Jedni stracili kończynę w wypadku, drudzy urodzili się bez niej, a jeszcze inni przyszli na świat z wadą ręki lub nogi. Choć przeżywali różne sytuacje życiowe, a świat walił się im niekiedy na głowę, to zawsze wracali silniejsi. Silniejsi do tego stopnia, że nie zważając na koleje losu, próbowali odnaleźć się w sporcie. Dzięki takim ludziom zrodził się ampfutbol – dyscyplina, która w Polsce zyskuje coraz większą popularność. I trudno się temu dziwić, bo gdy popatrzymy na to, jak – mówiąc kolokwialnie – ampfutboliści „zasuwają” o kulach po boisku, ich mecze ogląda się z wielkim podziwem, entuzjazmem i zaciekawieniem.
Na wstępie warto powiedzieć kilka słów na temat samej dyscypliny, gdyż nie wszyscy znają jej zasady. Ampfutbol to dyscyplina dla osób po jednostronnej amputacji lub wadzie kończyn dolnych (zawodnicy z pola) i górnych (bramkarze). Drużyny wystawiają 7-osobowe składy, a w trakcie meczów dokonywane są nieograniczone zmiany lotne (jak w hokeju na lodzie). Tak jak w klasycznej odmianie piłki nożnej, gra się na tradycyjnej murawie lub na sztucznej nawierzchni. Boiska są jednak zdecydowanie mniejsze. Ich optymalne wymiary to 60x40 metrów. Mniejsze są również bramki – 2,2x5 metrów. Spotkania trwają po 50 minut i składają się z dwóch 25-minutowych połów (+10 min. przerwy).
Jeśli zaś chodzi o zasady, w ampfutbolu nie zobaczymy wślizgów, gdyż są one zabronione. Ale efektowne gole, strzelane niekiedy przewrotką czy tzw. nożycami – możemy podziwiać już jak najbardziej. Niedozwolone jest zagrywanie kulą i kikutem – w obu przypadkach jest to uznawane za przewinienie. Bramkarzowi nie wolno wychodzić poza pole karne. Jedenastki, a w zasadzie szóstki, w ampfutbolu wykonuje się z odległości 6 metrów. Auty zaś wybijane są nogą z linii bocznej. I co chyba najistotniejsze – nie ma spalonych.
Krystian Kapłon wznawiający grę z rzutu rożnego w meczu z Anglią (0:3) na mistrzostwach świata w Turcji.
Wydawać by się mogło, że ampfutbol to stosunkowo młoda dyscyplina. W naszym kraju – na pewno. Jednak narodziła się ona jeszcze w XX wieku, w Stanach Zjednoczonych. Szacuje się, że swój początek miała w 1980 roku, gdy niepełnosprawni narciarze z USA – na czele z tamtejszą legendą, Donem Bennettem – poszukując sposobu na utrzymanie dyspozycji fizycznej w trakcie lata, wpadli na pomysł gry w tę odmianę piłki nożnej. To właśnie za Wielką Wodą zorganizowano pierwsze zawody ampfutbolowe, a następnie utworzony związek ampsoccera.
Początkowo grano po 11 zawodników. W Ameryce Północnej rozgrywane były małe turnieje, w których udział brały Stany Zjednoczone, Kanada i Salwador. Inne kraje nie wykazywały nimi większego zainteresowania. Ale do czasu. Mijały kolejne lata i ampfutbol zaczął się cieszyć coraz większą popularnością. Aż w końcu w 1998 roku powołana do życia została Światowa Federacja Amp Futbolu, a dyscyplina będąca wówczas amatorską, zaczęła stawać się coraz bardziej profesjonalną.
Do Polski ta dyscyplina dotarła w 2011 roku. I chyba nikt – na czele z prezesem Amp Futbol Polska, Mateuszem Widłakiem – nie spodziewał się, że zyska taką popularność. Zaczęło się od zorganizowania treningów dla 13 zawodników, a skończyło na reprezentacji, której mecze mistrzostw Europy 2021 w Krakowie śledziło po kilka tysięcy ludzi.
W marcu 2012 roku utworzona została reprezentacja Polski, a za jej sterami zasiadł Marek Dragosz – licencjonowany trener UEFA. Polscy ampfutboliści niczym uczniowie czy studenci, zabrali się za nadrabianie zaległości. A mieli nad czym pracować. Do światowej i europejskiej czołówki biało-czerwonych dzielił spory dystans, gdyż w wielu krajach ta dyscyplina „hulała” już od lat, a Polska była w niej raczkującym bobasem. Ale trener Dragosz i jego wybrańcy udowodnili, że nie ma rzeczy niemożliwych, a ciężką pracą można zajść bardzo daleko.
