowiada serce i zdrowy rozsądek, bo na pewno Polacy są w stanie ograć Wyspiarzy. Wszyscy liczymy więc na to, że 1 czerwca 2022 roku biało-czerwoni będą jak ta tytułowa, magiczna czwórka – niezawodni w działaniu.