Piotr Romke, Józef Młynarczyk, Krzysztof Surlit po meczu Liverpool FC - Widzew Łódź 3:2 (16.03.1983).Piotr Romke, Józef Młynarczyk, Krzysztof Surlit po meczu Liverpool FC - Widzew Łódź 3:2 (16.03.1983).
KronikiNa podbój Europy - pamiętne mecze Widzewa w pucharach
Na podbój Europy - pamiętne mecze Widzewa w pucharach
Autor: Piotr Kuczkowski
Data dodania: 9.08.2022
FOT. PAPFOT. PAP

Rok 2022 jest wyjątkowy dla jednego z najpopularniejszych i najbardziej zasłużonych klubów piłkarskich w Polsce. Po siedmiu latach od bankructwa i ośmiu od spadku z ekstraklasy, Widzew Łódź wrócił do krajowej elity. Wypełniony po brzegi stadion, rekordy sprzedanych karnetów i rzesza kibiców w całym kraju – nieobecność klubu z Miasta Włókniarzy wśród najlepszych na przestrzeni ostatniej dekady jest tym bardziej zauważalna, kiedy spojrzy się na to, co wokół niego dzieje się właśnie teraz. Ale jak to możliwe, że zespół, który w ostatnich latach znajdował się na peryferiach ligowego futbolu, zaczynając odbudowę od piątego poziomu rozgrywek, mimo braku sukcesów wciąż budzi tak duże emocje? To wszystko za sprawą wielkich drużyn, które w latach 80. i 90. XX wieku rozbudzały wyobraźnię sympatyków futbolu nad Wisłą, zdobywając w sumie cztery tytuły mistrzowskie i Puchar Polski, ale przede wszystkim tocząc niezapomniane boje z najsilniejszymi ekipami w Europie. My przypominamy dziesięć – naszym zdaniem – najważniejszych potyczek czerwono-biało-czerwonych na międzynarodowej arenie.

EUROPEJSKI DEBIUT – PIERWSZA SENSACJA. WIDZEW LEPSZY OD MANCHESTERU CITY!

Historia występów drużyny z Alei Armii Czerwonej w Łodzi (obecnie Aleja Piłsudskiego) w europejskich rozgrywkach sięga sezonu 1977/1978. To właśnie wtedy nikomu nieznany debiutant z Polski, po wywalczeniu wicemistrzostwa kraju (tytuł padł wówczas łupem wrocławskiego Śląska) zadebiutował w rozgrywkach o Puchar UEFA. I choć nikt o zdrowych zmysłach nie dawał szans podopiecznym trenera Bronisława Waligóry w konfrontacji z Manchesterem City, ci zdawali się nic sobie z tego nie robić. I choć nie pokonali faworyta z Wysp, dwa remisy (2:2 w Anglii po dwóch golach Zbigniewa Bońka i 0:0 w Łodzi) dały im awans do 1/16 finału! W niej dwukrotnie lepsze (5:3 i 1:0) okazało się holenderskie PSV Eindhoven, choć szczególnie pierwszy mecz w Łodzi przyniósł ogromne emocje.

Skrót meczu (niekompletny)

BONIEK VS PLATINI

Zanim wybitni reprezentanci Polski i Francji zaczęli stanowić o sile włoskiego Juventusu Turyn, spotkali się w 1/32 finału Pucharu UEFA w sezonie 1979/1980. Zbigniew Boniek jako jeden z liderów Widzewa, razem z drużyną dopiero wkraczał na europejskie salony. Drużyna AS Saint-Étienne Michela Platiniego już wtedy należała do czołowych ekip na Starym Kontynencie. Tym bardziej cenne, że to właśnie nad silną ekipą znad Sekwany łodzianie odnieśli premierowe zwycięstwo w pucharach. W pierwszym meczu rozgrywanym na stadionie ŁKS-u zespół Stanisława Świerka wygrał 2:1 po golach wspomnianego Bońka i Ryszarda Kowenickiego. Rewanż we Francji zdecydowanie padł już jednak łupem rywali (3:0).

Widzew Łódź - AS Saint Etienne (19.09.1979) Widzew Łódź - AS Saint Etienne (19.09.1979)

Jeszcze przeciwko sobie, niedługo później w jednej drużynie. Michel Platini (numer 10) i Zbigniew Boniek w przyszłości stanowili o sile Juventusu Turyn.

