Marek Citko 1997Marek Citko 1997
KronikiPromyk nadziei
Promyk nadziei
Autor: Piotr Kuczkowski
Data dodania: 27.03.2024
FOT. 400MMFOT. 400MM

Lata 90. nie należały do najlepszych w historii polskiego futbolu. Legii Warszawa i Widzewowi Łódź udało się co prawda zakwalifikować do Ligi Mistrzów, ale reprezentacji Polski wiodło się już co najwyżej przeciętnie. W efekcie od 1986 roku trwała niemoc biało-czerwonych w eliminacjach do mistrzowskich imprez. Wielu nadzieje na przełamanie fatalnej serii wiązało z nim. Marek Citko po przenosinach z Białegostoku do Łodzi z miesiąca na miesiąc stawał się gwiazdą ogólnopolskiego formatu. Z Widzewa trafił do drużyny narodowej i szybko znalazł się na ustach sympatyków futbolu w całym kraju.

Prawdziwa „Citkomania” wybuchła jesienią 1996 roku. Najpierw efektowne występy w Champions League i gol strzelony niemal z połowy boiska mistrzowi Hiszpanii – Atlético Madryt, później trafienie na słynnym Wembley przeciwko Anglikom. Ofensywny zawodnik Widzewa momentalnie stał się gwiazdą polskiego sportu, a zainteresowanie jego pozyskaniem wyrażały europejskie potęgi. I pewnie niedługo później zobaczylibyśmy go w koszulce Interu Mediolan, AC Milan, Arsenalu Londyn, Bayeru Leverkusen czy Blackburn Rovers, gdyby nie fatalna kontuzja, której doznał w maju 1997 roku. Zerwane ścięgno Achillesa na ponad rok przerwało jego karierę, a po powrocie już nigdy nie wrócił do dawnej dyspozycji. I choć na boisku jego poczynania mogliśmy obserwować aż do 2007 roku, wszystko co najważniejsze, wydarzyło się przed urazem. Z okazji 50. urodzin Marka Citki przypominamy trafienia, które trwale zapisały się w historii polskiej piłki i które mimo upływu blisko 30 lat, wciąż są z rozrzewnieniem wspominane przez kibiców. Co jednak warte odnotowania i zapewne dla wielu zaskakujące, wszystkie padły… w przegranych spotkaniach.

„TURKU KOŃCZ TEN MECZ...”

O spotkaniu eliminacji Ligi Mistrzów 1996/1997, w którym w Kopenhadze Widzew Łódź zapewnił sobie awans do fazy grupowej kosztem Brøndby napisano i powiedziano już chyba wszystko. Kultowy, niczym sam mecz, stał się również komentarz Tomasza Zimocha, który na antenie Polskiego Radia nawoływał tureckiego sędziego do zakończenia spotkania przy prowadzeniu gospodarzy 3:2. „Zwycięska porażka” mistrzów Polski (awans łodzianom dawały dwa gole strzelone na wyjeździe, przy wygranej 2:1 przy Alei Piłsudskiego) jest wspominana głównie za sprawą niesamowitej końcówki i bramki Pawła Wojtali. Trzeba jednak pamiętać, ekipie Franciszka Smudy, która przegrywała już 0:3, sygnał do odrabiania strat dał wcześniej właśnie Marek Citko.

3:1 Błyskawiczna kontra i gol M. Citki

Wiedzieliśmy, że w pierwszej połowie zawiedliśmy, ale Widzew miał charakter. Chcieliśmy jak najszybciej wyjść z tej szatni. Podjąć walkę. (...) Po meczu w naszej drużynie zapanowała euforia. Świętowaliśmy na boisku, a później w hotelu i w samolocie. Era telefonów komórkowych dopiero się zaczynała. Prezes Grajewski jako jedyny miał komórkę, więc każdy dzwonił do rodziny i znajomych od niego. Przyszedł pewnie gigantyczny rachunek, ale myślę, że po tym, jak wywalczyliśmy awans przyjął to spokojnie.

Marek Citko
WYPOWIEDŹ DLA  „PRZEGLĄDU SPORTOWEGO” Z 15 KWIETNIA 2015 R.

PREMIEROWY GOL

Pierwsze, historyczne spotkanie w fazie grupowej Ligi Mistrzów, łodzianie rozegrali w Dortmundzie, na stadionie najlepszej ekipy niemieckiej Bundesligi. Jak się okazało Widzewowi przyszło się mierzyć wówczas z późniejszym triumfatorem całych rozgrywek. Choć ostatecznie ulegli 1:2, to w całym spotkaniu zaprezentowali się nad wyraz dobrze, a gospodarze w końcówce musieli nerwowo zerkać na zegarki. A to za sprawą trafienia Marka Citki, który po kilku próbach, w końcu na kilka minut przed końcem, znalazł wreszcie sposób na pokonanie Stefana Klosa. Była to pierwsza bramka czerwono-biało-czerwonych w Champions League.

2:1 M. Citko po rykoszecie od J. Kohlera

Gdyby mecz trwał jeszcze z 15 minut, na pewno byśmy ich dopadli.

Tadeusz Gapiński
KIEROWNIK DRUŻYNY WIDZEWA DLA „SPORTU” Z 13 WRZEŚNIA 1996 R.

