Choć grudzień kojarzy się z przygotowaniami do świąt Bożego Narodzenia, ubieraniem choinki, kupowaniem prezentów czy szykowaniem wigilijnych potraw, można śmiało stwierdzić, że mimo niesprzyjającej aury, to niekoniecznie „niepiłkarski” miesiąc. Grudniowe granie jest czymś oczywistym w różnych częściach świata, jak chociażby na Wyspach Brytyjskich, gdzie kalendarz pomiędzy świętami a Nowym Rokiem szczelnie wypełnia rywalizacja o ligowe punkty. I choć nad Wisłą w tym czasie piłkarze głównie ładują baterie przed rozpoczęciem styczniowych zgrupowań i przygotowaniami do rundy wiosennej, w historii nie brakuje przykładów zmagań w ostatnim miesiącu roku czy to reprezentacji Polski, czy drużyn klubowych.
Teoretycznie grudniowa rywalizacja wydaje nam się bardziej oczywista w obecnych czasach. Lepsza infrastruktura, podgrzewane murawy, bardziej komfortowe stadiony. No i łagodniejsze zimy, związane z postępującym z roku na rok ociepleniem klimatu. Spoglądając jednak w najbardziej odległą przeszłość nie sposób nie zauważyć, że pierwszy oficjalny mecz reprezentacji Polski został rozegrany… właśnie w ostatnim miesiącu roku! 18 grudnia 1921 roku w Budapeszcie, biało-czerwoni ulegli Węgrom 0:1. Analizując statystyki naszej drużyny narodowej, mecze rozegrane w końcówce roku oczywiście nie stanowią ich dużej części. Na 897 oficjalnych spotkań do końca 2024 roku, te grudniowe to zaledwie 23 (co stanowi niewiele ponad 2,5 procent wszystkich). I co ciekawe ani jednego nie rozegraliśmy przed własną publicznością.
Zdecydowana większość spotkań rozgrywanych pod koniec roku to starcia towarzyskie. Poczynając od pierwszego, historycznego meczu na Węgrzech, kolejni selekcjonerzy w tym czasie lubili testować różne rozwiązania i sprawdzać szersze grono potencjalnych kandydatów do gry w koszulce z orłem na piersi. Nie zmienia to jednak faktu, że dla każdego zawodnika możliwość reprezentowania swojego kraju, niezależnie od okoliczności rozgrywania i rangi spotkania, jest nobilitacją i niezapomnianym przeżyciem. Szczególnie jeśli właśnie wtedy debiutuje się w biało-czerwonych barwach albo zdobywa premierową bramkę. Taką w 1985 roku w tureckiej Adanie zdobył chociażby 36-krotny reprezentant Jan Furtok, w zremisowanym 1:1 starciu z rywalem spod znaku półksiężyca.
Przedświąteczne zgrupowania polscy selekcjonerzy upodobali sobie głównie na początku XXI wieku. W latach 2003-2012 zorganizowano ich aż siedem, a nasi piłkarze najczęściej udawali się do Turcji (pięciokrotnie), choć nie zabrakło też wyjazdów do Kuwejtu, czy na Maltę. Właśnie w tym ostatnim kraju, w wygranym 4:0 meczu z gospodarzami w 2003 roku, jedyne gole w drużynie narodowej strzelili: Jarosław Bieniuk, Adrian Sikora i Marcin Burkhardt. Premierową bramkę w kadrze zdobył również Sebastian Mila.
Wielkie testowanie, nawet zakończone dobrymi występami, nie musiało oznaczać i najczęściej nie oznaczało, udanej kariery w reprezentacji. W wygranym 5:2 grudniowym meczu ze Zjednoczonymi Emiratami Arabskimi w Abu Zabi dwukrotnie do bramki w debiucie trafił Bartłomiej Grzelak, którego licznik występów w narodowych barwach zatrzymał się jednak na trzech. Ostatnim towarzyskim meczem kadry w końcówce roku był ten sprzed 12 lat, w którym w Turcji podopieczni Waldemara Fornalika pokonali Macedonię 4:1. Premierowe bramki w kadrze strzelili Arkadiusz Milik i Artur Jędrzejczyk, a debiutowali m.in. Łukasz Skorupski i Jakub Kosecki.
Choć oczywiście nie zdarzało się to tak często jak w przypadku meczów towarzyskich, w historii reprezentacji Polski znajdziemy również spotkania rozgrywane w grudniu, których stawką były punkty. Na liście znajdują się dwa takie mecze, z których pierwsze odbyło się 5 grudnia 1971 roku. Biało-czerwoni w Izmirze, kończyli nieudane eliminacje belgijskich mistrzostw Europy, w których awans z naszej grupy wywalczyła reprezentacja RFN. Mecz z Turkami dla losów rywalizacji nie miał już znaczenia, a gospodarze zwyciężyli 1:0. Dużo korzystniejszy finał miało zarówno spotkanie rozegrane 9 lat później, jak i same eliminacje mundialu 1982. 7 grudnia 1980 roku podopieczni Ryszarda Kuleszy wygrali w La Valettcie z Maltą 2:0 po bramkach Włodzimierza Smolarka i Leszka Lipki. Mecz, który z powodu skandalicznego zachowania kibiców i obrzucenia Polaków kamieniami zakończył się po drugim golu, udanie rozpoczął nie tylko drogę biało-czerwonych do awansu, ale również do 3. miejsca podczas turnieju finałowego w Hiszpanii, które nasi piłkarze zajęli już pod wodzą trenera Antoniego Piechniczka.