CZERWONE DIABŁY IM NIE STRASZNE

Doświadczenie zdobyte z rywalizacji z drużyną z Saint-Étienne zaowocowało rok później. Widzewowi co prawda znów nie udało się zdobyć pierwszego w historii klubu mistrzostwa Polski (tym razem lepsze okazały się Szombierki Bytom), ale zajmując drugie miejsce piłkarze z Łodzi znów zagwarantowali sobie udział w Pucharze UEFA. Los ponownie rzucił ich do Manchesteru, ale tym razem postawił na ich drodze zespół United. Choć angielscy dziennikarze, mając w pamięci doświadczenia City, tym razem wyrażali się o łodzianach z większym respektem, to Czerwone Diabły były niekwestionowanym faworytem. Do niespodzianki doszło już jednak w pierwszym meczu na Old Trafford, kiedy to po atomowym uderzeniu Krzysztofa Surlita padł remis 1:1. Ten wynik w ostatecznym rozrachunku okazał się mieć niebagatelne znaczenie, bo po bezbramkowym remisie w Mieście Włókniarzy, do kolejnej rundy awansowała drużyna prowadzona przez Jacka Machcińskiego.

1:1 K. Surlit wyrównuje atomowym strzałem z rzutu wolnego

W TAŃCU ZE STARĄ DAMĄ

Jeśli ktoś myślał, że wyeliminowanie czołowej angielskiej drużyny zaspokoi apetyty piłkarzy Widzewa, to był w wielkim błędzie. W kolejnej rundzie poprzeczka była zawieszona jednak jeszcze wyżej, bo do Łodzi na mecz 1/16 finału przyjechała jedna z największych potęg europejskiej piłki – Juventus Turyn. Zespół niepokornego trenera (jednego z najmłodszych w historii klubu) – Jacka Machcińskiego, znów zagrał jednak tak, jak wymagał tego od niego szkoleniowiec – bez kompleksów i respektu dla rywala. To przyniosło sensacyjną wygraną 3:1, która przy zwycięstwie gospodarzy w Turynie takim samym stosunkiem, w konsekwencji oznaczała konkurs rzutów karnych. W nim postacią numer 1 zespołu z Polski okazał się bramkarz Józef Młynarczyk.

Bohater rzutów karnych. Juventus wyeliminowany!

CZAS NA PUCHAR EUROPY

Udział w Pucharze UEFA sezonu 1980/1981 dla Widzewa ostatecznie zakończył się w 1/8 finału na dwumeczu z Ipswich Town (0:5 w Anglii i 1:0 w Polsce). Rok później – już jako mistrzowie Polski, łodzianie zadebiutowali w Pucharze Europy, w którym już w 1. rudzie lepszy okazał się belgijski RSC Anderlecht. To co najlepsze miało jednak nadejść po obronie tytułu w kolejnym sezonie. Po wyeliminowaniu maltańskiego Hibernians FC, na drodze zespołu prowadzonego wówczas przez Władysława Żmudę stanął Rapid Wiedeń. W austriackiej stolicy gospodarze wygrali 2:1, ale w rewanżu przy Alei Unii w Łodzi doszło do prawdziwej kanonady. W sumie blisko 20-tysięczna publiczność zobaczyła 8 bramek, z których pięć zdobyli widzewiacy, zapewniając sobie miejsce w najlepszej ósemce rozgrywek.

Skrót meczu

OWACJE NA ANFIELD

Zagrać na Anfield i wyeliminować wielki Liverpool to marzenie niemal każdego europejskiego klubu. Piłkarze, którzy w latach 80. reprezentowali barwy Widzewa mogą powiedzieć, że właśnie tego dokonali. Zaczęło się w Łodzi, gdzie w obecności ponad 40 tysięcy fanów (niektórzy zajmowali miejsca nawet na masztach oświetleniowych!) gospodarze wygrali 2:0, a niesamowitym strzałem głową z kilkunastu metrów popisał się filigranowy Wiesław Wraga. Mimo dwubramkowej straty nikt w mieście Beatlesów nie zakładał, że ekipie The Reds nie uda się zniwelować przewagi łodzian. A jednak, piłkarze trenera Żmudy zagrali z niesamowitą pasją, a ostateczny wynik 2:3, był bodaj najbardziej pamiętną „zwycięską porażką” jakiegokolwiek polskiego klubu w europejskich zmaganiach. Wymagający angielscy kibice pokazali z kolei, że mimo przegranej, potrafili docenić klasę rywala, nagradzając zwycięskich piłkarzy Widzewa owacjami na stojąco.

