„Polak, Węgier, dwa bratanki, ale my strzelamy bramki”, „Ćmikiewicz, Deyna, Gadocha, Szymczak, Kraska – na piątkę piątka warszawska” (chodzi o piłkarzy, którzy na igrzyskach w Monachium reprezentowali dwa kluby ze stolicy: Legię i Gwardię – przyp. red.). Takimi transparentami witano drużynę Kazimierza Górskiego wracającą 11 września 1972 roku ze złotym medalem olimpijskim.
Na Okęciu na biało-czerwonych czekały tłumy kibiców. Tak atmosferę tego pamiętnego powrotu opisywał w książce „Wielki Finał” lekarz kadry Janusz Garlicki: „Podczas drogi wypytujemy załogę, jakie były reakcje w Polsce na nasz sukces, jakie zainteresowanie. Po niespełna dwóch godzinach lotu lądujemy na lotnisku Okęcie. Mimo przenikliwego zimna i deszczu oczekują nas setki kibiców oraz najbliżsi, którzy nie mniej od nas, a może i więcej, przeżywali nasze boje. Powitaniom, opowiadaniom nie było końca”.
To nie był koniec tak radosnych powrotów drużyny Górskiego. Rok później biało-czerwoni równie entuzjastycznie zostali powitani po zwycięskim remisie na Wembley, a dwa lata później jeszcze większe tłumy witały ich po mundialu w Niemczech.