Rok 2022 w światowym futbolu był rewolucyjny. Po raz pierwszy turniej finałowy mistrzostw świata rozegrano nie latem, a na przełomie listopada i grudnia. Miało to oczywiście związek z klimatem i warunkami atmosferycznymi, które o tej porze roku są w Katarze bardziej sprzyjające piłkarzom i kibicom. Wśród 32 drużyn, które zjawiły się na Bliskim Wschodzie, po udanych barażach i pokonaniu Szwecji 2:0, nie zabrakło reprezentacji Polski. Prowadzony przez Czesława Michniewicza zespół nie tylko awansował do turnieju, ale pierwszy raz od 36 lat zameldował się w fazie pucharowej. I to właśnie dzięki wywalczeniu drugiego miejsca w grupie z Argentyną, Meksykiem i Arabią Saudyjską, mógł rozegrać spotkanie 4 grudnia. Na drodze do ćwierćfinału stanęli obrońcy trofeum i późniejsi wicemistrzowie świata. I choć biało-czerwoni po przegranej 1:3 pożegnali się ze zmaganiami, w meczu z Francją zaprezentowali się z dobrej strony.
Co zrozumiałe, dużo więcej okazji do emocjonowania się futbolem w ostatnich tygodniach roku polscy kibice mieli i wciąż mają za sprawą naszych klubów. I nie chodzi tylko o rywalizację ligową, która przed zimową przerwą najczęściej kończy się w pierwszych dniach grudnia. W przeszłości wielokrotnie mogliśmy wspierać nasze drużyny w przedświątecznych zmaganiach w Europie. Kilka z nich warto przypomnieć. W grudniu 1966 roku zabrzański Górnik rozbił u siebie CSKA Sofia 3:0, ale pożegnał się z Pucharem Europy po wcześniejszej klęsce w Bułgarii (0:4). W 1975 roku, mecz na słynnym Anfield z Liverpoolem w Pucharze UEFA rozegrał Śląsk (wrocławianie ulegli 0:3). Pięć lat później, w iście zimowych okolicznościach przygodę z Pucharem UEFA zakończył łódzki Widzew. Piłkarze Jacka Machcińskiego wygrali z Ipswich Town 1:0, ale wobec wcześniejszej klęski na Wyspach (0:5) nie mieli szans na awans do ćwierćfinału.
Wiele wspomnień związanymi z grudniowymi meczami mają kibice ze stolicy. W 1985 roku Legia po zaciętym, choć bezbramkowym, dwumeczu dopiero po dogrywce przegrała z Interem Mediolan (0:1), a to oznaczało pożegnanie z Pucharem UEFA na etapie 1/8 finału. W 1995 roku do Warszawy przyjechał Spartak Moskwa, żeby w – nomen omen – iście spartańskich mroźnych warunkach, pokonać Wojskowych (1:0). Obie ekipy awansowały jednak do ćwierćfinału Ligi Mistrzów. Grudzień to także ostatni – jak dotąd – występ polskiej drużyny w elitarnej Champions League. W sezonie 2016/17 dzięki pokonaniu Sportingu Lizbona 1:0, podopieczni Jacka Magiery zapewnili sobie grę w wiosennej fazie Ligi Europy.
Grudniowe mecze z rozrzewnieniem wspominają również kibice w innych polskich miastach. W Krakowie fanom Wisły ten miesiąc kojarzy się przede wszystkim ze spektakularnym wyjazdowym zwycięstwem 4:1 nad Schalke 04 Gelsenkirchen, w sezonie 2002/03 Pucharu UEFA. W defensywie niemieckiej drużyny grał wówczas m.in. Tomasz Hajto. W Poznaniu kibice Lecha chętnie wracają do tego co wydarzyło się w grudniu 2010, kiedy to gospodarze na zasypanej śniegiem murawie stadionu przy Bułgarskiej zremisował z wielkim Juventusem Turyn 1:1 i zapewnili sobie awans do 1/16 finału Ligi Europy.
2024 rok europejskimi emocjami rozgrzał tym razem kibiców w Białymstoku i Warszawie. Trzeba mieć nadzieję, że w kolejnych latach będzie podobnie. Nie tylko w Lidze Konferencji Europy, ale również w Lidze Europy i Champions League.