Kibice na Anfield oklaskują piłkarzy Widzewa

ZAGRAĆ PRZECIW LEGENDZIE

O awans do wielkiego finału widzewiakom przyszło się mierzyć ze starymi znajomymi z Turynu. Z tą jednak różnicą, że tym razem, po przeciwnej stronie barykady stał już idol kibiców z Łodzi – Zbigniew Boniek. Popularny „Zibi” w duecie z Michelem Platinim poprowadził do triumfu Juventus, choć ponownie nie było łatwo. Kluczowa okazała się wygrana Bianconerich na własnym stadionie 2:0. W rewanżu Widzew robił co mógł, żeby odrobić straty, ale wystarczyło to zaledwie do remisu 2:2. Dwie bramki zdobył tego dnia Krzysztof Surlit, a mecz został przerwany na blisko 20 minut, po tym jak sędzia liniowy został trafiony w głowę butelką rzuconą z trybun.

Sędzia liniowy zraniony w głowę, mecz przerwany!

FANTAZJA W NIEMCZECH, KALKULACJA W POLSCE

Po tym jak w 1983 roku Widzew znalazł się w czołowej czwórce Europy, w późniejszych latach zespołowi z Łodzi nie udało się już osiągnąć porównywalnego sukcesu. Co nie znaczy, że w historii ich występów brakowało pamiętnych spotkań. Starsi kibice do dziś wspominają chociażby batalię z Borussią Mönchengladbach w Pucharze UEFA 1984/1985. W Niemczech łodzianie zagrali otwartą, efektowną piłkę i choć zeszli z boiska pokonani (gospodarze zwyciężyli 3:2), popisali się dwoma efektownymi bramkami autorstwa Wiesława Wragi i Mirosława Myślińskiego. W rewanżu trener Władysław Żmuda postawił już przede wszystkim na efektywność, a awans jego podopiecznym dała skromna wygrana po golu Włodzimierza Smolarka.

1:0 W. Smolarek po akcji z W. Wragą

TURKU KOŃCZ TEN MECZ!

Po erze wielkich sukcesów lat 80., na kolejne kibice Widzewa musieli poczekać do połowy następnego dziesięciolecia. Wtedy to drużyna prowadzona przez Franciszka Smudę nie dość, że dwukrotnie wywalczyła tytuł mistrza Polski (w obu przypadkach wyprzedzając warszawską Legię) to jeszcze awansowała do elitarnej Ligi Mistrzów. To osiągnięcie jest tym bardziej warte uwagi z dzisiejszej perspektywy, że w fazie grupowej uczestniczyło wówczas zaledwie 16 zespołów. Czerwono-biało-czerwoni z awansu mogli cieszyć się w Danii, choć sukces zrodził się w niesamowitych okolicznościach. Po wygranej u siebie 2:1 z Brøndby Kopenhaga, na wyjeździe łodzianie przegrywali już 0:3, żeby w końcówce popsuć fetę gospodarzom. Przegrana 2:3 dała awans do Champions League, a do historii przeszedł radiowy komentarz redaktora Tomasza Zimocha, który w doliczonym czasie, w ekspresyjny sposób domagał się zakończenia spotkania od tureckiego sędziego Ahmeta Çakara.

Koniec meczu, Widzew w Lidze Mistrzów!

GOL Z POŁOWY BOISKA

Mimo dwóch ostatnich dekad niepowodzeń, upadku klubu i mozolnego odbudowywania swojej pozycji w krajowym futbolu, sympatycy Widzewa wciąż nie stracili nadziei i wierzą, że w niedalekiej przyszłości uda się nawiązać do sukcesów sprzed lat. Być może jeszcze nie na miarę wielkich zwycięstw nad Juventusem czy Liverpoolem, ale chociażby ciekawych i wyrównanych pojedynków z końcówki XX wieku. We wspomnianej Lidze Mistrzów sezonu 1996/1997 łodzianie byli przecież w stanie toczyć zacięte boje z mistrzami Hiszpanii, Niemiec czy Rumunii, co z dzisiejszej perspektywy, wydaje się nieosiągalne. Widzew zakończył co prawda udział w tamtych rozgrywkach po fazie grupowej, ale dał się poznać kibicom w całej Europie. Stało się to za sprawą między innymi takich bramek, jak ta zdobyta przez Marka Citkę, w przegranym 1:4 meczu u siebie z Atlético Madryt.

1:2 Niesamowity gol M. Citki!