Miał być selekcjonerem na lata, a został tylko na chwilę. Bilans Władysława Stachurskiego w roli trenera drużyny narodowej ograniczył się do czterech meczów. I to wyłącznie towarzyskich. Gdy były szkoleniowiec Legii Warszawa (z którą dotarł aż do półfinału Pucharu Zdobywców Pucharów w sezonie 1990/91) przejmował w listopadzie 1995 roku schedę po Henryku Apostelu, jego głównym zdaniem było przygotowanie biało-czerwonych do eliminacji mistrzostw świata. Ale ówczesny prezes PZPN Marian Dziurowicz po towarzyskich sprawdzianach kadry (trzeba uczciwie przyznać, że nieudanych) uznał, że "z tej mąki chleba nie będzie" i podziękował Stachurskiemu za pracę. Jego następcą został Antoni Piechniczek.
Stachurski nie miał łatwego zadania. Przejął rozbitą drużynę narodową po nieudanych eliminacjach Euro 1996. Piłkarze byli mocno zniechęceni i sfrustrowani, a już niedługo czekały ich kolejne kwalifikacje: do mundialu we Francji (1998). Na dodatek rywalami były światowe potęgi: Anglia i Włochy oraz zawsze niewygodne reprezentacje Gruzji i Mołdawii. Wyprawa do byłych republik Związku Sowieckiego mało komu się uśmiechała. To przecież nie tylko wyzwanie sportowe, ale także logistyczne i organizacyjne. Daleka i długa podróż (nie zawsze w komfortowych warunkach), zmiana klimatu i stref czasowych oraz groźni rywale. Ta „wycieczka” na Wschód nie zawsze kończyła się sukcesem biało-czerwonych.
► Ale dla nowego selekcjonera już debiut zakończył się koszmarem. No bo jak nazwać 0:5 z Japonią? Zgoda, termin nie był korzystny (19 lutego 1996 roku), miejsce (Hongkong) i skład (oparty na graczach z polskiej ekstraklasy) również. Ale tymi wszystkimi czynnikami nie można tłumaczyć katastrofalnej gry i wyniku.
Jak się okazało po latach, Stachurski na początku pracy z kadrą chciał zagrać ze słabszym rywalem z Europy, a nie z jednym z najsilniejszych na kontynencie azjatyckim. Ale względy finansowo-marketingowe zadecydowały o wyprawie do Hongkongu. Cudów nikt nie oczekiwał, ale tak bolesnej porażki także się nie spodziewano. Nowy selekcjoner nie zaczynał swojej misji pod szczęśliwą gwiazdą.
► Wydawało się że po laniu w Hongkongu, może być już tylko lepiej. Ale… nie było. O ile jeszcze wyjazdowa porażka z Chorwacją (1:2) wielkiej ujmy nie przynosi (biało-czerwoni nawet prowadzili po trafieniu Henryka Bałuszyńskiego), to już bezbramkowy remis ze Słowenią na stadionie Widzewa w Łodzi został przyjęty z dużym rozczarowaniem. 27 marca, w dniu 51. urodzin Stachurskiego, polscy piłkarze znowu nie zachwycili, szczególnie na bakier byli ze skutecznością, choć okazji bramkowych nie brakowało. Dokąd zmierzasz kadro? Takie pytanie zadawali sobie po tym „widowisku” nie tylko kibice i dziennikarza, ale również prezes PZPN Marian Dziurowicz.
„Być, albo nie być” dla selekcjonera okazał się towarzyski mecz z Białorusią w Mielcu. Rozegrany wprawdzie w Święto Pracy (1 maja 1996 roku), ale piłkarzom nie specjalnie chciało się tego dnia pracować. I znowu nasza drużyna nie utrzymała skromnej przewagi. Po golu Wojciecha Kowalczyka w 7. minucie, gościom udało się tuż po przerwie doprowadzić do remisu.
Po „wpadce” z Białorusią zdenerwowany Dziurowicz stracił cierpliwość i na trenera kadry „namaścił” Antoniego Piechniczka. Była to jego druga selekcjonerska kadencja (pierwsza, w latach 1981-86, zakończyła się medalem MŚ w Hiszpanii i dwukrotnym z rzędu awansem na mundial).
► Selekcjonerski bilans Władysław Stachurskiego był więcej niż skromny. Tylko 4 mecze towarzyskie: 2 remisy i 2 porażki. Wszystkie w 1996 roku.
Nasza drużyna zagrała z reprezentacjami 4 krajów: trzech z Europy (Chorwacja, Słowenia i Białoruś) oraz jednej z Azji (Japonia).
Mecze z Chorwacją i Słowenią były pierwszymi, z tymi rywalami, w historii biało-czerwonych.
► Aż 29 zawodników w 4 meczach sprawdził selekcjoner. We wszystkich zagrał tylko Dariusz Gęsior. W trzech wystąpiło pięciu piłkarzy: Andrzej Woźniak, Kazimierz Węgrzyn, Marek Citko, Zbigniew Wyciszkiewicz i Mariusz Śrutwa.
Danie wg portalu www.hppn.pl
Bilans bramkowy, to tylko 2 gole (Henryk Bałuszyński i Wojciech Kowalczyk) i aż osiem straconych (w tym pięć z Japonią). Dla Bałuszyńskiego było to trzecie trafienie w koszulce z orzełkiem na piersi, a dla Kowalczyka szóste.
► 6 zawodników zadebiutowało w koszulce z orzełkiem podczas krótkiej kadencji Władysława Stachurskiego.
Debiutanci w kadrze Stachurskiego
Paweł Skrzypek, Zbigniew Wyciszkiewicz, Marek Citko, Grzegorz Kaliciak, Mariusz Śrutwa (1996, Japonia), Marek Saganowski (1996, Białoruś).
Żaden z tych piłkarzy nie poprzestał na symbolicznym występie w reprezentacji: Saganowski uzbierał ich w sumie 35, Citko i Skrzypek - po 10, Śrutwa - 5, Kaliciak, Wyciszkiewicz - po 3.
W meczu z Białorusią Marek Saganowski zadebiutował w drużynie narodowej w wieku 17 lat i 183 dni. Młodszym od niego był wtedy tylko Włodzimierz Lubański (w starciu z Norwegią w 1963 roku miał 16 lat i 188 dni).
► Władysław Stachurski zmarł 13 marca 2013 roku w Warszawie. Miał 67 lat.