Z czym przeciętnemu kibicowi reprezentacji Polski kojarzą się mecze z Mołdawią? U wielu fanów może nie być absolutnie żadnych konotacji ze spotkaniami przeciwko tej drużynie. Nie ma się czemu dziwić, bo starcia z Mołdawianami przypadały raczej na słabsze momenty w historii biało-czerwonych, a poza tym nie były zbyt ekscytującymi widowiskami. Pod wieloma względami bywały jednak wyjątkowe i nietypowe.
Brak silnych skojarzeń z meczów przeciwko temu rywalowi po części wynika z faktu, że historia meczów między Polską a Mołdawią jest relatywnie krótka. Kraj ze stolicą w Kiszyniowie dopiero w 1991 roku uzyskał niepodległość, a jego reprezentacja piłkarska pierwszy oficjalny mecz rozegrała blisko trzy lata później. Między innymi z tego faktu wynika niewielka liczba meczów biało-czerwonych z Mołdawią. Takich starć było sześć, a więc sześciokrotnie mniej niż spotkań z Rumunami, z którymi Polacy mierzyli się najczęściej w historii.
Spotkania z Mołdawią na pewno korzystnie może wspominać bohater ostatniego meczu z Niemcami, podczas którego został uroczyście pożegnany – Jakub Błaszczykowski. Były już pomocnik reprezentacji Polski dość sprawiedliwie „obdzielał” przeciwników strzelanymi im golami, a 21 bramek w narodowych barwach zdobył przeciwko aż 19 drużynom. Tylko Rosji i właśnie Mołdawii strzelił więcej niż jednego gola.
Szczególnie udane dla Błaszczykowskiego było spotkanie z Mołdawią 11 września 2012. Reprezentacja Polski była w trudnym momencie, zaraz po nieudanych (pod względem sportowym) mistrzostwach Europy oraz kilka tygodni po wstydliwej porażce w sparingu z Estonią. Atmosfera wokół kadry była kiepska, bo do kiepskich wyników doliczyć należy jeszcze zawirowania związane z prawami do transmisji meczów kadry, w związku z czym kibice nie mogli obejrzeć w telewizji meczu z Czarnogórą, który odbył się cztery dni przed starciem z Mołdawią.
W tak ponurej atmosferze, w obecności zaledwie 26 tysięcy widzów na stadionie we Wrocławiu, zespół starał się o pierwsze zwycięstwo pod wodzą selekcjonera Waldemara Fornalika. Udało się to w dużej mierze za sprawą Błaszczykowskiego. Najpierw występujący wówczas w Borussii Dortmund pomocnik wykorzystał rzut karny wywalczony przez Łukasza Piszczka, a w końcówce spotkania doskonale dośrodkował na głowę Jakuba Wawrzyniaka, który ustalił wynik spotkania na 2:0. „Błaszczykowski w reprezentacji jest zawodnikiem starającym się brać odpowiedzialność za grę na własne braki i przekłada się to na konkrety. W tej chwili to na boisku fundamentalna postać tej drużyny, nie tylko dlatego, że jest kapitanem i gra na co dzień dla mistrza Niemiec” – napisał Przemysław Pawlak w relacji dla „Piłki Nożnej”.
Choć biało-czerwoni nie byli po ograniu Mołdawian zbytnio chwaleni, bo zagrali dość przeciętnie, to zwycięstwo mogło być bardziej okazałe, ale sędziowie nie uznali goli Marcina Wasilewskiego i Łukasza Piszczka. W obu sytuacjach udział znów miał Błaszczykowski. Przy pierwszej dośrodkował z rzutu rożnego na głowę Kamila Glika, który zgrał piłkę do będącego na spalonym Wasilewskiego, a za drugim razem wyłożył piłkę Piszczkowi. Sędzia odgwizdał jednak pozycję spaloną Błaszczykowskiego, choć telewizyjne powtórki pozostawiają sporo wątpliwości co do słuszności tej decyzji.
Drugiego gola Mołdawii strzelił Błaszczykowski w rewanżowym meczu eliminacji mistrzostw świata. Już w szóstej minucie wykorzystał świetne dogranie Roberta Lewandowskiego i wygrał pojedynek z bramkarzem przeciwników. Nie był to jednak dobry mecz dla Polaków, bo remis 1:1 drastycznie ograniczył ich szanse choćby na grę w barażach o awans do turnieju. „Kicha w Kiszyniowie” – tak zatytułował relację ze spotkania serwis 90minut.pl. „Remis 1:1 z Mołdawią jest jak porażka” – zaznaczał z kolei „Przegląd Sportowy”.
