Dla strzelca pierwszej bramki ufundowano wielki, efektowny, ciężki puchar z węgla. Wręczać go strzelcowi samobójczej bramki? Bez przesady… Puchar został na stadionie. Ponoć przez kilka lat można go było tam oglądać. Potem zaginął.
Tytuły były druzgocące. NAJCZARNIEJSZY DZIEŃ NASZEGO PIŁKARSTWA, JESZCZE JEDNO ROZCZAROWANIE, DNO UPADKU POLSKIEGO PIŁKARSTWA. Dziennikarze nie oszczędzali reprezentacji, która 22 lipca 1956 roku rozegrała towarzyskie spotkanie z Niemiecką Republiką Demokratyczną. Czym zasłużyli sobie na tak miażdżącą krytykę stojący na zdjęciu panowie? (od prawej: Horst Mahseli, Lucjan Brychczy, Czesław Ciupa, Jerzy Woźniak, Czesław Uznański, Marceli Strzykalski, Henryk Kempny, Leszek Jezierski, Roman Korynt, Ryszard Wyrobek i Edmund Zientara).
Okoliczności meczu były niezwykłe. To przecież pierwsze, historyczne spotkanie na Stadionie Śląskim w Chorzowie – 100-tysięcznym obiekcie, który „będzie jeszcze jednym trwałym symbolem i namacalnym dowodem opieki, jakim Polska Ludowa otacza sport”. Tak pisał „Przegląd Sportowy” tuż przed otwarciem śląskiego giganta.
Dzień inauguracji także musiał być niezwykły. 22 lipca, czyli w dniu najważniejszego święta dla PRL-owskich władz. Została tylko drobnostka. Do tej podniosłej i uroczystej chwili mieli dostosować się piłkarze. Efektowną grą i takim zwycięstwem. Przeciwnika dostali w sam raz. Reprezentacja naszego zachodniego sąsiada stawiała dopiero nieśmiałe kroki na arenie międzynarodowej. Pierwszy oficjalny mecz rozgrała zaledwie cztery lata wcześniej. Wtedy gładko przegrała z… Polską. „Jeśli w Warszawie na Legii było 3:0, to ile będzie w Chorzowie na Śląskim?” – zastanawiali się kibice. Z wielkich oczekiwań wyszło… wielkie rozczarowanie. Drużyna Ryszarda Koncewicza przegrała na oczach 90 tysięcy widzów. A tego dnia wpadka goniła wpadkę. Premierowego gola strzelił wprawdzie Jerzy Woźniak, ale… samobójczego.
Dla strzelca pierwszej bramki ufundowano wielki, efektowny, ciężki puchar z węgla. Wręczać go strzelcowi samobójczej bramki? Bez przesady… Puchar został na stadionie. Ponoć przez kilka lat można go było tam oglądać. Potem zaginął.
Po kompromitującym 0:2 kolejny mecz na Śląskim biało-czerwoni zagrali dopiero rok później. Wtedy nastroje, kontekst i okoliczności były zupełnie inne. Wygrana ze Związkiem Radzieckim 2:1 po golach Gerarda Cieślika przeszła do chlubnej historii obiektu. Ale to już zupełnie inne zdjęcie.