7 maja 2023 roku przejdzie do ponad suletniej historii Rakowa Częstochowa. Właśnie tego dnia, klub spod Jasnej Góry po raz pierwszy zapewnił sobie mistrzostwo Polski. Zespół prowadzony przez Marka Papszuna dokonał tego w dużej mierze dzięki doskonałej dyspozycji na własnym stadionie, na którym (do chwili zagwarantowania sobie końcowego sukcesu) w 15 spotkaniach zwyciężył aż 14-krotnie, nie ponosząc porażki. Obiekt przy ulicy Limanowskiego z całą pewnością można więc nazwać twierdzą Medalików, jednak w porównaniu z ligową konkurencją wciąż prezentuje się bardzo skromnie. Każde ze spotkań mistrzowskiego sezonu mogło śledzić z modułowych trybun zaledwie 5,5 tysiąca widzów.
Historia obiektu w dzielnicy Raków sięga połowy XX wieku. To właśnie wtedy zawiązano Społeczny Komitet Budowy Stadionu, który doprowadził do jego powstania w 1955 roku. Został on zaprojektowany nie tylko z myślą o drużynie piłkarskiej, dlatego też boisko okalała bieżnia lekkoatletyczna. Przez blisko pół wieku obiekt był własnością Huty Częstochowa, która dopiero w 2003 roku przekazała go miastu. Na trybunach w pierwszym okresie jego istnienia mogło zasiąść około 8 tysięcy widzów, ale wyniki piłkarzy spod Jasnej Góry sprawiły, że z rzadka wypełniał się w całości. To właśnie ten stadion był świadkiem pierwszego awansu Medalików do najwyższej klasy rozgrywkowej. Raków w ówczesnej I lidze występował w latach 1994-1998, a potem pożegnał się z elitą na ponad dwie dekady.
Niskie trybuny położone w znacznej odległości od linii bocznych boiska nie stwarzały komfortowych warunków do śledzenia piłkarskiej rywalizacji (zdjęcie wykonane 27 sierpnia 2018 roku).
Jeszcze dwadzieścia lat temu o klubie z Częstochowy nie pamiętał prawie nikt. Raków występował na piątym poziomie rozgrywkowym (w IV lidze) i nic nie wskazywało, że mógłby liczyć się w rywalizacji chociażby na poziomie centralnym. Pod Jasną Górą znalazł się jednak wizjoner, który postanowił zrealizować swoje marzenie o wielkości. Architekt sukcesu – właściciel Rakowa, dokładnie pamiętał spadek Medalików z ekstraklasy. To właśnie wtedy, jeszcze jako student Politechniki Częstochowskiej, Michał Świerczewski obiecał sobie, że przyczyni się do odbudowy ukochanej drużyny. Po tym jak osiągnął sukces w branży IT, w drugiej dekadzie XXI wieku stanął za sterami klubu. W tym czasie Raków dwa razy triumfował w Pucharze Polski, zdobył dwa wicemistrzostwa w ekstraklasie, a w tym sezonie dołożył do tego tytuł najlepszej drużyny w kraju. .
Jeszcze na początku sezonu 2018/2019, w którym Raków wywalczył awans do ekstraklasy, jego stadion dokładnie pamiętał miniona epokę. M.in. prowizoryczne zadaszenie pozwalało spełnić wymogi licencyjne tylko na drugim szczeblu rozgrywek. Trybuny mieściły ok. 4 tysięcy miejsc.
Radość z dołączenia do grona najlepszych drużyn w Polsce, dla kibiców Rakowa miała jednak słodko-gorzki smak. Awans wymusił co prawda na władzach miasta podjęcie decyzji o modernizacji obiektu przy ulicy Limanowskiego. Pierwszy przetarg ogłoszono latem 2019 roku. Ale to nie oznaczało szybkiego rozpoczęcia prac budowlanych. Problemy z wyborem wykonawcy, który zaproponowałby ofertę mieszczącą się w zaplanowanym budżecie, a także wybuch na początku 2020 roku pandemii koronowirusa sprawiły, że prace znacząco się wydłużyły. Z tego powodu zespół z Częstochowy na długo pożegnał się z grą przed własną publicznością.
Tymczasowym „domem” Rakowa został oddalony o ponad 80 kilometrów stadion GKS-u Bełchatów. Piłkarze z Częstochowy rozgrywali na nim mecze niemal przez dwa sezony ekstraklasy.
Raków wrócił do Częstochowy dopiero na mecz 27. kolejki PKO BP Ekstraklasy. 23 kwietnia 2021 roku wreszcie „u siebie” podejmował Śląsk Wrocław (mecz zakończył się wygraną gospodarzy 2:0). Oddana do użytku była wówczas tylko trybuna zachodnia, na której z powodu pandemii koronawirusa i tak nie mogli zasiąść kibice.
Podejmując decyzję o rozbiórce starego i budowie nowego obiektu przy Limanowskiego, władze Częstochowy nie zdecydowały się jednak na inwestycję w trwalszą, większą i co za tym idzie droższą konstrukcję. Postawiono na rozwiązanie modułowe i powstał stadion, który już na pierwszy rzut oka wygląda na tymczasowy. Ostatecznie może pomieścić 5,5 tysiąca widzów, z czego zaledwie niewiele ponad tysiąc krzesełek znajduje się pod dachem. Sporo kontrowersji od początku budził również kameralny sektor gości (na 300 miejsc), który pierwotnie (z powodu bardzo wysokiego ogrodzenia) wyglądał jak klatka. Ostatecznie zdecydowano się zmodernizować tę część stadionu, co nie zmienia faktu, że nie należy ona do najbardziej komfortowych w ekstraklasie.
Nie ulega wątpliwości, że kibice, piłkarze i cała społeczność skupiona wokół Rakowa czekają na powstanie nowoczesnego obiektu na miarę XXI wieku. Na razie nie słychać o konkretnych planach. Być może prace nabiorą tempa po kolejnych sukcesach zespołu, na czele z mistrzostwem Polski. Ale budowa stadionu trwa zwykle kilka lat i nie można oczekiwać jakiejkolwiek rewolucji w najbliższym czasie. Dlatego też piłkarze Medalików, podczas pierwszego podejścia do Ligi Mistrzów, być może będą zmuszeni znów opuścić swoje miasto. Już wiadomo, że obiekt zostanie dopuszczony do organizacji spotkań w trzech rundach eliminacji. Jeśli jednak mistrzowie Polski zakwalifikują się do czwartej – decydującej fazy walki o Champions League, przeniosą się do Sosnowca. Tam na otwartym niedawno stadionie mecze na co dzień rozgrywa pierwszoligowe Zagłębie. Nie byłby to pierwszy taki przypadek w dziejach klubu. W sezonie 2021/2022 w eliminacjach Ligi Konferencji Europy, Raków w roli gospodarza występował na Stadionie Miejskim w Bielsku-Białej.