– Potwierdziła się nasza bolączka, czyli nie najlepsza gra w defensywie. Straciliśmy bramkę „z niczego” (…). Gdybyśmy do przerwy prowadzili, a tak powinno być, to moglibyśmy zmodyfikować taktykę [co pomogłoby wygrać mecz] – tłumaczył po spotkaniu rozgoryczony Waldemar Fornalik, który musiał mierzyć się z pytaniami dziennikarzy o dymisję.
Takich dylematów nie miał Ion Caras, legenda Zimbru Kiszyniów i pierwszy w historii selekcjoner reprezentacji Mołdawii. W latach 2012-2014 już po raz trzeci pracował z rodzimą kadrą. Może on być poniekąd również symbolem meczów Polska – Mołdawia. Dotąd bowiem odbył się tylko jeden mecz, w którym to nie Caras był trenerem naszych rywali. Dla porównania, Fernando Santos będzie już szóstym szkoleniowcem, który zmierzy się z Mołdawią jako selekcjoner reprezentacji Polski.
Jedynym trenerem oprócz Carasa, który jako selekcjoner Mołdawian rywalizował z Polską, jest Gavril Pele Balint. Tak, drugie imię wielokrotnego reprezentanta Rumunii (i m.in. zdobywcy Pucharu Europy z 1986 roku) nie jest pomyłką. Ojciec Balinta był jednak wielkim fanem „króla futbolu” z Brazylii i na jego cześć nazwał syna.
Gdyby jednak Pelé oglądał mecz Polska – Mołdawia z 6 lutego 2011, to mało realne jest, by dotrwał przed telewizorem do końcowego gwizdka sędziego. Spotkanie rozegrane zostało w Vila Real de Santo António na południu Portugalii i kończyło zgrupowanie biało-czerwonych dla zawodników występujących w Polsce. Trener Franciszek Smuda nie mógł więc skorzystać z wielu regularnych reprezentantów. Dość powiedzieć, że w kadrze meczowej Polaków nie było choćby jednego zawodnika, który strzelił wcześniej gola w narodowych barwach.
Eksperymentalny skład w spotkaniu rozgrywanym na początku lutego, gdy zawodnicy byli w trakcie przygotowań do rundy wiosennej w Ekstraklasie, okrutnie męczył się ze słabymi Mołdawianami. W odniesieniu zwycięstwa pomógł mu jednak Stanislav Namașco, który fatalnie pomylił się przy strzale Dawida Plizgi. Mołdawski bramkarz nieudolnie próbował złapać piłkę i ostatecznie przepuścił ją między rękami oraz nogami do siatki.
W równie nietypowym składzie biało-czerwoni rozegrali ostatnie, jak dotąd, spotkanie z Mołdawią. 20 lutego 2014, koniec zgrupowania w Zjednoczonych Emiratach Arabskich, na które selekcjoner Adam Nawałka mógł zabrać tylko zawodników z polskich klubów. Od początku nie zanosiło się więc na widowisko, które zapisze się w annałach naszej piłki. „Puste trybuny, lichy rywal, piłkarze wyłącznie z polskiej ligi i to wcale nie najlepsi. Trudno czymś takim się emocjonować i udawać, że ma duże znaczenie” – pisał Antoni Bugajski w „Przeglądzie Sportowym”. Emocji może nie było wyjątkowo dużo, ale Polacy zwyciężyli 1:0.
Gra przeciwko Mołdawii zapadła na pewno w pamięć kilku zawodnikom. Dla Michała Miśkiewicza i Wojciecha Golli był to debiut w narodowych barwach, a Karol Linetty, Michał Masłowski, Maciej Wilusz, Igor Lewczuk oraz Mateusz Zachara wystąpili zaledwie po raz drugi. Dla dwóch ostatnich były to również ostatnie minuty w meczach reprezentacji Polski.
Mecz w obecności garstki widzów na trybunach Zayed Sports City Stadium w Abu Zabi okazał się również pożegnaniem z kadrą Pawła Brożka. Było jednak dość nietypowe, bo dziewiątą bramkę w drużynie narodowej zdobył… udem. „Ale fart!” – skwitował po chwili strzelec jedynego gola.
To starcie z Mołdawianami było historyczne z jeszcze jednego powodu. Stanowiło kres zimowych zgrupowań reprezentacji Polski poza oficjalnymi terminami FIFA, które często były deprecjonowane i nawet wyśmiewane przez kibiców czy dziennikarzy, którzy rozgrywane wówczas sparingi nazywali meczami typu „hotel na hotel”. Od meczu z Mołdawią w 2014 roku Polska już nigdy nie rozegrała spotkania bez zawodników zagranicznych klubów w składzie. Był to również ostatni dotąd mecz biało-czerwonych w styczniu (nigdy później nie grali też w lutym).
