„Jeżeli noga ci nie odpada, możesz zasuwać dalej” – takie było jego trenerskie credo. O jego podejściu do piłki najlepiej opowiada anegdota z czasów, gdy pracował na zachodnim Pomorzu, którą w książce „70 niezwykłych historii na 70-lecie Pogoni Szczecin” przytoczył Jacek Cyzio. Po ligowym meczu – jak to zwykle bywa – kilku zawodników wybrało się do masażysty, by ukoić ból po licznych kopniakach i kuksańcach. Najbardziej z nich poszkodowany Kazimierz Sokołowski, z nogą w gipsie, wgramolił się na łóżko i spokojnie czekał na fachową pomoc, gdy nagle do sali wparował Napoleon.
– Co wy tu robicie? – zapytał stanowczym tonem. – Trening zaczyna się za pięć minut.
– Ale trenerze, litości… A regeneracja?
– Regeneracja? – zdziwił się Jezierski. – Ja wam zaraz zrobię regenerację!
Następnie poprosił masażystę o nożyce i młotek, podszedł do Bogu ducha winnego Sokołowskiego i – szast-prast – może niezbyt fachowo, ale bardzo skutecznie zdjął mu opatrunek. Potem pomógł piłkarzowi dźwignąć się z łóżka, przytrzymał, gdy ten próbując wrócić do pionu trochę się zachwiał, i wreszcie skwitował:
– Paluszek i główka… Jak dzieci… Jak dzieci… A teraz zamiatać mi do szatni i za chwilę widzimy się na boisku. Wszyscy. Ty Kazik też.
Z Napoleonem nie było żartów. Gdy wydał rozkaz, to nawet kulawy koń musiał być gotowy do galopu. Jak w bitwie pod Somosierrą. Sokołowski przekuśtykał cały trening, wrócił do domu nieprzytomny z bólu, ale na szczęście dzień później poczuł się już lepiej. Uraz okazał się niegroźny.