STRZAŁ, O KTÓRYM MÓWIŁ ŚWIAT

Rzadko zdarza się, żeby po spotkaniu zakończonym wynikiem 1:4, najwięcej uwagi poświęcało się zawodnikowi przegranej drużyny. Tak jednak było w kolejnym spotkaniu grupowym Widzewa, w którym mistrzowie Polski ulegli na własnym stadionie najlepszej ekipie Hiszpanii – Atlético Madryt. 3 punkty wywalczone przez podopiecznych Radomira Anticia, przez większość ekspertów i dziennikarzy były jednak spodziewane. Co innego niecodzienny gol autorstwa 22-letniego napastnika gospodarzy, który piłkę do siatki posłał... blisko z połowy boiska! Ta bramka została później uznana za jedną z najpiękniejszych w całych rozgrywkach. 

1:2 Niesamowity gol M. Citki!

Na odprawach pokazywano nam wcześniejsze mecze Atlético i zwracano uwagę na to, że Molina często wychodzi z bramki. Ja to sobie zakodowałem. Są na boisku momenty, w których trzeba pokazać odwagę. Od małego lubiłem adrenalinę, ryzyko. Kątem oka zauważyłem, że Molina faktycznie wyszedł wysoko. Uderzyłem i wpadło. Do odważnych świat należy. Właśnie odważnych piłkarzy świat zapamiętuje.

Marek Citko
WYPOWIEDŹ DLA  „PRZEGLĄDU SPORTOWEGO” Z 15 KWIETNIA 2015 R.

ZOSTAĆ GWIAZDĄ

17 października 1973 roku – tę datę zna chyba każdy kibic reprezentacji Polski. To właśnie wtedy po remisie 1:1 na słynnym Wembley, reprezentacja Polski kosztem Anglików zapewniła sobie awans do mistrzostw świata, żeby później turniej w Republice Federalnej Niemiec, zakończyć na najniższym stopniu podium. Gol autorstwa Jana Domarskiego z roku na rok obrastał legendą, tym większą, im dłużej trwała strzelecka niemoc biało-czerwonych w jaskini Trzech Lwów. Niemal po równych 23 latach, tę serię zakończył właśnie Marek Citko, który już w 7. minucie meczu eliminacji MŚ 1998 pokonując Davida Seamana, dał gościom znad Wisły prowadzenie. Stan euforii w Polsce trwał niewiele ponad kwadrans. Ostatecznie po dwóch trafieniach Alana Shearera, Anglicy wygrali 2:1, ale zdobywca bramki dla gości, wracał do kraju niemal jako bohater narodowy. 

0:1 M. Citko po podaniu H. Bałuszyńskiego

Ten gol na Wembley był podsycany atmosferą przed spotkaniem, bo długo słyszeliśmy, że nie mamy szans. Że na Wembley zawsze przegrywamy, słabo gramy i od wielu lat nie potrafimy tam nawet strzelić gola. Ta atmosfera nam się udzieliła, a ja lubiłem takie spotkania z dużą dawki adrenaliny. Denerwowała mnie ta opinia, że jedziemy tam tylko na pożarcie. Wiedziałem, że to dobry moment, by pokazać się z jak najlepszej strony. To jeden moment w życiu, gdy masz pokazać, że albo jesteś dobry albo słaby.

Marek Citko
WYPOWIEDŹ DLA SPORT.TVP.PL Z 27 MARCA 2020 R.

W KRAJU KAWY

Po bramce w Londynie w Polsce rozpoczęło się prawdziwe szaleństwo, a w wyniku wybuchu tzw. „Citkomanii” piłkarz Widzewa stał się niemal bohaterem masowej wyobraźni. Dość powiedzieć, w roku Igrzysk Olimpijskich w Atlancie, na których nasi reprezentanci wywalczyli 7 złotych medali, w plebiscycie Telewizji Polskiej to właśnie strzelec gola na Wembley, został „sportowcem roku”. Wszyscy oczekiwali, że utalentowany zawodnik wreszcie przywróci przygasły w ostatnich latach, blask piłkarskiej reprezentacji Polski. Na otwarcie 1997 roku drużyna pod wodzą Antoniego Piechniczka, po zgrupowaniu na Cyprze, wybrała się w daleką podróż do Ameryki Południowej, gdzie w brazylijskiej Goiânii zmierzyła się z mistrzami świata. Ronaldo, Romario, Roberto Carlos… Takich gwiazd światowego futbolu nikomu nie trzeba było przedstawiać. Canarinhos prowadzili już 4:0, ale rozmiary porażki w końcówce zmniejszyli Cezary Kucharski i – wykonujący „na raty” rzut karny – Marek Citko.

4:2 Gol M. Citki - karny na raty

NIE TYLKO HITY

Marek Citko przez 15 lat seniorskiej kariery występował w 9 klubach. W Polsce zakładał koszulki Jagiellonii Białystok, Widzewa Łódź, Legii Warszawa, Groclinu Dyskobolii Grodzisk Wielkopolski, Cracovii i Polonii Warszawa. Swoich sił próbował także w Izraelu i Szwajcarii. Najbardziej „owocny” był oczywiście okres gry w Mieście Włókniarzy, gdzie w blisko stu meczach ligowych zdobył 14 bramek. Jak już wiemy, do siatki trafiał również w rozgrywkach europejskich, ale też tych o Puchar Polski. To co cechowało filigranowego zawodnika, to dobre wyszkolenie techniczne, którym zdecydowanie wyróżniał się na tle rywali. Tak było m.in. w wygranym 5:1 pucharowym meczu z Rakowem Częstochowa w sezonie 1996/1997.

5:1 Efektowna podcinka M. Citki, podawał M. Szymkowiak

► BRAMKI I EFEKTOWNE ZAGRANIA MARKA CITKI MOŻNA ZOBACZYĆ W POLECANYCH MULTIMEDIACH