Spacer po historii meczów Polski z Mołdawią kończymy tam, gdzie się ona rozpoczęła, czyli na dwumeczu w eliminacjach mistrzostw świata 1998. Po raz pierwszy obie reprezentacje spotkały się 10 listopada 1996 w Katowicach. Był to niespodziewanie ciężki dla biało-czerwonych bój z drużyną, która rozgrywała dopiero 28. mecz w historii. Dla zespołu prowadzonego przez Antoniego Piechniczka miała to być doskonała okazja do poprawy nastrojów i przerwania fatalnej serii 13 spotkań bez zwycięstwa.
Przełamanie wydawało się dziecinnie proste, bo drużyna Mołdawii zgodnie była uważana za najsłabszy zespół w grupie 2. A jednak polscy kibice drżeli o zwycięstwo do ostatnich sekund. Gol szybko strzelony przez Henryka Bałuszyńskiego rozbudził apetyt na wysoką wygraną, lecz potem nie było już tak dobrze. Emocje sięgnęły zenitu w końcówce, gdy sędzia podyktował dwa karne – sprawiedliwie po jednym dla każdej z ekip. Outsider był bliski sprawienia sensacji, ale na szczęście dla nas nie zdobył wyrównującej bramki i przegrał 1:2.
Mecz w Katowicach pamięta zapewne Serghei Cleşcenco, aktualny selekcjoner reprezentacji Mołdawii. To on strzelił gola na 2:1, z powodu którego ostatnie minuty meczu były bardzo nerwowe. Ówczesna gwiazda mołdawskiej piłki rozegrała pełne spotkanie również rok później, w rewanżowej potyczce w Kiszyniowie. Tam jednak Polacy nie pozostawali rywalom żadnych złudzeń i zwyciężyli 3:0. Wszystkie gole strzelił Andrzej Juskowiak. Był to dopiero pierwszy hat-trick biało-czerwonych od pamiętnego wyczynu Zbigniewa Bońka z meczu przeciwko Belgii w mistrzostwach świata 1982.
Juskowiak w Kiszyniowie błyszczał, zdobył bramki i lewą, i prawą nogą, a media zwracały uwagę, że w reprezentacji radzi sobie znacznie lepiej niż w klubie. – Bardzo się cieszę, że strzeliłem aż trzy gole. Ostatni raz udało mi się to na igrzyskach olimpijskich w Barcelonie. Przy drugiej bramce bardzo pomógł mi Wojtek Kowalczyk, a przy trzeciej – Jurek Brzęczek. Dlaczego nie strzelam goli w Borussii Mönchengladbach? Dlatego, że nie mam takich podań, jak to Brzęczka – stwierdził po meczu napastnik reprezentacji Polski.
Po tym spotkaniu w zespole biało-czerwonych nastroje były doskonałe. Szans na awans na mundial nie było już dawno, ale odkąd selekcjonerem został Wójcik, to Polacy tylko wygrywali. Zupełnie odwrotnie było u Mołdawian, dla których była to jedenasta porażka w 12 kolejnych spotkaniach (w tym czasie zdołali pokonać Indonezję 2:1). „Mniej przejmowali się tym meczem szefowie mołdawskiej federacji. Obiecali piłkarzom za zwycięstwo tylko 10 tysięcy dolarów do podziału. To była kara za słabe występy w eliminacjach” – zauważał Dariusz Kurowski, reporter „Piłki Nożnej”.
W nadchodzącym spotkaniu wynik 3:0 dla Polski ponownie nie byłby żadną sensacją, choć oba zespoły są silniejsze niż 26 lat temu. Historia pokazała jednak, że mecze biało-czerwonych z Mołdawianami są zazwyczaj wymagające dla zawodników i niezbyt atrakcyjne dla widzów.
10 listopada 1996, Katowice
Polska – Mołdawia 2:1 (el. MŚ 1998)
7 października 1997, Kiszyniów
Mołdawia – Polska 0:3 (el. MŚ 1998)
6 lutego 2011, Vila Real de Santo António
Mołdawia – Polska 0:1 (mecz towarzyski)
11 września 2012, Wrocław
Polska – Mołdawia 2:0 (el. MŚ 2014)
7 czerwca 2013, Kiszyniów
Mołdawia – Polska 1:1 (el. MŚ 2014)
20 stycznia 2014, Abu Zabi
Polska – Mołdawia 1:0 (mecz towarzyski)