Kolejnym krokiem w rozwoju tej dyscypliny w kraju nad Wisłą było powstanie Amp Futbol Ekstraklasy w 2015 roku. W rozgrywkach brały udział drużyny klubowe z całej Polski oraz zaproszone zespoły zagraniczne.
Mateusz Widłak – prezes Amp Futbol Polska przed meczem z Ukrainą na mistrzostwach Europy w Krakowie w 2021 roku.
Pierwszymi międzynarodowymi zmaganiami, w których wzięli udział biało-czerwoni‚ był Turniej Czterech Narodów w Manchesterze w 2012 roku. Polacy uplasowali się na drugim miejscu, a jedynej porażki doznali w meczu z Anglią. Był to jednak przedsmak tego, co czekało „Orłów Dragosza” w kolejnych miesiącach i latach.
Historyczną imprezą z udziałem reprezentacji Polski były mistrzostwa świata 2012 w Rosji. Nasza drużyna dostała się do grona najlepszych... kuchennymi drzwiami, zastępując jedną z drużyn, które wycofały się z turnieju (Francja, Brazylia). Debiut nie był udany, Polacy przegrali pięć z sześciu spotkań i zakończyli MŚ na 11. pozycji.
Kolejne mundialowe starty były już lepsze. Szczególnie ten dwa lata później, w Meksyku. Zespół trenera Dragosza dotarł w nim do strefy medalowej. Krążka nie udało się zdobyć, bowiem biało-czerwoni w spotkaniu o trzecie miejsce ulegli Turcji (0:1). W 2018 roku Meksyk ponownie gościł najlepsze drużyny globu. Tym razem dotarliśmy do ćwierćfinału. Zmagania zakończyliśmy ostatecznie na siódmej pozycji.
Ostatni start Polaków na mistrzostwach świata w 2022 r. w Turcji okazał się sporym rozczarowaniem, także dla samych zawodników. Po efektownej wygranej z Hiszpanią (3:0) w trzeciej kolejce fazy grupowej biało-czerwoni przystępowali do meczu 1/8 finału w dobrych nastrojach. Popsuła je niestety reprezentacja Brazylii (1:2). Porażka z Canarinhos spowodowała, że nasz zespół stracił szansę na medal. Ostatecznie Polska skończyła turniej na odległej 13. lokacie.
Znacznie lepiej nasi ampfutboliści radzili sobie w mistrzostwach Europy. Dotychczas Polacy startowali w dwóch takich imprezach – w 2017 i 2021 roku. W obu przypadkach wracaliśmy z nich z brązowymi medalami. Kibice, jak i nasi zawodnicy, zapamiętali szczególnie to drugie Euro, które odbyło się w Krakowie. To był niesamowity turniej. Mecze kadry trenera Dragosza cieszyły się sporym zainteresowaniem. O wywalczeniu brązowego krążka przesądziło zwycięstwo nad Rosją (1:0), po golu Jakuba Kożucha.
Gdyby nie selekcjoner Dragosz, reprezentacja Polski w ampfutbolu nie zrobiłaby tak znaczących postępów i nie wywalczyłaby medali mistrzostw Europy. To człowiek-legenda tej dyscypliny sportu. Funkcję trenera polskiej kadry sprawował przez 11 lat. Kres jego pracy nastąpił po nieudanych mistrzostwach świata 2022.
Uradowany selekcjoner Marek Dragosz po meczu z Hiszpanią na mistrzostwach świata w Turcji (2022).
Były już selekcjoner poprowadził reprezentację w 130 meczach, pojechał z nią na cztery mundiale oraz dwa turnieje mistrzostw Europy. Przez ten czas kadra trenera Dragosza dostarczyła kibicom wielu niezapomnianych chwil – momentów ogromnej radości, jak i wzruszeń. Teraz kolejny reprezentacyjny rozdział w polskim ampfutbolu będzie pisał już nowy szkoleniowiec. W drugiej połowie listopada 2022 roku selekcjonerem drużyny narodowej został Dmytro Kameko, dla którego będzie to pierwsza praca z ampfutbolistami. Ukrainiec prowadził wcześniej z sukcesami zespoły futsalowe w Ukrainie, Białorusi i Polsce. Teraz chce w nowej dla niego odmianie piłki nożnej poprowadzić do zwycięstwa naszych herosów.